4 Szkolna atrakcja

2.4K 88 8
                                    

Byłam naprawdę zdziwiona gdy rano okazało się, że pierwsza zeszłam na śniadanie.  Nie musiałam co prawda długo czekać na domowników, niemniej spodziewałam się w jadalni przynajmniej Olivera. 

Pierwszy jednak wtoczył się Kasper. Wtoczył to zdecydowanie najodpowiedniejsze słowo. Szedł niemal z zamkniętymi oczami, odbijając się od ścian. Koszulę od mundurka miał krzywo zapiętą, tym bardziej nie trudził się zawiązaniem krawata który zwisał mu z kieszeni czarnych spodni. 

Oliver z Tristanem pojawili się razem, z czego ten pierwszy wyglądał nienagannie. Nawet jego jasne włosy były ułożone na żelu . Tristan natomiast...  nie wyglądał tak źle jak Kasper, jednak chyba zapomniał włożyć koszuli w spodnie, krawat wisiał mu luźno przewieszony przez szyję i miał dwie różne skarpetki.

Byli raczej marudni i nie do końca rozbudzeni. Ja natomiast stresowałam się tak bardzo, że żołądek zwinął mi się w jeden wielki supeł.  Ledwie byłam w stanie przełknąć swoją kawę, podczas gdy śniadania prawie nie tknęłam.  

Psychicznie byłam zupełnie niegotowa na pierwszy dzień nowej szkoły. Nie podobało mi się, że miałam dołączyć do szkoły w połowie września. Nie podobało mi się, że musiałam nosić ten głupi mundurek. Nie podobało mi się, że jeszcze pierwszego dnia musiałam wybrać pięć dodatkowych przedmiotów i jedna zajęcia pozaszkolne (ojciec zdążył mnie o tym uprzedzić w sobotę). Nie podobało mi się to, że w ogóle musiałam ją zmieniać.

W moim starym liceum może nie było wybitnego poziomu, ale było dobre. Poza tym wszystkich tam znałam. I wszyscy znali mnie. Nikogo nie dziwiło, że w szkole towarzyszy mi pies, nikt się na mnie nie gapił jak na dziwadło. Byli wyrozumiali gdy czegoś nie dosłyszałam. 

Wątpiłam, żeby teraz też było tak dobrze.

Pogłaskałam Shermana który siedział koło mojej nogi i maślanymi oczami wpatrywał się w plastry bekonu. 

Zdążyłam wcześniej zauważyć, że Oliver go nimi podkarmiał, gdy myślał, że nie patrzę. Oni mi rozpieszczą tego psa. 

W końcu zapakowaliśmy się do auta, jednego z chłopców. Mówili mi nawet czyje było, ale idąc za nimi nie słyszałam za dobrze. Co do auta... Mogłam jedynie powiedzieć: Było drogie, granatowe, i przypominało nieco mercedesa ojca. Nie znam się na samochodach. Nie wiedziałam jakiej był marki, jaki mógł mieć silnik. Moi koledzy na pewno byliby zachwyceni. Ja jedynie wiedziałam, że jest duży i głośny.

Przez to , że jechaliśmy jednym samochodem, Sherman musiał zadowolić się miejscem w bagażniku.  Zdziwiłam się, gdy zauważyłam że cała trójka czeka, aż zajmę miejsce w aucie, by dopiero potem pchać się do samochodu.  

Tristan prowadził, a Oliver zajął miejsce obok niego. Kasper siedział obok mnie i co chwila głaskał wielki psi łeb który wychylał się między siedzenia.  

Napisałam krótką wiadomość do Kate, chodź wiedziałam, że na pewno jeszcze śpi.  Gigantycznym wysiłkiem pilnowałam by się nie drapać po rękach, czy jakiejkolwiek innej części ciała.   Zawsze gdy bardzo się denerwowałam tak to się kończyło. Byłam wręcz dumna, że do tej pory nie wydrapałam sobie żadnej rany. Chciałabym, żeby tak pozostało.

Mury szkoły przypominały więzienie. No dobrze, może i nie były takie straszne. Bardziej mury zamkowe, które były nie do zdobycia. Cały budynek był chyba jakimś starym dworem.  Zbudowany z szarego kamienia wydawał się surowy i przygnębiający. Nad bramą wisiał herb na metalowej tarczy. Taki sam jak znajdował się na naszych marynarkach.

Na parkingu zjawiliśmy się dość późno, dlatego zdziwiło mnie, że Tristan bez problemu znalazł wolne miejsce. Znajdowało się w dobrej odległości od bramy: nie za daleko, jednocześnie nie za blisko. Było w idealnej odległości by ewentualni nauczyciele nie mogli dostrzec palącego za samochodem Kasper'a. Przejechałam obojętnym wzrokiem po jego odpalającej papierosa sylwetce. Nie moja sprawa. 

Kłamstwa przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz