rozdział 24

125 7 3
                                    

Kiedy się obudziłam, promienie słońca raziły moje oczy. Wydostałam się spod kołdry i ruszyłam na dół. Nie miałam pojęcia czy Victor już wrócił. Cichymi kroczkami podreptałam do kuchni. Chwyciłam czajnik i wlałam do niego wodę, która po chwili była już gorąca. Wyjęłam z szafki kubek z okładką mojej ulubionej książki i zaparzyłam herbatę. Do moich uszu dotarł dźwięk otwierającego się zamka. Razem z kubkiem ruszyłam w stronę holu. Po chwili przede mną stał brunet z dużymi, brązowymi oczami, w których zawsze tonęłam.

Staliśmy naprzeciw siebie a nasze spojrzenia się krzyżowały. W tym momencie zobaczyłam krew na jego koszulce. Przejeżdżałam po nim wzrokiem coraz niżej. Teraz zatrzymałam się na dłoniach. Miał całe obdarte i zakrwawione knykcie. W co on się wpakował?

-Chodź.- rzuciłam. Wskazałam ręką by usiadł na krześle w kuchni za to ja poszłam na górę. Weszłam do łazienki skąd wzięłam apteczkę i wróciłam do chłopaka. Brunet przyglądał mi się z uniesionymi brwiami co zignorowałam. Wyjęłam z materiału płyn odkażający oraz gazę. Lekkim ruchem uniosłam jego lewą dłoń. -Będzie szczypać.- powiedziałam wylewając przezroczysty płyn na jego knykcie.

Chłopak, aż syknął z bólu i zacisnął powieki. Następnie przycisnęłam w tym miejscu gazę. Po chwili zrobiłam to samo z drugą ręką.

-Co się stało?- mruknęłam podczas wyrzucania opatrunków do kosza. Nie dostałam odpowiedzi, jedyne co to Victor machnął ręką zbywając temat.
-Mów.- mój głos był wysoki. -Po prostu wytłumaczyłem jedną rzecz twojemu koledze.- mruknął. Koledze? O czym on gada? Niepokój w moim ciele narastał. Brunet widząc moje zdezorientowanie, kontynuował: -Chodzi o Blake'a Mitch'a.- W tym momencie poczułam ukłucie w sercu. Victor bił się z moim największym wrogiem. Moim największym, realistycznym koszmarem, który nękał mnie od kilku lat. Bił się z osobą, której bałam się jak niczego innego. Osobą, przez którą nie dawałam sobie kiedyś rady. Osobą, która zmieniła moje życie w piekło.

-Już dobrze.- szepnął podchodząc bliżej. Patrzył na mnie z troską w oczach. Objął moje ciało swoimi dużymi ramionami, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Jego wargi musnęły czubek mojej głowy, a duża dłoń głaskała moje włosy.

Jego palce były delikatne a ciało ciepłe i przytulne. Staliśmy obejmując się nawzajem przez dłuższy czas. Przerwał nam dzwonek do drzwi. Uniosłam brew i ruszyłam w stronę holu. Przekręciłam zamek i chwyciłam za klamkę. Drzwi otworzyły się szeroko a moim oczom ukazał się Will. Niekontrolowany uśmiech wcisnął się na moją twarz. Biegiem rzuciłam się na brata, który pod wpływem mojego nagłego ruchu lekko się zachwiał. Blondyn złapał mnie za uda a ja oplotłam go nogami w pasie. -Czemu nie dałeś znać, że wracasz?- spytałam nadal walcząc z uśmiechem. -Bo nie byłoby niespodzianki.- jego tęczówki patrzyły na mnie z troską.

Ruszyliśmy w stronę kuchni gdzie nadal stał Victor. W tym samym miejscu, nie ruszył się nawet o milimetr. Tak jak wtedy, gdy go zostawiłaś.- odezwał się niechciany głos w mojej głowie. Potrząsnęłam lekko głową, by wymazać wspomnienie. Zeszłam z ciała brata, aby brunet też mógł się z nim przywitać.

*********
Szybkim ruchem wyjęłam ciasteczka z piekarnika. Ciepłe powietrze owiało moje ciało. Przekąska prezentowała się słodko i smacznie. Kiedy usłyszałam ciche chrząknięcie, odwróciłam się w stronę z której dobiegało. Moim oczom ukazał się Victor.

Z założonymi rękoma opierał się o framugę drzwi i mierzył mnie spojrzeniem. Na jego ustach błąkał ten słodki i niewinny uśmiech.

Jego spojrzenie wypalało we mnie dziurę. Nie musiał nic mówić. Samym jego spojrzeniem wiedziałam co chce mi przekazać.

Bo czasami sam wzrok mówi za nas dużo więcej, niż cała masa słów.

Nadal nic nie mówiąc podszedł bliżej mnie. Przez chwilę patrzył mi w oczy. Jego ciemnobrązowe tęczówki skanowały mnie wzrokiem. Brązowe włosy miał ułożone w nieład. Woń jego mocnych perfum owiała moje nozdrza. Syciłam się tym zapachem.

Spuściłam wzrok na jego dłonie i poddałam się fantazji. Jego szorstka skóra błądziła po moim ciele. Pragnęłam by mnie dotykał. Pragnęłam być jego. Szybkim, lecz lekkim ruchem pokiwałam głową by wrócić do rzeczywistości.

Cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy sięgnął po ciastko. Z uniesionymi kącikami ust wepchnął sobie przekąskę do buzi. Ciastko chrupało w jego ustach a on oblizywał swoje wargi.

-Zawieziesz mnie do szkoły?- ciszę przerwał mój aksamitny głos. Brzmiał niczym gładka, delikatna poduszeczka. W odpowiedzi brunet skinął głową i ruszył w stronę przedpokoju. Co prawda Will wrócił i to on mogłby mnie zawieźć, ale nadal śpi zmęczony po długiej podróży.

Wiążąc sznurówki od butów, spojrzenie bruneta krążyło po mojej twarzy. Starałam się udawać, że tego nie widzę. Problem w tym, że nie muszę tego widzieć. Po prostu czuję na sobie jego przeszywający mnie wzrok.

Kiedy wyswobodziłam się z transu, podniosłam się z podłogi i ruszyłam na dwór. Zimny wiatr owiał moje ciało, na którym po chwili pojawiła się gęsia skórka. Orzeźwienie przeszywające moje ciało było cudowne. Moje włosy latały w powietrzu a uśmiech wdzierał się na usta. Łapiąc za klamkę auta nie poczułam jej. Za to poczułam dużą, męską dłoń. Tą dłoń. Tą samą, która dotykała mnie jakiś czas temu. Błądziła po moim ciele prowadząc mnie do rozkoszy. W tej chwili uniosłam wzrok na Victora.

Nim zdążyłam się obejrzeć drzwi samochodowe od mojej strony były już otwarte. Posłałam chłopakowi surowe spojrzenie i zajęłam swoje miejsce. W drogę ruszyliśmy z piskiem opon. Lekkim ruchem oparłam głowę o szybę i podziwiałam widoki, które tak kochałam. Piękny krajobraz oświetlany był przez lekkie słońce.

Wysiadając z samochodu brunet posłał mi uśmiech, który bez wahania odwzajemniłam. Kiedy miałam już wchodzić do szkoły poczułam uścisk na nadgarstku.

To nie był ten znajomy mi dotyk.

Tego dotyku nie znałam.

Odwróciłam się w przeciwną stronę a moim oczom ukazał się starszy pan. -Proszę mnie puścić!- krzyczałam- Kim pan jest?!
Brak odpowiedzi.
-Kim pan jest?- tym razem brzmiałam ciut łagodniej.
-Je.. jestem...- jąkał się- Anthony James.

W tym momencie moje serce stanęło a świat wywrócił się do góry nogami. Czy on?... Nie. To nie mogłabyś prawda.

-Kim. Pan. Dla. Mnie. Jest?- powoli zaakcentowałam każde słowo- i dlaczego masz takie nazwisko jak ja?- dziwne.
-Jestem twoim tatą, Lily.

Czas się zatrzymał.

Flower LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz