36.

968 34 4
                                    

Na plaży siedzieliśmy prawie do trzeciej nad ranem patrząc w gwiazdy i rozmawiając o wszystkim co tylko pojawiło nam się w danej chwili w głowie. Niby nic się nie zmieniło, a jednak było odrobinę inaczej. Oficjalnie mogłam nazwać szatyna swoim chłopakiem. Razem ustaliliśmy, że nie ma sensu tego ukrywać, ale nie będziemy też tego jakoś ogłaszać. Jak ktoś zapyta to po prostu powiemy prawdę. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak bardzo szczęśliwa jak obecnie. Pablo był moim źródłem szczęścia i dobrej energii, ale zauważyłam to niedawno, czego naprawdę całym sercem i umysłem żałowałam. Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Aurora miała rację, jej brat już dawno był dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem, ale mój mózg nie chciał tego do siebie dopuścić. Obudziłam się przytulona do ciemnookiego piłkarza, który przeglądając coś na telefonie bawił się moimi włosami. Uśmiechnęłam się widząc to i przytuliłam go trochę mocniej, czym zwróciłam na siebie jego uwagę. Pablo odwrócił wzrok od ekranu urządzenia, a gdy zobaczył, że nie śpię odłożył je na szafkę obok łóżka.

- Dzień dobry Słońce. - powiedział po czym złożył krótki, ale czuły pocałunek na moich ustach.

- Dzień dobry Pab. - uczyniłam ten sam gest co Gavi.

- Jak się spało?

- Bardzo dobrze, a Tobie?

- Wyjątkowo dobrze, jak nigdy. - uśmiechnął się. - Xavi odwołał nam trening i kazał pakować się bo jutro lecimy do Rzymu.

- Jutro? Nie mieliśmy lecieć za dwa tygodnie?

- Mieliśmy, ale zaszła drobna zmiana, o której sam dowiedziałem się jakieś 10 minut temu.

- Zabiję ich, pewnie namieszali w papierach. - westchnęłam, wiedząc, że jeśli tak się stało będę musiała dzisiaj pojechać i to ogarnąć.

- Nawet tak nie mów, oboje wiemy co by to oznaczało, a ja już mam świetny pomysł i nic mi go nie zepsuje.

- Coś ty znowu wymyślił?

- Niespodzianka.

***

Siedziałam na miejscu pasażera w czarnym Marcedesie swojego chłopaka, który wpadł na jeden ze swoich genialnych pomysłów.

- Powiesz mi gdzie jedziemy?

- Zepsułbym wtedy niespodziankę.

- No proszę, powiedz gdzie jedziemy.

- Zobaczysz.

Nie odpowiedziałam na to, tylko wlepiłam wzrok za szybę próbując znaleźć cos znajomego w obrazie za oknem, ale nic nie wyglądało znajomo. Z Barcelony wyjechaliśmy jakiś czas temu.

- Chcesz mnie zabić i zakopać w lesie? - zapytałam kiedy brunet zaparkował na parkingu przed jakiś lasem.

- Kurde przejrzałaś mnie. - zaśmiał się wysiadając z auta i kiedy już chciałam otworzyć drzwi, zostałam uprzedzona przez bruneta. Podziękowałam uśmiechając się, wysiadłam z pojazdu i poczekałam aż ciemnooki weźmie to co miał wziąć z bagażnika. Jak już miał wszystkie rzeczy podszedł do mnie złączył nasze dłonie razem i prowadził w tylko sobie znanym kierunku.

- Teraz mi powiesz gdzie idziemy? - zapytałam z nadzieją w głosie.

- Za chwilę zobaczysz. - powiedział ewidentnie zadowolony z tego, że udało mu się zachować tajemnicę.

***

Po kilku minutach spaceru staliśmy przed uroczą altanką niedaleko jeziora, któremu uroku dodawały białe i bardzo jasnoróżowe lilie wodne. Nie wiarygodne było to, że Pablo pamiętał o tym, że na początku naszej znajomości mówiłam mu, że chciałabym znaleźć miejsce podobne do tego, w którym obecnie się znajdowałam.

- Podoba Ci się? - zapytał Hiszpan stojący obok.

- Oczywiście, że tak. - przytuliłam Gaviego, co ten oczywiście odwzajemnił. - Nie wierzę, że zapamiętałeś.

- Pamiętam każde wypowiedziane przez Ciebie słowo. - powiedział wlepiając swoje czekoladowe tęczówki, w których mogłam dostrzec uwielbiane przeze mnie iskierki, w moje orzechowe odpowiedniki, po czym czule mnie pocałował.

- To nie podchodzi pod obsesję?

- Możliwe, ale dla Ciebie mogę nawet zostać zamknięty w psychiatryku.

***

Siedziałam w beżowej, za dużej na siebie bluzie piłkarza w altanie i razem jedliśmy przygotowane przez niego przekąski śmiejąc się z największych głupot, czyli dokładnie tak jak zawsze. Powiedziałam Gavirze o tym co widziałam wczoraj na plaży, dokładniej o Pedrim i Carmen, na co on powiedział, że zapyta przyjaciela o tą sytuację. Po około 3 godzinach postanowiliśmy się zbierać, bo musimy się jeszcze spakować.

***

Wiedziałam, że zostawienie Xaviego i papierów będzie złym pomysłem. Kto normalny załatwia lot na godzinę 4.45? Otóż właśnie o godzinie 4.00 siedziałam już na lotnisku w za dużej bluzie mojego chłopaka i czarnych dresach, byłam zaspana i totalnie nieogarnięta. Opierałam głowę o ramię Gaviego i razem oglądaliśmy Kota w Butach. Brunet wyjątkowo bardzo tryskał pozytywną energią, co jak na niego i wstawanie o wczesnych, wręcz nieludzkich porach było dość nietypowe. Po 20 minutach zbieraliśmy się na odprawę, którą sprawnie przeszliśmy i po kolejnych 15 minutach siedzieliśmy w samolocie i czekaliśmy na start.

Rzymie nadchodzimy.

740 Słów


Más que suerte... || Pablo Gavi [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz