rozdział 28

105 10 0
                                    

Tym razem butelka wypadła na rudowłosą dziewczynę, która cały czas siedziała obok Victora.
-Pytanie czy wyzwanie?- zapytała Jass.
-Wyzwanie. 
-Pocałuj się z wybraną osobą, która obok ciebie siedzi.- rzucił jakiś chłopak. Na twarzy dziewczyny zabłąkał chytry uśmiech. Spojrzała na mnie spode łba i wstała. Złapała bruneta za nadgarstek, ciągnąc go za sobą. Telefon, od którego nie mógł oderwać wzroku wypadł mu z rąk. Z obrzydzeniem patrzył na dziewczynę stojącą naprzeciw niego.
-Zrób pierwszy krok Catline!- krzyknęła jej przyjaciółka.

Dziewczyna rzuciła się na Victora i przyległa do jego warg. Na ten widok ścisnęłam powieki i spuściłam głowę w dół. Moja prawa noga zaczęła niekontrolowanie podskakiwać. Nie mogąc tego opanować otworzyłam oczy i pożałowałam. Dziewczyna nadal przylegała do jego ust a brunet próbował ją oderwać. Jak widać bezskutecznie.

Gwałtownym ruchem podniosłam się z zimnych płytek i podeszłam do Jass. -Będę na zewnątrz, jak skończą, wiesz co robić.- szepnęłam do jej ucha. Spojrzałam na nich ostatni raz i wyszłam. Jedyne co po sobie zostawiłam to głośny trzask drzwi wejściowych. Zimne powietrze owiało moje ciało tworząc na nim gęsią skórkę. Objęłam się ramionami i usiadłam na schodach. Unosząc głowę w górę dostrzegłam gwiazdy. Mój umysł się wyciszył a ja kreśliłam wzorki na niebie. Od mała kochałam gwiazdy, zawsze leżałam za domem na kocu wymyślając życzenia i tworząc wzory. Nawet każdej z nich po kolei dawałam jakieś imię.

Bo tylko gwiazdy są tak magiczne. To one świecą dla nas każdej nocy i wskazują nam drogę.

Z transu wyrwały mnie krzyki i oklaski dochodzące z wewnątrz. Wiedząc co to mogło oznaczać, wzięłam głęboki wdech a później wydech i wróciłam do nazywania gwiazd. Coś jednak znów mnie spłoszyło. Na odgłos skrzypnięcia drzwi gwałtownie odbiłam się od schodów wstając na równe nogi. Kiedy klamka była opuszczona jak najniżej, drzwi otworzyły się szeroko a przede mną stanął Victor.

Nasze spojrzenia krzyżowały się ze sobą, lecz była jedna różnica. On patrzył na mnie przepraszająco a ja patrzyłam na niego z obrzydzeniem.

-Bili...-zaczął, lecz niedane mu było dokończyć.
-Nie Victor. Skończ.- te słowa z trudem przeszły przez moje gardło.
-Wysłuchaj mnie do cholery.- na ton jego stanowczego głosu wzdrygnęłam lekko.
-Nie mam po co, przecież wszystko widziałam.
-Nie prawda.- westchnął głośno.

Kiedy miałam już odejść przypomniała mi się jedna rzecz.
-Powiedziałeś, że tylko ja jestem twoją księżniczką i, że nie mam konkurencji bo nikt nie jest w stanie mi dorównać. Dlaczego kłamałeś?- samotna łza spłynęła po moim lewym policzku.
-Nie, nie kłamałem Bili. Jesteś moją księżniczką i znaczysz dla mnie więcej, niż Ci się wydaje. Poza tym nie wiesz wszystkiego i nie chcesz mnie wysłuchać.
-Owszem, nie chcę.- rzuciłam i odeszłam.

Kolejna łza spłynęła po moim policzku a zaraz po niej następne. Woda wypełniała moje oczy przez co wszystko było zamazane. Nie wiedziałam gdzie idę.

Dlaczego osoby, które kochamy zawsze muszą nas zranić? Jednocześnie są dla nas niczym tarcza chroniąca nas, gdy dzieje się coś złego. I są też nożem, który zrani nas bardziej, niż jakikolwiek inny.

Zakopana we własnych myślach podążałam dzielący mnie dystans od domu. Droga minęła mi szybciej, niż się spodziewałam. Victora samochodu nadal nie było, co sprawiło mi ulgę. Cichymi kroczkami, aby nie obudzić Willa weszłam do domu. Głośne krzyki z pokoju mojego brata było słychać, aż na dole. Dopiero w tej chwili dotarło do mnie, że to nie były takie zwykłe krzyki. To były krzyki przeplatane jękiem rozkoszy. Nie myśląc racjonalnie pobiegłam na górę i ustałam przed drzwiami blondyna. Schyliłam się lekko, zaglądając jednym okiem do dziurki w drzwiach. Jedyne co zobaczyłam to poruszające się szybko łóżko. Kolejne krzyknięcie dziewczyny dotarło do moich uszu. Tym razem krzyczała imię mojego brata.

Flower LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz