Tam gdzie sięga uczucie (33)

29 1 0
                                    

Jonathan

Przemierzaliśmy kolejne alejki ulic, sklepy i opuszczone magazyny, by dotrzeć do kolejnego klubu. Niedługo zaczną podobać mi się takie klimaty, i to będzie jego wina. Minęły zaledwie pare minut od naszego pocałunku, a ja nadal miałem minę zawstydzonego nastolatka, rumieniec nie potrafił mi zejść z twarzy. Czy nadal czuję jego wargi na swoich, mimo , że dzieli nas pół metra odległości? Jak najbardziej. Czy mi się podobało? Owszem.

-Myślisz, że komendant pozwoli ci kiedyś pobyć u mnie w mieszkaniu? Chociaż na parę godzin.

Spytałem nagle, kiedy bez słowa podążaliśmy oświetlonym deptakiem podczas ciemnego wieczoru. Spojrzał na mnie z uniesioną brwią i delikatnym uśmiechem.

-Nie wiem. W sumie, już chyba wystarczająco mi ufa, bym mógł do ciebie wpaść, co nie?

-No tak, może..

Po krótkiej chwili zauważyłem jak młody mężczyzna szykuje się do kolejnej wypowiedzi. Wzrok miał skupiony w jednym punkcie a usta zaczęły się powoli otwierać na znak kolejnego odzewu.

-Wiem, że teraz to jest taka jakby
,,wycieczka integracyjna", ale to nadal praca. Cóż, przynajmniej ja tak to widzę.

-Nie ma tak źle. Chociaż w pewnym sensie masz rację...

-Chcę po prostu oddzielić życie prywatne od zawodowego i pospędzać trochę czasu z tobą. Nie chcę stracić kolejnej osoby z mojego życia, tylko dlatego, że praca jest dla mnie ważniejsza.

Spojrzał na mnie spuszczonymi brwiami i zatroskanym spojrzeniem. Czuł, że za moimi słowami stoi coś bardziej poważnego.
Nie do końca rozumiał mojego żalu, ale zapewne starał się jakoś to poukładać w swojej głowie.

-Wiesz... Wcześniej miałem dziewczynę.

-Tak, mówiłeś na naszym pierwszym spotkaniu.

Dokończył. Miałem przed oczami jak oboje siedzimy naprzeciw siebie w małym pokoju tamtego dnia. Kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy.

-Było nam razem dobrze. Wszystko jakoś szło, do czasu kiedy...kiedy zacząłem brać pracę na pierwsze miejsce...a te wszystkie zadłużenia stały się dla mnie koszmarem. Nadgodziny i patrole stały się ważniejsze od spotkań i coweekendowych spacerów. Właśnie przez to się pokłóciliśmy, w sumie to oboje mieliśmy sobie coś za złe. Koniec końców znalazła sobie kogoś innego, zerwała ze mną i...no...tak to się potoczyło...

Wziąłem głęboki wdech i wsadziłem ręce do kieszeni, garbiąc się nieco. Po krótkiej pauzie, kontynuowałem:

-Gdybym powtórzył ten sam błąd, nigdy bym sobie nie wybaczył. Czasami mam uczucie, że te nasze śledztwo nie wystarcza. Że czegoś brakuje...

-Jeśli mogę się z tobą widywać to mi to jak najbardziej pasuje. Nie musisz się do niczego zmuszać.

-Robię to z własnej woli, wierz mi... Obiecuję, kiedyś na pewno cię do siebie zaproszę.

-Heh, trzymam za słowo, panie sierżancie.

Kiedy moim oczom ukazał się duży budynek z podświetlabym ledowym napisem, chłopak wyprostował się żwawo i uniósł ręce w górę.

-No nareszcie! Jesteśmy! Klub Party Point!

-Party co?

-Party Point!

Spojrzałem wymownie na budynek i skrzywiłem usta w niepewności. Wyprostował się, dodając sobie otuchy, zmuszając się do uśmiechu.

-Obiecuję, że będziemy się dobrze bawić!

Skazani na zaufanie [BL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz