W pewnej chwili nie była pewna jakie tak dokładnie słowa wypłynęły z jej ust. Miała się nie zatracić, ale jednak nie mogła w zupełności tego powstrzymać.

Złote oczy, po prostu cały czas lgnęły do tych kwarcowych, mimo że na równi z tym chciały się od nich oderwać. Bo jakaś część duszy pragnęła skupić je na klatce piersiowej zamiast oczu. Dokładnie w miejscu, gdzie rytmicznie, biło doświadczone już przez setki lat serce. Pragnęła aby jej mroczni wysłannicy wbili w to miejsce głęboko swoje zakrzywione szpony. Aby polała się krew, przez którą polała się jej własna, ale też przez którą żywoty wielu zostały przesądzone.

Bo to on dla tych, którzy teraz byli znani jako volcry, był okrutnym sędzią. Przez brak zaufania ku jej osobie, poprzez sekrety oraz praktykę czarnej magii, griszowie i ludzie w kilka chwil utracili wszystko co posiadali przed fałdą. Bo gdzie teraz ciemna ściana ciągle się poruszała leniwie przez pulsujący mrok i wszystko było jałowe, niegdyś był ogrom zieleni.

Dlatego nawet była ciekawa, czy on sam pamiętał te pola sprzed powstania fałdy, czasem zastanawiając się co gdyby coś poszło w innym kierunku niż zmierzyło.

Takie pytania jak zawsze pojawiały się i zanikały, zostawiając po sobie jedynie płachtę teorii. Czyż może świat mógłby wyglądać w tedy o wiele inaczej? Może ich własne życie potoczyłoby się w zupełnie inny sposób? Może otrzymaliby oni szansę stać się kimś dobrym, w czasie kiedy teraz naokół gnieździł się mrok rozsiany przez ich samych? Czy sama Otylia również się ku temu przyczyniła?

Ona w latach fałdy została uwięziona i zapomniana we wnętrzu na wiek. Wiek w którym wielu odeszło lub jeszcze więcej utraciło to, co wcześniej miało w swym posiadaniu. Zatraciło radość, nadzieję bądź wiarę w przyszłość własną albo kogoś dla nich ważnego.

Lecz nawet mimo tego, to przywoływaczka mroku nocy i blasku dnia była zapłatą za wybór czarnej magii. To ta, teraz już kobieta stała się dawnym małym światełkiem nadziei pośród tak zwanej beznadziei, pośród ciemności. Oraz to właśnie jej przyszło zapłacić cenę, jakiej nigdy nikt nie pragnąłby doświadczyć.

Bo właściwie ich wszystkich można wskazać jako dzierżycieli nieodpowiednich wyborów. Wyborów które w ogromnej mierze właściwie nigdy nie należały, ani nie mogły należeć do nich. A jednak to ta, która we wnętrzu Niemorza oddała blask swej duszy, zapłaciła najwięcej. Oddając swą dobroć i empatię, w ogromnej części, mimo drobnych, pozostałych resztek zastępując je chłodem, wyrachowaniem i często brakiem jakiejkolwiek litości.

- Wszystko co robię - odpowiedział nagle, nieco ochrypły głos griszy, który nadal patrzył w charakterystyczne oczy z niemalże uwielbieniem - Robię po to, by nikt nigdy nie cierpiał tak, jak mnie przyszło cierpieć, Otylio.

Na wydźwięk głosu spojrzenie na powrót stało się obecne oraz przyswoiło każdy najmniejszy ruch, kiedy czarnowłosy mężczyzna postąpił parę kroków ku, jak zapewnie myślał, falującemu widmu.

Złoto w oczach zaskrzyło się wówczas, gdy ten kończył swą wypowiedź. Bowiem kiedy każdy element starej układanki był już na swym miejscu, zimne krople z wodospadu świadomości, spływały wartko po plecach. Wiedziała przecież, że nie musiałby cierpieć, dali by radę. Wspólnymi siłami. Dwójce najpotężniejszych griszów na tym świecie, nikt by się nie oparł, gdyby tego tylko zapragnęli.

Jednakże nawet mimo tej świadomości, najwyraźniej jemu, łatwiej było działać na jego własną rękę.

- Cierpieć teraz, cierpieć w przyszłości nie różni się niczym wówczas, kiedy to co mogło być zbudowane na innym fundamencie, jest zbudowane na oszóstwie. - od desek kajuty odbił się chłodny głos griszy, która nawet na moment nie okazała strachu ani nie postąpiła kroku do tyłu - Winą jaką płacisz jest brak oparcia się na mnie. Użycie samodzielnie tego, czego użyć nie winieneś, Mrozovo.

Jak bardzo obco te zimne słowa brzmiały w tych ustach, skierowane w akurat tym kierunku. Jednakże nawet obok tego uczucia, istniało drugie. I może to właśnie to, którego należało przywyknąć?

Czyż nie przyszedł czas by nie przeciągnąć serca i umysłu na jedną połowę pola walki? Zadecydować, by stanąć tam, gdzie stał umysł. W miejscu przygotowanym jako miejsce egzekucyjne dla miłości, pozostawiając tu jedynie zemstę.

Mogło tak się stać, chłód mógł pernamentnie wypalić tą chęć na paśmie życia. Decyzja mimo wszystko była najcięższym co pozostało. Zwłaszcza, kiedy było się blisko niego, niemalże większość instynktów wykrzykiwało jedną sentencję.

Biegnij.

Skróć dystans by przybyć blisko. Podejdź na tyle by prawda się zdradziła, by zrozumiał wszystko czym były po prostu umiejętności iluzji. Pozwól sobie żyć znów, stwórz swój własny nowy świat w tym starym i pielęgnuj go.

- I do końca mych pochmurnych dni będę żałobnikiem po tym czynie - zaszurał materiał czarnej kefty, kiedy następny krok został pistąpiony do przodu, a czarne skazy na skórze stały się jakby ciemniejsze w drobnym świetle jedynie jednej świecy.

Blada ręka została uniesiona w górę, jakby gotowa do przywołania mroku, jednak sam zdradzony chwilę później zamiar był, jak się okazało  zupełnie inny. Bo dłoń zamarła w powietrzu, zaledwie kilka milimetrów od chłodnej skóry policzka. Policzka którego chciał i mógłby dotknąć, tym samym też zrozumieć czym to wszystko było. Że było iluzją.

A jednak nie dane mu było się tego  dowiedzieć, bo zaledwie po kilku sekundach mężczyzna wybudził się z czegoś co przypominali trans oraz  cofnął zacisnetą dłoń. Jakby tak jak ona powstrzymywał się przed zbliżeniem się ku niej, ku widmu. Lecz dokładnego powodu tego powstrzymania można było doszyjac się jedynie w jednym miejscu. Bo w głębi  wzroku Aleksandra Mrozovy, teraz wbitego w deski kapitańskiej kajuty, można było dostrzec prawdę. Prawdziwe uczucie, znak tego, że rzeczywiście żałował tego co się wydarzyło w przeszłości. A jego kolejne słowa były również tego potwierdzeniem.

- Pozwoliłbym by zdradzono o mnie zupełną prawdę tego kim jestem i skazano na dziesięć wieków wewnątrz twojego więzienia, Otylio.. Tylko po to abym mógł cofnąć czas i nie stracić Cię w sposób jaki cię straciłem...

I razem tymi  z wypowiedzianymi słowami, grisza wyraźnie słyszała w nich  napięcie oraz oczekiwanie podobnego wyznania w jego kierunku. Była w nich nadzieja, jeszcze chwilę temu nieświadoma tego, że wyznawca  nie otrzyma zwrotnej odpowiedzi. Gdyż głos jego gwiazdy nie wybrzmiał ani razu więcej tej nocy. Bo złote  spojrzenie nie wytrzymało ciężaru tego kwarcowego, kiedy to się uniosło.

Dlatego po kilku chwilach to, o czym myślał, że było iluzją, rozpłynęło się w niemalże zupełnie okalającym pokój, mroku.

Trylogia Grisha : Mrok i ZapomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz