V

295 21 5
                                    

Wszystko nadal spowijał mrok, gdy po okolicy rozchodził się głuchy dźwięk stukania kopyt dymiącego konia, który z każdym kolejnym krokiem, zbliżał się do bram pogrążonego we śnie Małego Pałacu.

Ten nawet pośród nocy prezentował się niezwykle. Wznosił się pomiędzy drzewami jak coś co zostało wyrzeźbione wprost z zaczarowanego lasu, złote kopuły, odbijające nocne, księżycowe światło, dodawały temu miejscu charakteru i sprawiały że ten widok był naprawdę unikalny i wzbudzał takie same uczucia.

Otylia zeszła z grzbietu zwierzęcia, zeskakując na chłodną, pokrytą już rosą trawę i położyła na grzbiecie czarnej istoty dłoń, ukrytą pod haftowaną rękawicą tego samego koloru, sprawiając jakby ta zaczęła powoli rozpadać się w drobny proch na wietrze, niknąc z pola widzenia.

Znow odwróciła się w kierunku zamku, mierząc go wzrokiem. A więc tu ukrył się Aleksander przed odpowiedzialnością jaka spadła na niego jako autora fałdy i sędziego losu wielu niewinnych ludzi i griszów.

Nigdy nie zadawała sobie pytania co zrobi gdy już tam dotrze, będzie szukała Aleksandra? Opcja do rozważenia, ale co zrobi gdy już go znajdzie?

W tamtej chwili jedynym co jej pozostało było iście na żywioł i sprawdzenie co przyszykował dla niej los, a nuż może tym razem da jej dobre karty?

Wolnym krokiem zaczęła powoli okrążać Pałac, nadal pamiętając stare przestrogi swego metora, Nigdy nie badaj miejsca w środku jeśli nie wiesz czym jest na zewnątrz...

Dlatego słuchając się jego słów badała nierówności ścian budynku i okrążający go teren, powoli zastanawiając się nad tym jak bardzo powinna uważać, może w jednym z okien nagle mógł pojawić się ktoś kto ją zobaczy?

Z tą myślą nie mogła wygrać. Dlatego powoli zaniknęła pośród ciemności, stając się niewidoczna dla każdych oczu, swoimi napotykając miejsce z lekko otwartymi drzwiami, wyprowadzjacymi na zewnątrz nieco blasku świec, tak bardzo zwyczajnego, a mimo tego i tak bardzo przyciągającego...

*

Grisza jeszcze na moment obejrzał się po swoich komnatach i przebiegł wzrokiem po każdym najmniejszym przedmiocie. Teraz jego zadanie stało się trudniejsze, nie był już generałem który nie może zrobić nic z fałdą, był człowiekiem, który był zabił tysiące i który ujawnił siebie.

Uśmiechnął się gorzko, gdy zdał sobie sprawę, że pamiętał każdą twarz, którą widział parę chwil przed śmiercią, był prawdziwym zabójcą. Pamiętał ten strach, niepewność i żal, jednak w jednym przypadku pamiętał niewinność i radość. Pamiętał twarz dziewczyny, która zaledwie parę godzin przed śmiercią odpowiedziała mu na proste pytanie.

- A jeżeli kiedyś zginiesz z mojego powodu? - pytał, patrząc w te niepowtarzalne złote oczy, tak bardzo łagodne i spokojne.

Pamiętał ten lekki i niewinny uśmiech na twarzy, tak samo jak te iskierki w jej oczach.

- W tedy zginę z uśmiechem na ustach, wiedząc, że zginęłam dla dobrego człowieka...

Jego wzrok na dosłownie moment zrobił się mętny, pamięcią wrócił do tej roześmianej twarzy, pełnych ust, błyszczących włosów, układających się w czarne fale i do złotych oczu, symbolizujących blask jej duszy, którą potrafiła roztopić serce skryte nawet za najgrubszą pokrywą lodu. Dlaczego niegdyś dostał promyk światła, który pokochał i którego później go pozbawiono?

Nie raz nie dwa zastanawiał się nad sprawiedliwością losu, jaki rozdzielał wszystkie życiowe role ludzi i griszów. Nie czepiał się nigdy tego, kto gra jaką rolę, częściej czepiał się tego jak długo ktoś będzie ją grał w swoim życiu...

Z piersi wyrwało mu się kolejne, ciche westchnienie, miał odwracać się i naciskać klamkę drzwi na której cały czas trzymał dłoń, jednak kątem oka nagle wychaczył gdzieś za oknem ruch, a dokładniej fragment powiewającej, czarnej kefty. Zwrócił uwagę w tamto miejsce, jednak nie dostrzegł już kolejnego ruchu i naciskając klamkę wyszedł z pomieszczenia, wmawiając sobie, że to tylko przywidzenie...

Trylogia Grisha : Mrok i ZapomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz