34.

898 33 9
                                    

Pablo siedział przy brzegu wpatrując się w horyzont rozciągający się przed nim. Usiadłam obok i oparłam głowę o ramię bruneta delikatnie go obejmując, na co on położył swoją głowę na mojej. Siedzieliśmy chwilę w ciszy dopóki nie przerwał jej Gavi mówiąc cicho:

- Gdyby nie Raph i Pepi pewnie musieliby mu szykować pogrzeb.

- Wtedy Twoja kariera i ciężka praca, którą w to włożyłeś poszłaby się jebać. - odpowiedziałam identycznym tonem co brunet.

- To nie jest ważne.

- Dla Ciebie jest Pab.

- Nie tak jak ty.

- Gavi nie wygaduj bzdur proszę. Pedri mówił nie raz, że dla Ciebie piłka zawsze była, jest i będzie na pierwszym miejscu.

- Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, co oznacza, że musieliśmy się poznać. Wydaje mi się, że tym powodem jest to, że miałaś uświadomić mi kilka rzeczy.

- Co ty znowu wymyśliłeś?

- Pierwsza piłka nigdy nie była najważniejsza, tak mi się tylko wydawała, druga uświadomiłaś mi, że to rodzina i przyjaciele od zawsze byli są i będą na pierwszym miejscu i jest jeszcze jedna rzecz, ale wolę ją na razie zachować dla siebie. 

- Zacząłeś mówić to kończ.

- Soph to na razie nie jest ważne. - podniósł głowę, przez co uczyniłam to samo. - Uwielbiam w Tobie to, że zawsze się martwisz, nawet kiedy nie ma takiej potrzeby, to całkiem urocze.

- Nawet nie zaczynaj.

- Przecież nic nie mówię. - zaśmiał się po czym mnie przytulił. - Dziękuję.

Czasami nie nadążam za jego zmianami humoru. Jest gorszy niż dzieci, ale ma to swój urok.

- Za co? - zmarszczyłam delikatnie brwi, ale nie mógł tego zobaczyć, przez to, że dalej mnie przytulał.

- Za to, że jesteś zawsze kiedy Cię potrzebuję.

- Nie masz za co dziękować, robisz dokładnie to samo dla mnie Pab.

Nie odpowiedział nic, tylko mocniej mnie do siebie przytulił. Siedzieliśmy w ciszy i patrzyliśmy na zachodzące słońce zatopieni w swoich myślach. Po chwili brunet przerwał ciszę:

- Wracajmy do reszty, pewnie się martwią. - pokiwałam głową na słowa chłopaka, wstałam z piasku i razem ruszyliśmy w stronę plaży, na której siedzieli nasi przyjaciele.

***

POV. Gavi

Po tym jak wróciłem z Sophie do reszty bawiliśmy się całkiem dobrze, ale nie było to, to samo co przed przyjściem tego amerykańskiego idioty. Po rozmowie z dziewczyną nie czułem już tak dużej złości i jednocześnie frustracji, chyba że był to efekt braku obecności osoby odpowiedzialnej za te uczucia. Nie byłem pewien czy to, że nie powiedziałem brunetce o ostatniej rzeczy było dobrą decyzją. Taka okazja może się nie powtórzyć. Pedri prawdopodobnie zauważył, że coś jest nie tak, bo podszedł i zapytał:

- Co ty taki jakiś dziwny?

- Mogłem jej powiedzieć, ale tego nie zrobiłem Pepi. Co jak nie będę miał okazji powiedzieć jej prawdy?

- Gavi zrobiłeś to co uważałeś za słuszne, a okazja na pewno jeszcze będzie. Musisz teraz po prostu poczekać. - poklepał mnie delkatnie po ramieniu, żeby dodać mi trochę otuchy.

- A ty kiedy powiesz Carmen, co?

- To nie jest to samo Pablo.

- To jest dokładnie to samo Pedro.

- Nie wiem, nie chce naciskać, bardzo dobrze o tym wiesz.

- Wiem i ty wiesz, że mam dokładnie to samo.

527 Słów


Más que suerte... || Pablo Gavi [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz