28 Nie Mogę Się Ruszyć

1.5K 72 2
                                    

Ocknęłam się na ganku. Zasnęłam w bujanym fotelu. Nawet nie wiem kiedy to się stało. Byłam obserwatorem. Siedziałam spokojnie, obserwując to co działo się dookoła. Nie słyszałam jednak dźwięków.

Widziałam poruszające się drzewa, nie słyszałam jednak szumu wiatru. Widziałam w oddali moich przyjaciół chodź nie słyszałam ich głosów. Co ciekawe w końcu czułam się z tym pogodzona. Przecież i tak, wszystko miało skończyć się w ten sposób.

Ten bajkowy wiejski krajobraz nie robił już jednak na mnie wrażenia. Dotarło do mnie, że to już nie jest mój dom. To było nagle stwierdzenie. Spodziewałam się, że właśnie tak będzie, myślałam jednak, że wiązał się z nim będzie ból. Ja czułam jedynie obojętność.

Moi bracia też tam byli. Stali i rozmawiali z resztą naszych przyjaciół. Co jakiś czas któryś odbiegał na chwilę by kogoś gonić jednak już po chwili wracali do grupy.

A ja siedziałam tu sama. Nie było że mną nawet Shermana. Nie wiedziałam go nigdzie.

W krótce dotarło do mnie również, że nie mogę się ruszyć. Jakby ktoś przykleił mnie w tej jednej pozycji do fotela na kleju. Jedyne co mogłam zrobić to ruszyć głową.

A potem tuż obok mnie pojawił się nowy kształt. Na początku był rozmazany, jakbym oglądała film o słabej ostrości. Widziałam jedynie kobiecą sylwetkę.

Gdy sylwetka zaczęła się wyostrzać, oświetliło ją mocne światło. Wiedziałam już jednak kto to jest. Mama.

Spięłam się nieco. Zaczęło do mnie docierać, że to tylko sen. A ostatniego snu z mamą nie wspominałam za dobrze.

-Przepraszam kochanie - zaczęła spokojnie - to wszystko moja wina, przez moje wybory... Przez nie cierpisz. Nie chciałam tego

-Masz rację cierpiałam przez twoje wybory. To już się stało - nie mogłam na nią patrzeć. Światło mnie oślepiało. Byłam w stanie patrzeć jedynie przed siebie. - przeprosiny nic nie zmienią. I tak już nie żyjesz. - po tych słowach coś we mnie uderzyło. Zasmuciłam się. - skoro tu jesteś to ja zapewne też.

-Dla ciebie jest jeszcze szansa - powiedziała stanowczo - możesz wrócić do domu. Tego prawdziwego domu. - na horyzoncie zamajaczyła sylwetka naszej londyńskiej willi. Zaledwie kilka kroków od ganku. - wystarczy że przejdziesz przez drzwi.

-Nie mogę się ruszyć - Odparłam dalej wpatrując się w mój nowy dom.

-Możesz Will. Ty moje dziecko możesz wszystko. Wstań. Jeszcze nie pora na ciebie. Na ciebie jeszcze czas. Wstawaj Will.

Przewróciłam oczami z irytacji. Czułam dziwny niesmak gdy tak się do mnie zwracała. Po tym wszystkim co mi zrobiła. Po tym jak mnie okłamywała.

-Cokolwiek bylebyś przestała mnie tak nazywać.- wymamrotałam.

Moje kończyny były niewyobrażalnie ciężkie. Z trudem udało mi się oderwać ręce od podłokietników. Jakby były zrobione z ołowiu. Gdy mi się to udało z trudem poruszyłam palcami.

Na początku nie czułam motywacji. Dopiero gdy pomyślałam o tym, że musiałabym z nią tu zostać, poczułam złość. Okłamywała mnie całe życie. Moja własna matka. Na samą myśl o tym, że miałabym spędzić wieczność w jej towarzystwie zaczęłam dostawać szału.

No i przede wszystkim, chciałam zobaczyć tatę. Chciałam zobaczyć braci i upewnić się, że Tristanowi nic się nie stało. Nie mogłam ich zostawić. Nie teraz, gdy dopiero ich poznałam.

To mnie zmotywowało do tego by wstać. A potem przychodziły kolejne powody które mnie motywowały. Mój pies, Neptuno, moje przyjaciółki, Dick... oni wszyscy. Nawet Charles i Pola. Oni wszyscy teraz byli moją nową rzeczywistością. Nie wyobrażałam sobie, jak moje życie mogłoby wyglądać bez nich.

Kłamstwa przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz