XXI

38 8 2
                                    

Jednak mimo ostatniego spotkania Aleksandra z widmem jego plany w zupełności nie uległy zmianie. Przez następne dni jego spiski jedynie przybierały na sile, a sam  Grisha nie ustępował w pokazywaniu tego  jaką siłę posiadał nad Przywoływaczką Słońca oraz Maleynem Orecevem,  godząc jedno, podczas kiedy to drugie rzeczywiście krwawiło. A krwawiło paskudnie, kiedy oficjalnym stało się to, czego Generał  poszukuje i co ma wytropić dla niego wcześniej wspomniany, dawien  członek Pierwszej Armii. 

Już kilka dni od ostatniego skonfrontowania się, podczas jednego z pierwszych szantaży, Otylia o mało nie ukazała swojej obecności. Było blisko by się zdradziła i sprzeciwiła wyraźnie woli Grishy, kiedy jej domysły się sprawdziły. Gdy dowiedziano się, że naprawdę  płyną za czymś, co wszyscy określali mianem mitu, że z każdą godziną płyną Kościaną Drogą w poszukiwaniu Rusalie. Kolejnego z trzech amplifikatorów Mrozova, jednego z tych samych, których sekretu oboje przysięgali strzec. A jeszcze większe emocje zaczęły powoli chcieć się ukazać wraz z wiadomością, że dzisiejszego poranka chłopak wykonał powierzone mu przez oprawcę zadanie.

Dlatego po ogłoszeniu takiej teorii nawet nie czekano zbyt długo na wyprowadzenie niemalże wszystkich na pokład, aby przekonać się o prawdziwości znaleziska. W ciągu zaledwie dziesięciu minut wszyscy załoganci, zbędny balast, czyli Grishowie jak to określał kapitan  statku oraz głównodowodzący znaleźli się  na pokładzie wielorybnika. 

Otylia nie zrobiła nic by to powstrzymać, czekała na podsłuchaną reakcję Kapitana, na to aby drugi statek rozpoczął abordaż i odebrał Darklingowi to, czego tak mocno  pragnął, kogoś, kim ją samą  chciał zastąpić i czegoś co miało ją wzmocnić. Dlatego na samą myśl o spisku Stormhonda uśmiech sam wpływał na  twarz  ukrytą w cieniu, rzucanym na nią przez kotły do wytapiania wielorybiego tłuszczu. Taka kryjówka spełniała swoje zadanie, mimo że w takiej bliskości kotłów, swąd był okropny. Chodź to właśnie to było głównym atutem tej kryjówki, bo przez zapach nikt nawet nie ważył się podejść czy patrzeć w tamtym kierunku.

Ale chodź wszyscy widzowie byli oddaleni od tamtego miejsca, nawet stąd dało się usłyszeć rozmowy, dość potępiające postępujące działania.

- Nie wierzę temu tropicielowi, kłamie a w tedy generał wpadnie w szał. - mrukną jakiś szkwalnik do piekielnika, który znajdował się najbliżej niego, a ten jedynie skinął mu głową w milczącym potwierdzeniu.

- Mnie z kolei nie podoba się ten płynący statek - wtrącił stojący z drugiej strony postawny mężczyzna ubrany w czerwoną keftę z czarnym haftem. -  Do tego  nasz niby Kapitan  również nie okazuje nam należytego szacunku.

- Jeden z twoich ulubionych kundli  - pojawiło się w umyśle grishy z nutą goryczy, kiedy powoli odchodziła z miejsca, gdzie mogła podsłuchiwać tamtą konwersację i poruszając się za kotłem znalazła się  nieco bliżej burty gdzie stali najważniejszy rozmówcy. - Kiedy dziś zamordujesz Rusalie, Aleksandrze, dopilnuje śmierci takich jak on, osobiście.

Żagle wielorybnika były już trymowane, kiedy szalupy z ludźmi, trzymającymi harpuny powoli opadały w dół, a sama niezauważona obserwatorka znalazła się na tyle blisko, że słyszała kolejne strzępki rozmów. Jednak od tych bardziej interesujący był widok wokół nich, kiedy rozglądając się, poszukiwała legendarnego potwora. Aż w końcu po kilku minutach rozglądania się po głębinie wody, ubrana w czarny płaszcz ze złotymi sprzączkami w kształcie czaszek, usłyszała  jeden krzyk, roznoszący się echem po Morzu Prawdziwym niczym dźwięk dzwonu po uderzeniu.

- Dwa rumby na prawo od dziobu! 

I dokładnie przy prawej burcie się znajdowała. Dlatego rozpoznawszy słowa, jak wszyscy na wielorybniku, czarnowłosa  odwróciła swoje złote spojrzenie w tamtym kierunku, aby ujrzeć połyskujące, ogromne oraz wijące się cielsko. Niezwykłe stworzenie z bajek oraz historii ludowych które dane było zobaczyć każdemu z nich po raz pierwszy i zarazem ostatni  w życiu. Poruszające się w wodzie tak spokojnie i swobodnie jakby samo było w jakiś sposób było z nim połączone, jakby samo było morzem albo nawet jego sercem. 

 Jednak ten przerażająco piękny widok w żadnym razie nie zatrzymał harpunników na łódkach przed nakazanym, przemyślanym przez ich przełożonego  atakiem. 

 Łuski zalśniły w słońcu a piana zrobiła się gęstsza kiedy smok zanurzył się, rozchlapując szerokim ogonem wodę i pozbawiając równowagi mężczyzn na łódkach najbliżej niego. W odpowiedź lekki uśmiech zawitał na usta, nie tylko grishki przy prawej burcie  ale i zniewolonej Świętej, obie to zauważyły, chcąc w to wierzyć, mimo przeznaczenia Rusalie nie podda się tak łatwo.

Wyraźnym na to potwierdzeniem  był sposób poruszania się ciała stworzenia. Bo to zaczęło  szybko płynąć pod powierzchnią wody, manewrując  zwinnie pomiędzy małymi górami lodowymi, nie pozwalając pierwszym wyrzuconym harpunom wbić się w jego ciało. 

Te jednak nie przestały kierować się ku niemu, dlatego po jeszcze kilku nieprecyzyjnych rzutach w końcu pierwszy z nich wbił się w skórę zwierzęcia oraz to właśnie to  rozjuszyło Księcia Morskich Głębin. 

I po zaledwie kilku sekundach od zranienia, potwór wynurzył się z wody, ukazując część ogromnego cielska. Niemal przeźroczyste płetwy, grzywa i wściekłe czerwone oczy, zalśniły w słabym, zamglonym świetle poranka. Wpatrując się z gniewem we wszystkich zebranych na statku, zupełnie jakby szukając kogoś, jakby szukał tych, którzy przysięgali chronić jego tajemnicy. I nareszcie  widząc Aleksandra, z gardła węża wyrwał się groźny, niemalże jakby oskarżycielski ryk. A uczucie zawiedzenia kogoś, mimowolnie  spadło na barki grishy znajdującej się zaledwie kilkanaście metrów dalej,  opanowało ją uczucie zupełnie jakby to wpatrywał się w nią a nie w niego, oskarżając ich o swoją przyszłą śmierć...

 Ale nawet mimo tego uczucia nie zdołała  odwrócić wzroku, a książę nie dał się nacieszyć swym widokiem wiele dłużej, bo nagle otworzył paszczę i padł na kolejne szalupy z następnym rykiem łapiąc kilku żeglarzy w paszczę,  rozgryzając ich ciała na pół. Jakby oddając manifest, że zginie, ale zabierze ze sobą tylu, ilu będzie mógł. I wszyscy patrzący na scenę z wielorybnika mogli usłyszeć jak łatwo kły  Rusalie  złamały kręgosłupy wszystkim  harpunnikom oraz widzieć jak teraz to ludzka krew rozmywa się w wodzie. 

Niektóre grishe przy burtach odwracały wzrok, jednak  inni nadal patrzyli jak to kolejne zanikające już we mgle szalupy, usiłują dać sobie radę z wężem. Widzieli coraz słabiej całą scenę, jednak wówczas gdy Otylia usłyszała płacz Morskiego Bicza, niczym żałobny zawód lub pieśń tęsknych czasów spokoju, wiedziała, że kolejny zakrzywiony harpun wbił się w smukłe  ciało majestatycznego stworzenia. 

I mimo, że impet jaki miał  wcześniej,  powoli już zanikał od utraconej krwi, kiedy zwierzę już się poddawało, woda ciągle  falowała bardzo mocno oraz się pieniła, wprawiając wielorybnik w chybotanie na dwie strony. A zawodzenie smoka stawało się coraz bardziej żałosne kiedy ciągle go ścigano.

Ale sama kobieta w czarnym płaszczu, którym ciągał lekki wiatr, ciągle była bezsilna, miała plan, dlatego jedynie czekała, przeklinając   w każdy możliwy sposób to, kim stał się jej Aleksander. Przeklinała świat przez to co stało się przez lata jej więzienia. Tym samym zaklinając wszelkich męczenników, nawet Ilię Mrozovę aby przyśpieszyli czas. Aby mogła sprawić by zrozumiał prawdę i aby ona sama mogła się modlić o to, że jej Aleksander wróci, a ten kim był przepadnie. Oszust. Tyran. Zabójca.






1/3

Trylogia Grisha : Mrok i ZapomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz