26.

1K 31 4
                                    

Nie czułam się bezpieczna nigdzie, a impreza z okazji zakończenia szkoły zbliżała się wielkimi krokami. Nie chciałam na nią iść, ale niestety każdy musiał. Pablo razem z Pedrim i Santiago namówili mnie, żeby zgłosić te wiadomości i przesyłki na policję, co też uczyniłam. Policjanci stwierdzili, że faktycznie może to mieć związek ze sprawą wypadku, dlatego miałam informować o każdej kolejnej wiadomości, jednak żadna nie pojawiła się już od tygodnia. Może ten ktoś odpuścił? Taką miałam nadzieję. Gavi miał zostać w szpitalu jeszcze ponad tydzień. Jego żebra zrosły się bez żadnych komplikacji, na ręce zamiast gipsu nosił już tylko ortezę, a wszystko wskazywało na to, że z kostką też jest coraz lepiej. Można było powiedzieć, że wszystko dobrze się skończyło, ale czy na pewno? Sprawca dalej był na wolności, a ja byłam prawdopodobnie zastraszana. Nikt nie wiedział co powinniśmy zrobić. Nawet policjanci powiedzieli, że zostało nam tylko cierpliwie czekać na rozwój sytuacji. Teraz dotrzymywałam towarzystwa młodemu Hiszpanowi sama, ponieważ Pedro wrócił do treningów, a rodzina chłopaka wróciła do Sevilli.

- Pierwsze co zrobię jak stąd wyjdę to zabiorę Cię na naszą plażę. - powiedział Pablo z tajemniczymi iskierkami na jego czekoladowych tęczówkach.

- Nie byłam tam ani razu od tego co się stało. Nie potrafiłabym przebywać tam bez Ciebie. - powiedziałam delikatnie się uśmiechając.

- Martwisz się czymś. - stwierdził nawet nie wiem na jakiej podstawie.

- Skąd taki pomysł? - zapytałam nie ukrywając zdziwienia.

- Zawsze jak się martwisz bawisz się swoimi palcami i marszczysz delikatnie brwi. Dokładnie to teraz robisz. - nie sądziłam, że znał mnie tak dobrze, a sama nie zauważyłam, że wykonuję te czynności, dopiero on mi to uświadomił. - Co Cię gryzie?

- Wiesz, nie codziennie dostaje się pudełko z martwym ptakiem w środku i wiadomości, które mogą znaczyć dosłownie wszystko. Boję się nie o siebie, a o was. Ty już ucierpiałeś. Kto będzie następny? Carmen? Pedri? Ares? A może Santi? Każdego dnia od tej dziwnej paczki boję się wyjść sama z domu Gavi. To mnie chyba zaczyna niszczyć od środka. - brązowooki nie mówiąc nic przesunął się tak, żebym mogła usiąść obok niego, co uczyniłam, po czym zostałam przez niego przytulona, ale nic nie mówił, wiedział, że to nie wszystko. - Jeszcze ta cała impreza. Nie chce tam iść. Ten pieprzony pan Amerykanin tam będzie razem ze swoją siostrzyczką.

- Naprawdę musisz tam iść? - zapytał rysując niewidzialne wzorki na moim ramieniu.

- Tak już zapłaciłam za wejściówki do klubu, jak powiedziała nasza wychowawczyni Teraz nie ma już odwrotu. - westchnęłam. - Pójdziesz tam ze mną? - zapytałam patrząc w jego hipnotyzujące ciemnobrązowe oczy.

- Pewnie, że pójdę. Ty byłaś ze mną na gali, więc ja pójdę z Tobą na tą imprezę pożegnalną. - powiedział opierając swój policzek o czubek mojej głowy.

- Dziękuję.

- Za często używasz tego słowa krasnalu.

- Są osoby przy których nadal używam go za mało.

- Na przykład?

- Pedri, twoja siostra, Santiago, Carmen, Ty... - przewał mi mówiąc:

- Przy mnie go nadużywasz.

- Nie prawda.

- Prawda.

- Niech Ci będzie Gavira. - westchnęłam, nie miałam siły się z nim kłócić.

Na nic nie miałam siły, nawyki z czasów kiedy Pab leżał w śpiączce dalej mi towarzyszyły. Nie jadłam tak jak powinnam, nie spałam tyle ile powinnam, za dużo myślałam, a wszystko to maskowałam makijażem i szerokim uśmiechem. Może dlatego podczas rozmowy z brunetem, w pewnym momencie odpowiadałam monosylabami aż w końcu zasnęłam.

***

Nie wiem ile spałam, ale obudziły mnie śmiechy chłopaków. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dalej półleżałam obok Pabla, który mnie przytulał. Obok łóżka siedział Pedri, Ansu, Torres i Ares. Chwila... Ares? Przecież pisał, że ma coś do załatwienia. Nie zamierzałam pytać co tu robi, byłoby to trochę dziwne, w końcu zakumplował się z przyjacielem Gaviego.

- O wstałaś. - powiedział uśmiechnięty najmłodszy piłkarz Blaugrany.

- Tak, cześć wam. - drugą część zdania skierowałam do osób, z którymi się nie widziałam, oczywiście odpowiedzieli tym samym.

- Wyspałaś się? - zapytał podejrzanie bardzo zadowolony González.

- Mogło być lepiej, ale nie narzekam. - odpowiedziałam. - Jak tam trening?

- Tak jak zawsze, czyli pełno ćwiczeń połączonych z wygłupami i wkurzonym Xavim. - odpowiedział Fati.

- Szkoda, że Cię nie było, w końcu poznałabyś Sirę. - powiedział Ferran.

- Nie zostawiłabym przecież tego nieobliczalnego piłkarzyka samego. Jeszcze by sobie coś zrobił i nie wróciłby na boisko. To byłoby skrajnie nieodpowiedzialne. - powiedziałam na co wszyscy oprócz Gaviego się zaśmiali.

- Tak myślisz Martinez?

- Jestem w 100% przekonana Gavira.

- Dobrze, dobrze. Zapamiętam to sobie. - to jest ten moment, w którym Pablo postanawia się obrazić, a ja udaję, że mnie to nie rusza.

- Co tam u Ciebie Rodríguez? Dawno się nie widzieliśmy. - zapytałam Aresa kompletnie ignorując udawane humorki bruneta.

- A bardzo dobrze, Carla chyba przyjedzie na jakiś czas z Londynu, ale nie jest pewna. - powiedział uśmiechając się jak głupi.

Carla Rodríguez to starsza siostra Aresa, która wyjechała do Londynu rok przed przeprowadzką jej brata do Madrytu. Przyjeżdża raz na jakiś czas do Hiszpanii, żeby zobaczyć się z bratem, bo z rodzicami nie miała nigdy dobrego kontaktu. Po części to właśnie przez nich wyjechała z kraju.

- To świetnie. Daj znać jak będziesz wiedział coś więcej.

- Sophie? - wiedziałam, że długo nie wytrzyma.

- Tak panie obrażalski?

- Podasz mi wodę? - wzięłam butelkę z szafki i dałam ją brunetowi. - Dziękuję.

- Już przestajesz się obrażać?

- Tak. - powiedział szeroko uśmiechnięty.

- Nie wiem jak ty z nim wytrzymujesz González. Powinieneś dostać Nagrodę Najbardziej Cierpliwego Człowieka Na Świecie. - powiedziałam na co każdy się zaśmiał.

- No Gavi jest po prostu jak dziecko zamknięte w ciele osiemnastolatka. Już chyba nic tego nie zmieni. - podsumował czarnowłosy.

Później rozmawialiśmy o zbliżającej się imprezie z okazji zakończenia szkoły. Jak się okazało Carmen zaprosiła Pedriego, czyli Gavi nie będzie musiał się nudzić siedząc cały czas ze mną i moimi znajomymi z klasy. Z tego tematu zeszliśmy na temat naszych wakacji. Jak się okazało cała drużyna miała zamiar jechać na dwa tygodnie do Rzymu w ramach jakiegoś tam projektu. Tak naprawdę Xavi szukał pretekstu na urlop, bo on również z tego korzystał. Jak mówił Ansu:

- Xavier powiedział, że ty też jedziesz i to nie będzie pytanie. Postawi Cię przed faktem dokonanym.

Dobrze było być chociaż uprzedzonym przed takim wyjazdem. Cieszyłam się, bo w końcu poznam dziewczynę Ferrana i spełnię jedno ze swoich marzeń. Włochy były miejscem, które chciałam odwiedzić od dziecka. Co roku próbowałam namówić rodziców na wyjazd tam, ale oni woleli Francję albo Grecję. Jeździliśmy zamiennie do tych krajów do momentu, w którym przestali mieć czas dla mnie i mojego brata. Zajęli się pracą i przez to prawie wcale nie ma ich w domu. Czasami mam wrażenie, że mieszkam sama z Santiago i wcale mi to nie przeszkadza.

1118 Słów

Más que suerte... || Pablo Gavi [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz