- Usunąć mgłę. - lodowaty głos dalekiego dziedzica Mrozovy zdołał się przebić przez ścianę zamyślenia za jaką ukryła się grisha, by przywrócić ją do rzeczywistości oraz uświadomić jej, że tak naprawdę nic jeszcze nie było zakończone.
A podczas minuty, kiedy ta przyswajała tą świadomość, podkomendni usłuchali rozkazu dawnego generała. Wykrzyczeli do siebie nawzajem komendy by po zaledwie kilku sekundach mgła uniosła się w górę, znów ukazując szalupę holującą Rusalie. Całego splamionego rubinową krwią. Kolejną martwą legendę, zaraz po Jeleniu Mrozova.
Jednak wcześniej wspomniana szalupa kierowała się w zupełnie innym, nieprzewidzianym przez Aleksandra kierunku. W kierunku jakiś czas temu zlekceważonego szkunera pod banderą czerwonego psa na turkusowym polu, a pod spodem nieco zmienionego przez minione lata, dwugłowego orła Ravki.
I właśnie to było dla Przywoływaczki Mroku i Blasku, znakiem by ruszać, by nareszcie wykonać swój własny plan.
***
Dwanaście haków abordażowych wbiło się w reling na bakburcie i nagle zewsząd zaczął roznosić się skowyt oraz szczekanie, niczym wilki wyjące do księżyca nocą lub stado wściekłych psów. Tacy okazali się być ludzie wyzwalający Alinę, więc wyglądało na to, że obrażenie ciałobójcy od kundla chwilę wcześniej, najpewniej byłoby dla nich lekką obrazą.
Myśląc o tym kobieta jedynie uśmiechnęła się do siebie krzywo po czym sprawdziła szybko swoją wszelką broń, wszystko musiało pójść jak zaplanowała, by mogła podołać, korzystając z szansy znalezienia się jak najbliżej Świętej. I jak się dobrze dla niej składało, przez tygodnie na statku zdarzało jej się zachodzić głęboko do spiżarni gdzie zwyczajowo trzymano wielorybi tłuszcz i nikt się tam nie zapuszczał ze względu na zapach. Robiąc to w celach ćwiczenia na nowo swojej kondycji i zwiększonej przez lata w fałdzie mocy bez większej szansy, że ktoś ją wykryje. Dlatego nawet się nie zachwiała, kiedy oglądając się jeszcze na okalających zewsząd ludzi rozwścieczonego Aleksandra, mężczyzn, ruszyła do biegu.
I tym samym w tedy opuściła trzymającą moc, a dla kogoś patrzącego na nią z boku, mogła być niemalże niczym nocna mara, pojawiająca się tu znikąd. Oraz dzięki , póki co nieopuszczającemu grishy szczęściu, w kradzionym stroju załogi, udało jej się wyglądać zupełnie jak jeden ze zbuntowanych ludzi korsarza, teraz walczącego z żołnierzami Darklinga, którzy jak na razie nawet nie zwrócili najmniejszej uwagi na pojawienie się kogoś nowego na wielorybniku.
Jednakże przeskakując pomiędzy walczącymi musiała pilnować jednego, kaptura, który jako jedyny ukrywał możliwe przedwczesne rozpoznanie. Który w swoim cieniu może i ledwie co, ale ukrywał powoli znów jarzące się w kolor płynnego złota oczy. Minimalna pomoc przy ukryciu swojej tożsamości, zwłaszcza gdy głęboko będące moce pragnęły wyrwać się wreszcie na zewnątrz jako coś innego niż niewielki promyk lub cień w kącie kajuty.
To jednak póki co jeszcze udawało się jej zdusić, obiecując samej sobie by czekać i zachować siłę na coś większego, gdyż dziś będzie ona potrzebna.
Z tą myślą, Otylia wyciągnęła ukryte do tej pory na udach dwa bliźniacze, zakrzywione noże, dołączając się do jatki jako jedna z buntowników.
Zatrzymała się w idealnie wyliczonym miejscu, które było zaledwie kilka metrów od Mała i Aliny stojących do siebie plecami, byli bezbronni, dlatego właśnie grisha pozwoliła sobie na to, na co dawno już nie miała okazji sobie pozwolić. Na ponowne rozsianie śmierci.
Jej wzrok napotkał czterech grishów zbliżających się stopniowo do ciągle spętanych więźniów, o których obecnie nawet sam oprawca zbytnio nie dbał, zajęty szczekającymi niemalże szaleńcami, kotłującymi się wokół niego.
Grisha szybko przypomniała sobie rozpoznawanie keft żołnierzy Aleksandra. Bo niestety z tym zawsze pozostawał problem.
- Niebieska kefta ze srebrnym haftem... - mruknęła do siebie kiedy zachodziła dwóch mężczyzn od tyłu, ważąc w dłoniach swoje ostrza, usiłując upewnić siebie samą czy pamięta dokładnie z kim ma do czynienia. Zawsze warto było wiedzieć kogo tak naprawdę się morduje. Zwłaszcza kiedy robi się to znów po tak krótkim czasie. - Szkwalnicy, wiatr.
A kiedy zabrzmiał kolejny wystrzał z pistoletu Strumhonda, obaj mężczyźni padli na deski pokładu z rozdartymi gardłami, barwiąc deski w rubinie. Jednak przywoływaczka nie czekała na nic, nie słuchała krzyku Aliny kiedy ta była świadkiem tego morderstwa. Bez słowa rzuciła jej jedynie jeden z noży jakie do tej pory miała przymocowane do uda, a jej przyjacielowi kradziony pistolet, samej strzelając do szkwalniczek po drugiej stronie, stając przed dwójką.
- Kim ty do cholery jesteś? - usłyszała za sobą zdyszany głos chłopaka podczas wykonywania trzech kolejnych strzałów w kierunku ciałobójców.
W odpowiedzi na ten komentarz kobieta jedynie odwróciła się z gorzkim uśmiechem rozcinając zakrwawionym sztyletem sznur na rękach Oreceva.
- Nie ma za co za pomoc ze szkwalnikami. - skomentowała, po czym płynnym ruchem przeskoczyła przed spętaną Alinę, by osłonić dziewczynę przed piekielnikiem, wbijając mu nóż w klatkę piersiową zanim zdarzył użyć mocy. - Jestem przyjaciółką, pomogę wam. Przysyła mnie Bagrha.
Grisha zdawała sobie sprawę, że chłopakowi to imię niewiele powie, jednak ciemnowłosa od razu je rozpoznała, tak samo jakby również rozpoznała twarz samej Otylii, tylko nie miała czasu ani możliwości przypomnieć sobie skąd właściwie ją poznawała.
Co było prawdą, bo barczysty mężczyzna, rozpoznany jako Toyla, brat bliźniak dziewczyny poznanej jako Tamar, podniósł dziewczynę w górę, najwyraźniej nie zawracając sobie głowy kto do tej pory osłaniał dziewczynę.
- Mal! - krzyknęła jedynie, przewieszona przez barczyste ramię mężczyzny który już zaczął biec
- Nie wierć się i trzymaj jeżeli chcesz stąd uciec - warknęła na nią w odpowiedzi jedynie siostra olbrzyma, idąc w ślad za swoim bratem, ciągnąć chłopaka za sobą, podczas kiedy Otylia skorzystała z sekundy oddechu, bo skowyczące ogary znalazły się w dość dużej liczbie na okół niej.
Dlatego spojrzenie jedynie udało się w poszukiwaniu czarnej kefty lub kwarcowych oczu, jednak w tym całym chaosie, nie było wiadomo czy Przywoływacz jeszcze tu właściwie się znajdował.
Przy żadnej burcie nie było widać chodź by jego cienia, wyglądało to tak jakby Aleksander zniknął sam w swojej ciemności, dlatego do umysłu dotarła jedynie świadomość. On ma już plan, który jako kolejny musi obrócić w niwecz. Ale wpierw trzeba wrócić tam, gdzie kobieta musiała być.
Jednak nagle usłyszała jedynie trzask po czym wokół wielorybnika i drugiego skunera zaczynało robić się ciemno. Potrzebowała czterech sekund by zdać sobie sprawę ze stanu sytuacji. Jedna by odwrócić się i zauważyć gniew na pobliźnionej twarzy dawnego ukochanego, druga by wyczuć to, jak wiele mroku ku nim zmierzało oraz dwie kolejne by rozpocząć morderczy bieg ku czterem ostatnim linom abordażowym, które powoli zostawały wyłamywane, kiedy skuner oddalał się od wielorybnika.
Grisha nie dbała już o to, że kaptur spadł jej w głowy a czarne włosy rozwiał wiatr, wyrywając je z długiego warkocza. Liczyło się jedynie doskoczenie do liny i przejście po niej na drugą stronę nim będzie za późno.
- Dobiję Cię parszywy kundlu. - dobiegło do jej uszu, kiedy mijała kolejnych mężczyzn i mimo wyraźniej potrzeby ucieczki, tak czy inaczej spojrzała tam, by dostrzec jednego z załogantów, przed którym stał ciałobójca, stopniowo zaciskający pięść.
A ona nie zwyczajnie nie mogła go zostawić.
2\3
CZYTASZ
Trylogia Grisha : Mrok i Zapomnienie
Fanfiction"- Stworzyłeś coś czego nigdy nie powinieneś Aleksandrze - wyszeptała cicho i zbliżyła się zaledwie dwa kroki - Stworzyłeś coś to stało się dla mnie więzieniem na dekady... „ Dwa serca niegdyś grały w tym samym rytmie, rozumiejąc się bez użycia słó...