10.

1.4K 31 4
                                    

(Daty w książce mogą nie zgadzać się z tymi prawdziwymi, po prostu ze względu na sens wydarzeń i pewne pomysły, mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe. Miłego czytania♡ )

Kilka dni później

Nie ma to jak siedzieć w szkole kiedy na podwórku temperatura sięga prawie 30°C i można by było siedzieć na plaży. Razem z Carmen siedzimy na końcu sali i udajemy, że słuchamy o czym mówi nauczycielka biologii. W pewnym momencie zauważyłam, że mój telefon się zaświecił, co oznaczało pojawienie się jakiegoś powiadomienia.

Gavi

O której kończysz dzisiaj?

Ja

Za 10 minut, a czemu pytasz?

Gavi

Przyjadę po Ciebie

Ja

Czy ty się dobrze czujesz?

Jak Cię zobaczą to nie wydostaniesz się spod szkoły co najmniej przez miesiąc

Gavi

Czuję się bardzo dobrze

I nie dramatyzuj, nie może być aż tak źle

Ja

Żeby później nie było, że nie mówiłam

Gavi ⚽

Po prostu czekaj przed szkołą

Nie odpisywałam już, bo nie uważałam, że to konieczne. Ciekawe na co znowu wpadł ten geniusz. Oby nie było to kolejne wyjście z nim i Pedrim na plażę. Po ostatnim miałam okropne zakwasy, chociaż nie ma na co narzekać było całkiem śmiesznie. Ostatnie 10 minut zleciało naprawdę szybko. Carmen musiała zostać jeszcze na jakiś dodatkowych zajęciach, dlatego po pożegnaniu się z nią i zostawieniu rzeczy w szafce wyszłam przed szkołę, gdzie czekał już Gavi oparty o maskę czarnego samochodu, przeglądając coś w telefonie. Piłkarz totalnie nie zwracał uwagi na to, że dosłownie każdy się mu przyglądał, w końcu nie codziennie na parkingu Twojego liceum spotykasz jednego z popularniejszych w kraju jaki i nie na świecie gracza footballu. Kiedy ciemnooki mnie zauważył od razu schował telefon do kieszeni i z uśmiechem przytulił mnie na powitanie.

Dzięki Gavira teraz będę plotką nr 1 w całej szkole.

- Mówiłem, że nie będzie tragicznie - powiedział otwierając mi drzwi od strony pasażera, za co podziękowałam skinieniem głowy, po czym siadłam na skórzanym fotelu zapinając pasy. Brunet po chwili zajmował miejsce za kierownicą.

- Nie no co ty wcale nie było źle, tylko większość uczniów widziała Cię stojącego jak gdyby nigdy nic na parkingu jednego z liceów, no przecież to nic takiego. - odpowiedziałam pół żartem pół serio na co chłopak przewrócił oczami - Gdzie jedziemy?

- Najpierw na trening. Później zobaczymy. - odpowiedział zatrzymując się na czerwonym świetle. - Co ty taka poirytowana?

- Jakbyś miał 2 matematyki i biologię w ciągu jednego dnia też byś był poirytowany.

- Nie rozumiem, dlaczego wy kobiety tak dramatyzujecie.

- Nie dramatyzujemy, po prostu wszystko bardziej nas rusza niż was.

- To nie prawda, nie zawsze tak jest.

- Mówię o większości przypadków.

- Niech Ci będzie, co nie zmienia faktu, że dramatyzujesz.

- Wcale nie.

- Oczywiście, że tak. - zaśmiał się, na co już nic mu nie odpowiedziałam udając obrażoną. - No weź, nie obrażaj się. - nie uzyskał odpowiedzi - Sophie no proszę Cię.

W taki sposób sprzeczając się, śmiejąc z siebie nawzajem, gadając o głupotach i śpiewając minęła nam 20-minutowa podróż na Spotify Camp Nou, na którym odbywał się trening jednego z popularniejszych klubów Katalonii, jak nie nawet całej Hiszpanii, FC Barcelony.

***

Siedzę na trybunach i obserwuję trenujących chłopaków. Było widać, że robią to co lubią robić. Nikogo nie dziwiło to, że Ansu Fati razem z Raphinhą cały czas się wygłupiali mimo licznych upomnień ze strony Xaviego, który już chyba odpuścił. Oprócz wygłupów można też zaobserwować precyzję, dokładność i jednocześnie swojego rodzaju grację z jaką wykonywali każde ćwiczenie. Dopiero teraz dotarło do mnie, że prawdopodobnie co drugi mój szkolny znajomy chciałby znaleźć się teraz na moim miejscu. Miałam ogromne szczęście, że to akurat na mnie Pablo wpadł na tym meczu. Mogę też powiedzieć, że odczuwam pewnego rodzaju satysfakcję, przecież do niedawna oddałabym wszystko, żeby którykolwiek z biegających po murawie graczy chociaż na mnie spojrzał, a dzisiaj jeden z nich przyjechał po mnie pod szkołę, narażając się tym na paparazzi i natarczywych fanów. Moje rozmyślania zostały przerwane kiedy w moim kierunku podbiegła dwójka dobrze mi już znanych przyjaciół.

Gavi i Pedri są oni trochę jak yin yang, tworzą razem idealną całość. Pedro jest najczęściej bardzo spokojny, odpowiedzialny, wszystko robi przemyślanie i troszczy się o bliskich. Natomiast młodszy z dwójki przyjaciół jest przeciwieństwem starszego. Bardzo łatwo wpada w furię, jest porywczy i czasami nieodpowiedzialny, przy czym zawsze stawia dobro bliskich ponad swoim zupełnie tak samo jak Pedri.

- Co ty dzisiaj taka zamyślona? - zapytał uśmiechnięty Gonzalez.

- Sama nie wiem, tak jakoś wyszło. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą uśmiechając się.

- Po treningu jedziemy coś zjeść i na plażę obejrzeć zachód słońca, co prawda widzimy go codziennie, ale to nie to samo. - powiedział Gavira po czym upił łyk wody.

- Dobrze szefie - odpowiedziałam na co całą trójką się zaśmialiśmy.

Właśnie tego potrzebowałam, odskoczni od całego zawirowania w moim codziennym życiu. Zanim piłkarze pojawili się w mym marnym żywocie, każdy dzień wyglądał praktycznie tak samo. Wstawałam do szkoły, szłam tam, z trudem wytrzymywałam wszystko co się tam działo, po czym wracałam do domu, zaszywałam się w swoim pokoju do kolacji, po której ogarniałam się i szłam spać, bo kolejnego dnia znowu była szkoła. Teraz każdy dzień jest inny i to wszystko przez jeden mecz, na którym jeden z graczy FC Barcelony wpadł na mnie zaraz po jego zakończeniu.

869 Słowa

Más que suerte... || Pablo Gavi [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz