Rozdział ósmy

1.2K 42 142
                                    

PRUDENCE

Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu, aby sprawdzić godzinę. Przeklęłam pod nosem i rzuciłam urządzenie na kołdrę.

Siódma piętnaście.

Opadłam na poduszkę, wiedząc, że zjawie się w szkole dopiero na drugiej godzinnej lekcji. Przez to, że czytałam książkę do trzeciej nad ranem, ponieważ chciałam ją skończyć, zapomniałam nastawić budzika.

Nie chciała mi się jeszcze wstawać, więc sprawdziłam nowe wiadomości. Przejrzałam portale społecznościowe i odpisałam Holly, że przyjdę później do szkoły, więc jej nie podrzucę do placówki, tak jak miałyśmy to w planie.

Z trudem zwlekłam się z łóżka i poszłam do mojej łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, wyprostowałam włosy i pomalowałam się. Nie miałam ochoty na żadne kreski na powiekach, więc jedynie mocno podkreśliłam rzęsy czarną maskarą. Pomalowałam usta w jasnobordową pomadką i wyszłam z łazienki.

Ubrałam się w luźne czarne materiałowe spodnie i beżowy dzianinowy top z długim rękawem. Powrzucałam potrzebne rzeczy do mojej czarno-białej torebki, następnie zeszłam na dół.

Zapach kawy i gofrów roznosił się po całym domu, co było dość niespotykane. Moi rodzice przeważnie nie jedli w domu śniadania, a do pracy wyjeżdżali zaraz po siódmej. Przeszłam przez hol ze zmarszczonymi brwiami.

Weszłam do kuchni, gdzie powitały mnie dwie uśmiechnięte od ucha do ucha twarze rodziców. Rozejrzałam się po dużej kuchni połączonej z jadalnią. Oba te pomieszczenie oddzielały od siebie przesuwane drzwi.

Na podłużnym dębowym stole stał talerz z czterema goframi. Po jego lewej i prawej leżały sztućce, naprzeciwko syrop klonowy, prosto z Kanady, który dostałam od cioci oraz kubek z parującym latte macchiato. Trochę dalej na stole leżało prostokątne pudełko zawinięte w czarny papier, przewiązane dużą srebrną kokardką.

— Dzień Dobry — przywitałam się z uśmiechem, odkładając torebkę na krzesło.

— Dzień Dobry, Prudence! — zaświergotała moja mama, podchodząc do mnie. — Dobrze spałaś?

Hannah i Edward Middlemarch prowadzili firmę z siedzibą w Londynie, przez co wyjeżdżali wcześnie rano i wracali późnym wieczorem. Rzadko się ze sobą widywaliśmy, najczęściej w weekendy. Kiedy jednak znajdowaliśmy wolny czas, staraliśmy się go spędzać razem. Byli naprawdę cudownymi rodzicami.

Z wyglądu byłam ich mieszanką, jednak z charakteru byłam jak moja mama, gdy sama była w moim wieku. Tak przynajmniej opowiada mi babcia, a ja jej wierzyłam.

Hannah była średniego wzrostu i szczupłą kobietą po czterdziestce. Miała piękne czarne włosy do ramion, prosty nos i ciemne oczy okolone wachlarzem gęstych czarnych rzęs. Pomimo kilku zmarszczek dalej wyglądała młodo.

Natomiast Edward był wysokim, barczystym mężczyzną, któremu na głowie powoli robiły się zakola. W jego piwnych oczach zawsze kryła się dobroć i ciepło.

— Spała tak dobrze, że aż zaspała na pierwszą lekcję — parsknął tata, opierający się biodrem o wyspę kuchenną.

Przewróciłam oczami z rozbawieniem.

— A wy nie w pracy? — podpytałam, unosząc brew. — Myślałam, że wy jako pracoholicy jesteście tam już od godziny.

Tata parsknął śmiechem, przez co omal nie wypluł kawy, której się wcześniej napił. Mama pokręciła głową z politowaniem.

— Cóż zostaliśmy dzisiaj dłużej w domu, ponieważ mamy dla ciebie prezent, Prudence — oznajmiła podekscytowana mama, podnosząc ze stołu pudełko. — Miał to być prezent urodzinowy, jednak do tego wydarzenia zostało jeszcze trochę czasu... Postanowiliśmy ci to dać już teraz, a coś o wiele lepszego dostaniesz na swoje urodziny.

Nie mogę się zakochać bez ciebie [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz