4.

2.1K 59 12
                                    

Tak jak zakładałam na plaży spędziliśmy cały dzień. Żadną niespodzianką nie było to, że Santiago dogadał się z chłopakami., jednak dla mojego brata dużym zdziwieniem było to, że miałam bardzo dobry kontakt z Gavim. W sumie nie dziwię mu się, w końcu nie codziennie widzi się swoją młodszą siostrę śmiejącą się z jednym z graczy najpopularniejszej hiszpańskiej drużyny w piłce nożnej. Jeszcze większym zdziwieniem było dla niego to, że zostałam zaproszona na trening chłopaków, który jest już dzisiaj, dlatego obecnie stoję przed szafą i szukam odpowiednich ubrań na ten jakże historyczny moment. Pogoda jak na obecną porę roku i to, że jesteśmy w Hiszpanii jest tragiczna, bo mamy nie całe 10°C. Postanowiłam więc ubrać czarny golf, na niego czarną rozpinaną bluzę z kapturem, do tego długie jeansowe spodnie z dziurami i czarne vansy. Po ubraniu się i ogólnym ogarnięciu zjadłam śniadanie i udałam się na stadion. Tam jednak pojawił się pierwszy problemy. Mianowicie nie chcieli wpuścić mnie do środka, ponieważ nie mam identyfikatora, który upoważnia do wejścia na boisko. Kiedy miałam się już poddać obok pojawił się ciemnooki szatyn i zapytał:

- Jakiś problem? - po czym skierował się w moją stronę - Hej Sophie - przytulił mnie na powitanie, co odwzajemniłam.

- Nie żadnego Pablo, wchodzicie. - uśmiechnęłam się w stronę chłopaka, który pokazał mi, że mogę iść pierwsza, za co podziękowałam skinieniem głowy i weszłam na teren stadionu Camp Nou. Był on o wiele większy od części, w której się znajdowaliśmy.

- Dzięki Gavi już chciałam odpuścić kłótnię z tym ochroniarzem i wracać do domu.

- Muszę załatwić Ci identyfikator, bo będziesz tu częstym gościem. - uśmiechnął się do mnie.

- Dobrze, że cokolwiek o tym wiedziałam - zaśmiałam się, a chłopak tylko pokręcił z niedowierzaniem głową.

Droga do szatni była dłuższa niż myślałam, ale nie miałam na co narzekać, bo Pablo nie pozwolił, żeby uśmiech zniknął z mojej twarzy chociaż na chwilę. Po drodze dołączył do nas Pedri, który zdziwił się widząc nas tu, bo jak się okazało trening mieli mieć za ponad dwie godziny. Jak się okazało Gavi pomylił godziny, przez co razem z Pedro nie mogliśmy przestać się śmiać. Chłopcy się przebrali, a ja czekałam na nich przed szatnią. Nie musiałam długo czekać, bo już po chwili z pomieszczenia wyszła dwójka przyjaciół, oboje wzięli ze sobą swoje koszulki i bluzy. Nie pytałam po co, w końcu to oni grali nie ja. Weszliśmy już do miejsca docelowego, ja usiadłam sobie na ławce rezerwowych, kiedy chłopcy kopali do siebie piłkę lub grali w to, który zrobi lepszą sztuczkę. Kiedy oni tak sobie grali ja postanowiłam pójść sobie po wodę do takiego jakby automatu (mam nadzieję, że wiecie o co chodzi, nie mam pojęcia jak to inaczej wytłumaczyć). Wzięłam kubeczek i nalałam sobie do niego wodę. Jednak z moim szczęściem nie skończyło się to dobrze. Podczas powrotu na murawę, wystraszyłam się lecącej w moją stronę piłki, przez co cała zawartość kubka znalazła się na mojej górnej części ubrania. Gavi i Pedri na początku umierali ze śmiechu, jednak kiedy zdali sobie sprawę z tego jaka jest temperatura ten pierwszy wziął swoją bluzę i rzucił nią w moim kierunku mówiąc:

- Przebierz się w nią, bo będziesz chora. Toaleta jest zaraz obok szatni. - podziękowałam i ruszyłam we wskazanym przez chłopaka kierunku. Coś mi się wydaje, że ten dzień będzie świetny.

540 Słów

Más que suerte... || Pablo Gavi [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz