rozdział 23

140 9 7
                                    

Szybkim krokiem przemierzałam przez korytarz. Odkąd dostałam bukiet róż od Victora, byłam w centrum uwagi całej szkoły. Cały czas starałam się unikać tych pytających spojrzeń. Kiedy miałam skręcić w lewo poczułam mocny ucisk na nadgarstku. Gwałtownie odwróciłam się w drugą stronę dostrzegając szatyna z niebieskimi oczami. Mojego największego wroga od początków w tej szkole. Zawsze miał do mnie problem z żadnego powodu. Raz wylał na mnie gorącą zupę na stołówce przez co miałam całą poparzoną skórę.

-Czego chcesz?- syknęłam.
-Pogadać.
-Z tobą się nie da rozmawiać.- w tym momencie poczułam mocne szarpnięcie. Niebieskooki chłopak ciągnął mnie za sobą w kąt. Ustał przede mną przyszpilając mnie do jednej z szafek. Wzdrygnęłam na uczucie zimna. Uniósł moje ręce nad głowę tak abym nie mogła się ruszyć.

-Puść mnie Blake.
-Zamknij się.
-Bo co? Uderzysz mnie? A może pójdziesz do swojego tatusia tak jak wtedy, gdy nakarmiłam cię piaskiem z placu zabaw?
-Zamknij się.- warknął przyciskając mnie mocniej do szafki. Mimowolne syknięcie wydostało się z moich ust a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.

Malutka i bezbronna Lily, która nie umie się obronić.- śmiały się głosy w mojej głowie.

-Czego chcesz?- mruknęłam.
-Powiem ci prawdę.
-Z czym?
-Prawdę, która cię zniszczy a ja będę patrzył jak się rozpadasz.- powiedział z lodem w oczach ignorując moje pytanie. Moje nadgarstki były całe czerwone od bólu jaki zadawał mi Blake.

-Twoja mama nie żyje przeze mnie.- rzucił z przerażającym spojrzeniem. Poczułam jak robi mi się słabo. Nie mogłam oddychać.
-Moja mama zginęła w wypadku. Niespodziewanym i bolesnym. O czym ty mówisz, Blake?
-Ja go spowodowałem.

Po tym zdaniu widziałam jak przez mgłę. Moje szkliste oczy wpatrywały się w szatyna z nienawiścią większą niż zwykle.

-Ty sukinsynie. Jak mogłeś?! Uwziąłeś się na mnie chodź ja ci nic nie zrobiłam. Nawet cię nie znałam!
-Ucisz się.- przyłożył rękę do mojej buzi tak mocno, że brakowało mi powietrza.

Jego dłoń uniosła się ku górze, po kilku sekundach lądując na moim policzku. Ostry ból przeszedł moją twarz a skóra piekła mnie niemiłosiernie. Niekontrolowanie złapałam za obolałe miejsce i zsuwałam się po podłodze. Mój policzek puchł a Blake przyglądał mi się ze zwycięskim uśmiechem.

-Chcę widzieć jak cierpisz.- syknął kopiąc mnie mocno w brzuch. Skulona i zapłakana leżałam na zimnej podłodze. Mój szloch rozciągał się echem.
-Co ja ci zrobiłam?- szepnęłam.
-Wystarczy to, że się pojawiłaś.- w tej chwili uderzył mnie prosto w twarz. Krew spływała z mojego nosa a na oku robił się duży siniak. Moja skóra nadal paliła.
W tym momencie Blake wyszedł zostawiając mnie obolałą.

Krzyczałam.

Błagałam.

I dusiłam się łzami.

Do moich uszu dotarł dzwonek mówiący, że zaczynają się lekcje. To moja jedyna szansa, aby stąd wyjść niezauważalnie. Lekkimi ruchami próbowałam się podnieść. Moje nogi były jak z waty a ciało było dla nich zbyt ciężkie.

Po chwili trudu udało mi się wstać. Najszybciej jak mogłam wyszłam ze szkoły. Cicho i niezauważalnie.

*******
Cichymi kroczkami weszłam do domu zostawiając w holu kurtkę i buty. Powolnymi ruchami wchodziłam po schodach. W momencie kiedy miałam otworzyć drzwi od mojego pokoju usłyszałam ten znajomy mi głos.

-Powinnaś być w szkole.
-Źle się czuje.
-Mogłaś po mnie zadzwonić.
-Nie było sensu, abyś się kłopotał.

Miałam nadzieje, że ta wymiana zdań zakończy się jak najszybciej bo inaczej...

Flower LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz