Tydzień później Pablo dostał wypis ze szpitala. Wszystkie kości zrosły się tak jak powinny i nie potrzebował żadnych rehabilitacji czy innych takich zajęć, dzięki czemu mógł od razu wrócić do treningów. Torre śmiał się, że Gavi ma idealne wyczucie czas. W sumie miał rację, bo dokładnie za 2 dni mieli grać z Realem Madryt na Spotify Camp Nou i szatyn miał już wtedy grać z czego się bardzo cieszył.
- Jak mógłbym przepuści okazję, żeby wygrać z największym rywalem? - podsumował wcześniejszą wypowiedź Torre
- Wszyscy wiemy, że nie byłbyś sobą. - odpowiedział mu Pedri.
- Koniec gadania i bierzcie się do pracy mecz sam się nie wygra. Standardowo 5 okrążeń dookoła boiska. Raz, raz, raz. - pośpieszał ich Xavi, który od 10 minut próbował zacząć trening, kiedy mu się to udało usiadł obok mnie na ławce. - Wiesz, że w połowie lipca będziemy jechać do Rzymu?
- Coś ostatnio Ansu o tym wspominał. - odpowiedziałam spoglądając na trenera Dumy Katalonii.
- Jedziesz z nami i to nie jest pytanie. - powiedział uśmiechając się.
- Nawet jakby było, to bym się zgodziła. Od zawsze chciałam pojechać do Włoch i teraz dajecie mi taką możliwość, dziękuję Xavi. - uwielbiałam w nim to, że wszystkich nas traktował jak swoją rodzinę. Nikt nie czuł się wykluczony czy poniżony, a każdy konflikt rozwiązywał tak szybko jak to tylko możliwe.
- Nie masz za co dziękować. Zwariowałbym z nimi. Ty przynajmniej potrafisz ich w miarę ogarnąć.
- Nie jest z nimi jeszcze tak źle.
- Wcale tylko zachowują się czasem gorzej niż przedszkolaki.
- Może tylko czasami. - powiedziałam na co oboje się zaśmialiśmy, Hernández wstał i zadał chłopakom kolejne ćwiczenia, po czym znowu wrócił do rozmowy ze mną:
- Dawno nie widziałem tak szczęśliwego Pabla. Odkąd na Ciebie wpadł po tym meczu prawie dwa miesiące temu, praktycznie cały czas się uśmiecha. - powiedział obserwując chłopaka, o którym mówił. - Chyba przez to o wiele bardziej się stara.
- Nie wiem. Wydaje mi się, że wszyscy przesadzacie. Każdy mi mówi jak to się Pablo nie zmienił się od poznania mnie, a ja nic takiego nie zrobiłam. - odpowiedziałam trochę nie rozumiejąc dlaczego kolejna osoba o tym mówi.
- Zapytaj Pedra. Powie Ci dokładnie to samo. - podsumował swoją wypowiedź, już nic nie odpowiedziałam, tylko w przyjemnej ciszy z byłym zawodnikiem i obecnym trenerem Blaugrany obserwowałam trening tego klubu.
***
Dzień meczu z Realem nastał szybciej niż ktokolwiek by przypuszczał. Cała Barça chodziła zestresowana, począwszy od Xaviego, skończywszy na Ter Stegenie. Ten mecz był jednym z ważniejszych, w końcu to Real Madryt największy ,,wróg" FC Barcelony. Rozgrywka miała zacząć się za godzinę. Ja przebywałam już na terenie Camp Nou i pisałam z Carmen, która miała przyjść przed samym rozpoczęciem meczu, do momentu kiedy na wyświetlaczu pojawiło się powiadomienie o połączeniu.
Pedri
Ostatnim razem kiedy dzwonił nie miał dobrych wieści, oby tym razem było inaczej. Odebrałam połączenie i usłyszałam:
- Sophie Martinez jesteś w tym momencie potrzebna w szatni.
- Co znowu? - zapytałam zestresowana, ale ruszyłam w stronę wcześniej wspomnianego pomieszczenia.
CZYTASZ
Más que suerte... || Pablo Gavi [ZAKOŃCZONE]
FanfictionSophie to 18 letnia mieszkanka Barcelony. Jej starszy brat uwielbia piłkę nożną, przez co z czasem dziewczyna też zaczęła uwielbiać ten sport. Pewnego dnia jej życie przewróciło się do góry nogami właśnie przez ten sport.