Jasmine
– Black! – wrzasnęłam od razu, kiedy odebrał połączenie.
– Miałaś dzwonić dopiero na łożu śmierci. Mieszkasz w Bostonie od trzech dni i już się w coś wpakowałaś?
– Mieli tu mieszkać sami emeryci, a po sąsiedzku mam kryminalistę! – krzyczałam, ignorując jego słowa.
– Aidena? – parsknął.
– Skąd mam wiedzieć, jak ma na imię?! Wyprowadzam się! – piszczałam wściekle.
– Jest niegroźny. Bądź grzeczna, a nie stanie ci się żadna krzywda. Nigdzie się nie przenosisz i to akurat nie podlega dyskusji. Zgodziłem się mieć na ciebie oko, ale nie będę cię niańczył. Chyba, że chcesz pogadać o tym z ojcem?
Wystarczyło to jedno pytanie, by sprowadzić mnie na ziemię. Ojciec zastrzegł, że jeśli tylko zacznę sprawiać problemy, siłą sprowadzi mnie do Edynburga. Nie chciałam tam wracać. Westchnęłam cicho, hamując szczypiące mnie pod powiekami łzy.
– Tak myślałem – burknął. – Aiden ma do czynienia z kryminałem, ale...
– Nie obchodzi mnie to! – przerwałam mu. – Zagroził, że zakopie mnie w swoim ogródku!
– Podejrzewam, że nawet nie ma łopaty, by to zrobić – roześmiał się. – Nie panikuj i skup się na tym, po co tu przyjechałaś – rzucił i się rozłączył.
Zachowywał się identycznie, jak mój ojciec – nie było żadnej możliwości dyskusji. Z moich ust wydobył się pełen frustracji warkot. Miałam mieć zapewniony spokój, żeby móc się uczyć, a przyszło mi drżeć ze strachu, że jakiś mętny typ przebywał kilka metrów ode mnie.
Zatrzasnęłam drzwi prowadzące do małego ogrodu, a także wszystkie okna, żeby nie słyszeć dobiegającej z zewnątrz drażniącej muzyki i poszłam do kuchni, żeby przygotować coś orzeźwiającego do picia. Skoro nie mogłam otrzymać spokoju, postanowiłam sama go dla siebie stworzyć i udawać, że nie mam żadnego sąsiada.
Z pachnącym miętą koktajlem, usadowiłam się w fotelu, który z trudem udało mi się wynieść na małą werandę przed frontowym wejściem. Założyłam na głowę słuchawki, włączając relaksującą muzykę, zupełnie przeciwną do tego dudnienia u degenerata z domu obok i zamknęłam oczy. Przez ostatnie lata chodziłam z mamą na zajęcia, gdzie uczyłyśmy się różnych praktyk relaksacyjnych. Ona chodziła tam po to, by pokazać się ze mną, a ja dlatego, że mi kazała. Mimo wszystko musiałam przyznać, że niektóre metody były niezwykle skuteczne.
Wciągnęłam powietrze przez nos i bardzo powoli wypuściłam przez usta. Powtórzyłam tę czynność jeszcze kilkukrotnie, czując wlewającą się we mnie harmonię. Niestety, nie trwała zbyt długo, ponieważ pod powiekami pojawił się obraz mężczyzny. Wytatuowanego niemal od stóp do głów, z kpiącym, a jednocześnie ostrzegawczym, błękitnym spojrzeniem, i niebiańskim, zuchwałym uśmiechem, którym w ułamku sekundy sprawił, że zmiękły mi kolana.
Z pewnością był ode mnie sporo starszy, ale pokryte ciemnym tuszem ciało należało do młodego Boga. Musiałabym być ślepa, by nie zauważyć, że był przystojnym, dojrzałym mężczyzną. Kiedy mrużył oczy, wokół nich tworzyły się delikatne zmarszczki, dodając mu dodatkowego uroku. Uroku?! Jas! Opamiętaj się! To przestępca!
Potrzasnęłam energicznie głową, by wyrzucić z niej obraz seksownego kryminalisty. Próbowałam przywołać jakieś przyjemne myśli i na powrót skupić się na oddychaniu, ale moje zdenerwowanie zamiast zelżeć, coraz bardziej wzrastało.
– Oczyść umysł – mruczałam do siebie. – Nie myśl.
A jeśli mnie zamorduje?
– Szlag! – warknęłam i zrzuciłam z uszu słuchawki.
Z ulgą stwierdziłam, że muzyka w domu obok ucichła. Wzięłam w dłonie telefon i z zaskoczeniem zauważyłam, że dostałam wiadomość od Blacka. Podał mi jakiś numer telefonu i dołączył do niego kilka słów:
Black: Gdyby działo się coś niepokojącego, dzwoń pod ten numer. Nastoletnie histerie się do tego nie zaliczają.
– Dupek – bąknęłam pod nosem i zatopiłam usta w chłodnym napoju.
Wówczas dostrzegłam, że sprzed domu naprzeciwko, macha do mnie starsza kobieta. Mama wszczepiła we mnie przede wszystkim szacunek do starszych, dlatego uprzejmie odwzajemniłem ten gest i uśmiechnęłam się. Myślałam, że na tym się skończy, lecz staruszka zeszła po schodach swojego uroczego domku i dziarskim krokiem zbliżyła się do mnie.
– Dzień dobry, piękny mamy dzień, prawda? – zagadnęła, przyglądając mi się badawczo. – Przyjechałaś tu niedawno? Ten dom od zawsze był pusty.
– Tak – potwierdziłam. – Niedługo rozpoczynam studia i...
– Studia? Ale chyba nie będziesz zapraszać tu żadnej hałaśliwej hołoty? – przerwała mi.
– Zapewniam, że nie – zachichotałam i w końcu wstałam z fotela. – Nazywam się Jasmine Gold – przedstawiłam się i wyciągnęłam do niej rękę. – Proszę mi wierzyć, że bardzo lubię ciszę i spokój. Nie jestem typową studentką. – Puściłam do niej oko, a wtedy jej nieco podejrzliwa twarz się rozpromieniła i w końcu ujęła moją wyciągniętą dłoń.
– Bardzo dobrze, bardzo dobrze – mówiła z aprobatą. – My jesteśmy tutaj wszyscy bardzo zżyci i szanujemy się wzajemnie. Nie chcielibyśmy żadnych problemów.
Szanujemy? Zżyci? Z tym kryminalistą również?!
– Z mojej strony nie musi się pani niczego obawiać – zapewniłam, ignorując swoje wewnętrzne monologi.
– Dobrze, że się wprowadziłaś. Regularnie włamywali się do tego domu, bo wiedzieli, że jest pusty, ale ja ich powstrzymałam – chwaliła się, dumnie wypinając pierś.
Włamania?!
– Mam nadzieję, że to się już nie powtórzy – bąknęłam.
– Jestem pani Shelter – przedstawiła się nagle. – Pójdę już. Nie będę cię niepokoić, dziecko.
Zniknęła równie szybko, co się pojawiła, pozostawiając mnie w lekkim osłupieniu. Informacja o włamaniach wcale nie pomogła mi w odzyskaniu równowagi, która została zburzona już wcześniej. Jeśli nie chciała mnie niepokoić, to mogła darować sobie informowanie mnie o potencjalnym zagrożeniu. Zaczynałam mieć wątpliwości, czy ucieczka do Stanów rzeczywiście była dobrą decyzją.
Bez dłuższego zastanowienia ponownie wzięłam w dłonie smartfon i zamówiłam ubera. Postanowiłam pojechać do centrum, by wyposażyć się w gaz pieprzowy i jakąś pałkę, albo cokolwiek innego do samoobrony. Miałam trafić w spokojne miejsce, a zdawało się, że trafiłam do zupełnie innego wymiaru. Starsza kobieta mówiąca o włamaniach, jakby przekazywała mi przepis na domowe ciasteczka i kryminalista tuż za rogiem.
Rzuciłam okiem na ogromną terenówkę, stojącą przed jego domem. Nawet wóz wyglądał, jakby był przystosowany do wywożenia nim zwłok.***
Przechadzałam się ulicami miasta i pomimo panującego wokół chaosu, odzyskałam spokój, którego nie potrafiłam odnaleźć w domu, w którym zamieszkałam. Nigdy dotąd nie mieszkałam sama, wychowywana byłam pod szczelnym kloszem, a teraz sama rzuciłam się na głęboką wodę.
Rodzice nie zdawali sobie sprawy, że tak naprawdę zrobili mi krzywdę, chroniąc przed dorosłością. Kiedy skończyłam liceum, byłam rozgoryczona, ponieważ wówczas pierwszy raz dowiedziałam się, jak smakuje cierpienie. Było to dla mnie niemal jak trauma, ponieważ przez lata miałam wpajane, że wokół mnie istnieje wyłącznie dobro. Jakie było moje zdziwienie, gdy przyszło mi się zmierzyć ze złem...
Wielu ludzi mogłoby mnie uznać za zacofaną, rozpieszczoną pannę, lecz ja byłam po prostu nieświadoma. Całkowicie nieprzystosowana do dorosłego życia. Wprawdzie nie byłam idiotką, którą we wszystkim wyręczano i potrafiłam zadbać o siebie, porządek, czy inne sprawy, które ogólnie uważane były za dorosłe obowiązki, lecz przeczuwałam, że dopiero wyrwanie się spod skrzydeł rodziców pokaże mi, czym ta dorosłość jest naprawdę.
Kiedy wróciłam do domu, zauważyłam, że obok czarnego wozu stał również wóz policyjny. Czyli miałam rację. Może przyjechali go zatrzymać za jakieś kolejne przestępstwo? Albo sprawdzają, czy odnajduje się w życiu wśród normalnych ludzi... Nie, nie sprawdza się! Powinnam tam pójść i powiedzieć, że mi groził!
Drżącą ręką wsunęłam klucz w zamek i szybko schowałam się we wnętrzu domu. Odrzuciłam swoje zakupy na komodę, stojącą w przedpokoju i wypuściłam drżący od zdenerwowania oddech.
Zdjęłam przez głowę oversizowy t-shirt, który tego dnia miałam na sobie i zsunęłam z bioder leginsy, po czym udałam się do łazienki, żeby wziąć gorący prysznic i rozluźnić nieco spięte mięśnie. Zanim zdążyłam zrzucić z siebie biustonosz i figi, usłyszałam dobiegające z zewnątrz głosy. Wyjrzałam przez niewielkie okno tak, by mnie nie zauważono i dostrzegłam wychodzących z sąsiedztwa kilku funkcjonariuszy, a wraz z nimi tego oprycha. Uśmiechnęłam się na myśl, że go zabiorą. Wtedy on odwrócił się i spojrzał wprost na mnie. Uniósł brew i jednocześnie kącik ust, po czym przesunął wzrokiem po mojej sylwetce, jakby próbował mnie dotknąć. Wówczas uzmysłowiłam sobie, że stałam w cholernym oknie w samej bieliźnie.
– Szlag! – warknęłam i szybko zsunęłam roletę.
Miałam ochotę sama siebie spoliczkować. Moją twarz oblała się szkarłatem i w tej sytuacji potrzebowałam lodowatego prysznica, zamiast relaksującej gorącej kąpieli. Najbardziej przerażający był fakt, że jego krótkie, lecz przepełnione podziwem spojrzenie sprawiło, że w dole mojego brzucha poczułam przyjemne mrowienie. A to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca.
CZYTASZ
Miss Gold #4
ChickLitDwudziestoletnia Jasmine Gold, z pomocą Blacka - przyjaciela jej ojca, przenosi się z Edynburga do Bostonu, by rozpocząć studia. Wprowadza się do niewielkiego domku na przedmieściach, planując w spokoju poświęcić się nauce. Niewielkie osiedle, na kt...