VI

262 20 9
                                    

Otylia kuszona tym blaskiem, powoli zaczęła zmierzać w tamtym kierunku, coraz to bardziej dostrzegając uciekający ze środka blask i zarysy prawie wypalonych już świec.

Gdy zbliżyła się jeszcze bardziej postanowiła nadal ukrywać się pośród cienia, nie dając możliwości spojrzenia na jej rysy twarzy czy sylwetkę.

Jej ciekawość aż emanowała z niej, kiedy powoli weszła do środka, starając się w żaden możliwy sposób nie poruszyć ani nie zaczepić starych mahoniowych drzwi, które na swoich deskach miały zarysy pazurów.

Lekko osunęła się od nich i rozejrzała się po wnętrzu, które wyglądało na bardzo bardzo stare. Stare księgi, zakurzone meble, czy inne przedmioty.

Dziewczyna z całej swojej woli powstrzymywała się by nie podejść do ksiąg i nie zajrzeć do nich by zobaczyć ich treść, wiedziała, że gdyby ktokolwiek zobaczył, że ta została ruszona najprawdopodobniej mogłoby nie obejść się bez walki. Dlatego westchnęła i poszła w kierunku w którym światła przyciągały ją najbardziej, poszła jednym z wąskich korytarzy, starając się nie wywołać żadnego głośniejszego dźwięku swoimi obcasami od oficerek.

Intrygował ją brak kogokolwiek w tym pomieszczeniu, z resztą intrygowało ją samo to miejsce, bo właściwie... Kto tu mieszkał? Jaką historię mogło opowiedzieć to miejsce? Czy widziało coś co mogło być dla niej istotne?

W czasie przemyśleń grisza dotarła do rozwidlenia, łączącego korytarze w którym stało wiele przedmiotów, a jednak uwagę najbardziej przykuwała jedna dość wysoka rzecz w rogu pomieszczenia, dlatego prowadzona tą uwagą poszła w tamtym kierunku, a wzrokiem napotkała wysoki obraz przedstawiający dwie osoby, matkę i syna, kobietę w kwiecie wieku, która była obejmowana ramieniem przez dużo wyższego mężczyznę, pięknego i nieskazitelnego.

Grisza potrzebowała chwili, żeby rozpoznać postaci przedstawione na obrazie, jednak najbardziej pomogło spojrzenie w te uwiecznione tęczówki, barwą przypominające kwarc, tak bardzo podobne do tych matczynych.

Otylia przyjrzała się obrazowi i dostrzegła podobieństwa między matką a synem, w pierwszych chwilach nawet nie orientując się, że na starym zdobionym krześle, ktoś siedział, jakaś postać, wpatrująca się w to samo miejsce gdzie sama spoglądała chwilę temu.

Mimo, że blask świec utrudniał rozpoznanie osoby, to tak czy inaczej Otylia bez problemu poznała tę starą już kobietę,  której od czasu kiedy ją pamiętała przybyło jej kilka zmarszczek a włosy posiwiały jeszcze bardziej, jednak rozpoznała ją, rozpoznała Bagrhę.

Po tym już liczyło się niewiele, po latach spotkała kobietę, która kiedyś, mimo swej oschłości i sceptyczności częściowo  zastępowała jej matkę, próbując nauczyć ją wielu przydatnych w życiu rzeczy.

- Bagrha... - powiedziała cichym głosem, który w tamtym momencie się złamał.

Łzy zatańczyły w jej oczach kiedy wyłoniła się z cienia i  uśmiechnęła się, a kiedy jej słowa dotarły do kobiety, ta zdała sobie sprawę z czyjejś obecności i nagłym ruchem wstała na równe nogi.
Uśmiech Otylii poszerzył się , kiedy tuż przed nią zauważyła wiszące czarne dymiące ostrze, takie  jakie sama potrafiła już wykonać, a wzrok, starej przenikliwej kobiety uważnie bada jej każdy, nawet najmniejszy ruch. Jednak to rozpoznanie, było najcieplejszym uczuciem jakiego doznała po stu latach więzienia.

- Otylia... - wyszeptała, a jej słowom towarzyszyły uczucia, o które griszka nigdy nie byłaby w stanie osądzić tej przywoływaczki, bo w nich  odnalazła zarówno smutek jak i szczęście, tęsknotę i coś co przypominało miłość... - Dziecko ty żyjesz..

Z tymi słowami Bagrha podeszła do niej i objęła ją ramionami, co dziewczyna od razu oddala...

Stara kobieta była dużo od niej niższa, a jej włosy były potargane, jednak poza tym wydawała się zupełnie nie zmieniona. Po paru chwilach, ta lekko się odsunęła, a jej twarz przyjęła  tak dobrze jej znany, przenikliwy wyraz.  

- Jak? - zapytała i zbadała dziewczynę wzrokiem 

- Więzienie nigdy nie oznacza tego samego co śmierć - odpowiedziała kobiecie i poszła jej śladem do wcześniejszej sali.

- Tak samo jak poczucie winy nie oznacza wybaczenia - odpowiedziała jej stara grisza i usiadła na krześle - Jednak, jakim cudem wróciłaś?

- Nigdy nie zginęłam Bagrho - powiedziałam - Falda stała się moim więzieniem na stulecie. Jednak dlaczego? Nie mam pojęcia.

Przywoływaczka cienia uśmiechnęła się i spojrzała Otylii w oczy, dziewczyna od zawsze była wyjątkowa, jednak ci niezwykli zawsze muszą  cierpieć najwięcej.  Z tymi myślami z nienacka cicha myśl dotarła do świadomości kobiety.

- To było odpłatą - szepnęła cicho a dziewczyna uniósł brew - To było kolejną zapłatą za jego błędy. Samotność na dziesięć dekad...

1/3

Trylogia Grisha : Mrok i ZapomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz