rozdział 2

230 15 14
                                    


Znowu musiałam się przepychać pomiędzy tańczącymi i mokrymi od potu ludźmi, aby dotrzeć do stolika przy, którym siedziałam z Jasminne. Cały czas myślałam o tym brunecie. Po co on się w ogóle wtrącał? Dałabym sobie radę.

Pieprzony dupek.

W końcu dotarłam do stolika, gdzie siedziała moja przyjaciółka. Wszędzie bym ją poznała. Proste, kasztanowe włosy sięgały jej do połowy pleców.
-No gdzie ty byłaś Lily?- spytała od razu jak mnie tylko zobaczyła. -Chodź, wracamy już, opowiem ci kiedy indziej.- wydusiłam z siebie i pociągnęłam ją za rękę. Przykro mi było, że ją tak zbywam. Powinna wiedzieć, lecz nie czułam się na siłach, aby o tym opowiadać.

*****
Wróciłam do domu około 4:00 rano. Od razu wbiegłam po schodach do pokoju. Zrzuciłam z siebie tą sukienkę i poszłam do łazienki, aby się umyć. Po tym co się stało czułam na sobie brud. Nadal czułam na sobie jego dłonie błądzące po moim ciele. To było okropne. Gorąca woda zawsze odprężała moje ciało i dawała ukojenie. Wyszłam spod prysznica i przebrałam się w moją ulubioną piżamę od mamy. Puchaty top i spodnie w kwiatki. Ta piżama ma już 4 lata a ja nadal się w nią mieszczę.

Położyłam się do łóżka przykrywając się kocem pod samą szyję. Nigdy nie spałam pod kołdrą, zawsze wolałam ciepłe kocyki. Patrzyłam się w sufit i rozmyślałam o tym brązowookim chłopaku. Byłam na niego zła, że się wtrącił. Nie jego życie, nie jego sprawa, ale muszę przyznać, ze przeraziły mnie jego oczy kiedy bił tego mężczyznę. Wyglądał jakby chciał go zabić. Rozumiem, że chciał stanąć w mojej obronie, ale bez przesady. Rozmyślałam jeszcze jakiś czas aż w końcu usnęłam.

Było popołudnie i właśnie kończyłam lekcje. Zostawiłam książki w szafce i ruszyłam w stronę wyjścia.

Nie.

Błagam.

Tylko nie on.

Przed szkołą stał ten facet. Ten sam, który mnie dotykał na imprezie. Ten, który szeptał mi te okropne rzeczy do ucha. Ten, który nie miał litości i ten, który krzyczał z bólu jaki zadawał mu brunet. Udawałam, że go nie widzę. Szybko ruszyłam w stronę wyjścia i skierowałam się w prawo. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Zacisnął rękę na moim nadgarstku każąc mi się zatrzymać. Ustałam w miejscu. -Odwróć się.- syknął.
-Nie.
-Rób co każe, inaczej skończysz gorzej niż ostatnio.
Odwróciłam się. Znów widziałam tą obleśną twarz. Nagle zaczął mnie ciągnąc w stronę samochodu. -Puszczaj!- krzyczałam. Znów zatknął mi buzie tą obleśną dłonią. Gdzie się wszyscy podziali do kurwy?! Przecież każdy wychodził ze szkoły.

Chodź stawiałam opór i tak był silniejszy ode mnie. Byliśmy już przy samochodzie. Otworzył drzwi a ja wiedziałam co chciał zrobić. -Zostaw! Nie dotykaj mnie!- krzyczałam na cały głos, ale jak widać bezskutecznie. Wepchnął mnie do samochodu.

I w tym momencie obudziłam się czując jak ktoś mną potrząsa i wymawia moje imię.

Will.

Czyli to był tylko sen. Z jednej strony mi ulżyło, że to tylko sen a z drugiej tak bardzo bałam się tych koszmarów. I co ja teraz powiem Williamowi? -Już w porządku mała, wszystko dobrze.- powtarzał spokojnym głosem głaszcząc mnie po głowie. -Co ci się śniło? Zamarłam na to pytanie. Co ja mam mu powiedzieć? Prawdę? Będę miała przejebane. -To tylko zwykły koszmar przepraszam, że cię obudziłam. Próbowałam z tego jakoś wybrnąć, aby nie dopytywał o szczegóły.

-Jeśli zdecydowałabyś się powiedzieć mi co ci się śniło to mów, postaram się jakoś pomóc. Jego głos był łagodny. Cieszyłam się, że mam takiego brata. Mama byłaby z niego dumna. Szczerze? Zazdroszczę jego dzieciom. -Prześpij się jeszcze, rano będzie dobrze.- mówił powoli, abym zrozumiała. Chyba widział, że jest coś nie tak. -Will... -zaczęłam nie będąc pewna czy to dobry pomysł, aby to powiedzieć. -Tak mała?- odpowiedział niemalże od razu.
-Boję się.
-Spokojnie zostanę tu dopóki nie zaśniesz.
-Dziękuję.- wyszeptałam i zamknęłam powieki. Byłam wdzięczna za to, że mam takiego brata.

Tym razem nie miałam koszmaru. Tak w sumie to nie miałam żadnego snu. Przy obecności Willa spało mi się dobrze i bezpiecznie. Czułam, że siedział przy mnie całą noc. Kiedy otworzyłam oczy, utwierdziłam się w tym przekonaniu. Spał na drugiej połowie mojego łóżka, dotarło do mnie, że czuwając nade mną sam zasnął. Przysięgam, że nie mogłam wymarzyć sobie lepszego brata.

Wstałam po cichu z łózka, aby go nie obudzić. Włożyłam na stopy moje papcie jednorożce. Will dał mi je na pocieszenie, gdy dostałam 1 z ważnego sprawdzianu. Uczyłam się na niego i potrafiłam wszystko. Stres przejął nade mną górę. Tamtego dnia zawiodłam się na sobie. Mama mimo tego, że była kochana i wyrozumiała, naciskała na mnie z ocenami, więc byłam przyzwyczajona do dobrych stopni. Kiedy Will się o tym dowiedział zaczął mówić o sobie, gdy był w liceum. Przez te historię poczułam się lepiej. Pocieszał mnie. Był przy mnie kiedy go potrzebowałam. Kiedy wróciłam ze szkoły dał mi te kapcie na pocieszenie i powiedział, że mam się nie przejmować takimi bzdurami.

Postanowiłam, że dziś za to jak się poświęcił i czuwał nade mną całą noc zrobię mu śniadanie. Zeszłam po schodach i skierowałam się w stronę kuchni. Zrobiłam Willowi jego ulubione naleśniki. Ułożyłam na stole talerze i widelce. Kiedy naleśniki były już gotowe wyłożyłam je na talerze. Posmarowałam je czekoladą, zawinęłam i ozdobiłam owocami. Szybko podreptałam na górę do mojego pokoju. Will nadal miał zamknięte oczy, więc uznałam, że nadal śpi. Podeszłam do niego po czym uszczypałam go w policzek. Mój brat od razu otworzył oczy, podniósł rękę i postukał mnie w czoło. Oboje wybuchliśmy śmiechem.

-Koniec tego dobrego, mam dla ciebie śniadanie, więc chodź. No chyba, że chcesz, abym zjadła sama.- rzuciłam z szerokim uśmiechem.
-Najpierw powiedz co to za śniadanie.
-Jak pójdziesz to się dowiesz.- uśmiechnęłam się zadziornie.
-Podpowiedź?
Uwielbiałam się z nim sprzeczać. Zawsze było śmiesznie i miło.
-Twoje ulubione. Kto pierwszy w kuchni ten dostaje większą porcję!- rzuciłam śmiejąc się i pobiegłam do kuchni. Słyszałam, że Will biegnie za mną. Poczułam jego ręce na moich biodrach kiedy byłam już w progu kuchni. Podniósł mnie po czym odstawił za siebie i pobiegł dalej.

Wygrał.

Oboje mimo tego, że byliśmy już dorośli często zachowywaliśmy się w swoim towarzystwie jak dwójka dzieci. Nie przeszkadzało mi to nigdy. Zawsze się dobrze bawiliśmy. Spojrzałam na Willa i dostrzegłam, że bierze jednego naleśnika z mojego talerza. -Ej!- krzyknęłam rozbawiona.
-No co? Wygrałem!- krzyknął z szerokim uśmiechem. Jeśli bym go nie znała uważałabym go za jakiegoś wariata.
-Smacznego! Odpowiedziałam mu uśmiechem i zaczęliśmy jeść.

Oboje byliśmy szczęśliwi. Byliśmy super rodzeństwem.

Flower LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz