Rozdział 15

4.2K 398 23
                                    

Aiden

Udało mi się ją nakłonić, żeby poczekała z wylotem do momentu aż zwłoki jej starego zostaną przetransportowane ze Stanów do Edynburga. Dzięki temu mieliśmy spędzić tam tylko kilka dni, przetrwać szopkę związaną z pogrzebem i wrócić, żeby zacząć stabilizować jej życie. Ja miałem jeszcze jedną sprawę do załatwienia.
Ze spakowaną walizką podążyłem do swojego wozu i wrzuciłem ją na tylne siedzenie, po czym poszedłem do niej. Nie trudziłem się, żeby pukać. Odkąd spędziła u mnie noc, właściwie nie przebywała u siebie, nie pozwalałem jej na to, żeby była sama. Tylko podczas moich służb musiałem ją zostawiać.
Przekroczyłem próg domu i usłyszałem szloch. Natychmiast skierowałem się do sypialni. Klęczała na podłodze i układała w małej walizce czarne ubranie. Tak bardzo chciałbym jej powiedzieć, że zamiast żalu powinna czuć ulgę.
Przysiadłem tuż obok niej, ignorując ból w kręgosłupie i otoczyłem ją ramieniem. Nie mogłem zrobić niczego więcej. Mogłem wyłącznie być przy niej.
– Dzwoniła mama – wymamrotała, znów z trudem łapiąc powietrze. – Mówiła... Ona mówiła, że twierdzą...
– Co takiego, promyczku? – zapytałem, próbując dodać jej odwagi.
– Że tata... Że on... Że był w tym hotelu z mężczyzną... To znaczy... Zanim... Zanim popełnił... To... Powiedzieli, że odbył stosunek homoseksualny, bo jego... Jego... Nie znaleźli żadnych śladów, ale ktoś go... Z nim... Miał poraniony... Odbyt i to... To podobno znaczyło... – jąkała się, nie potrafiąc skleić sensownego zdania, a później zaniosła się głośnym szlochem.
Doskonale wiedziałem, co mu zrobiono, zanim się „powiesił”. Wszystko miało wyglądać tak, jakby pieprzył się z jakimś facetem i po upojnej randce postanowił odebrać sobie życie. Prawda była taka, że Gold zwyczajnie miał wpierdolony gruby kołek w dupę tak, żeby poczuł to samo, co czuła jego córka. Wielokrotnie. Black zawsze miał fantazję. Z pewnością z naszej czwórki był najbardziej popierdolony.
Musiałem się powstrzymać przed parsknięciem, dlatego przekręciłem głowę tak, by nie widziała mojej twarzy.
– Przykro mi, Jasmine. – Tak, było mi przykro, ale tylko ze względu na nią.

***
– Pojedziemy do Ravenów? – zaproponowałem, kiedy wsiedliśmy do wynajętego wozu.
Obracaliśmy się właściwie w tym samym towarzystwie, z tą różnicą, że Black, Raven i Silver byli moimi przyjaciółmi, a ona była córką jednego ze znajomych. Jej stary nigdy nie należał do naszego wąskiego grona, czasem prowadził interesy z Cesarem bądź Dominikiem, próbując wkupić się w ich łaski. Z kolei ona zaskarbiła sobie ich względy, cholera, nie tylko ich, a także i moje. Zdawało się, że ta banda kochała ją niemal jak swoją... Mała, niewinna i skrzywdzona Jasmine pośród bestii, które w rzeczywistości otaczają ją opieką.
– Najpierw do mamy – bąknęła. – Nie chcę, żeby była sama.
– Jak sobie życzysz. – Puściłem do niej oko i bez skrępowania położyłem dłoń na jej drżącym udzie.
– Ona... Ona wie, że przyleciałeś ze mną, ale myśli, że...
– Że przyleciałem na pogrzeb starego znajomego. Nie martw się, promyczku. Nawet przez chwilę nie przejdzie jej przez myśl, że... – urwałem, nie mogąc znaleźć odpowiedniego określenia tego, co właściwie łączyło mnie z tą małą. Czy w ogóle coś łączyło... – Że jest inaczej – dokończyłem i włączyłem się do ruchu.
Potrzebowałem chwili, by przywyknąć do lewostronnego ruchu. Jechaliśmy w milczeniu, choć Jasmine co jakiś czas wzdychała ciężko, a kiedy mijaliśmy jeden z większych hoteli, wyraźnie się spięła i zacisnęła powieki. Wysnułem podejrzenie, że to właśnie w tym miejscu przeżyła swój koszmar.
Wjeżdżając na podjazd, musiałem przyznać, że jej rodzinny dom robił wrażenie. Utrzymany w nowoczesnym stylu, oszklony, jakby jego mieszkańcy nie mieli niczego do ukrycia, jednocześnie kryjąc najmroczniejsze sekrety.
Zatrzymałem się przed samym wejściem, odpiąłem pas i zwróciłem się całym ciałem ku Jasmine. Miała spuszczoną głowę i nerwowo wyłamywała palce.
– Promyczku? – mruknąłem i położyłem dłoń na jej. Podniosła na mnie smutne oczy. – Jestem tu z tobą i dla ciebie, rozumiesz? – upewniałem się.
– Tak. Dziękuję – wymamrotała.
– I będę tęsknił – zamruczałem i musnąłem kciukiem jej dolną wargę. – Za twoją bliskością – dodałem, a ona się zarumieniła i uśmiechnęła blado.
– Czy mógłbyś mnie jeszcze...
– Chyba już nie zdążę – przerwałem jej niezadowolony i wskazałem na drzwi domu, w których stanęła Monica Gold. – Czuję się, jak smarkacz, który musi się ukrywać, żeby móc pocałować dziewczynę – wyburczałem pod nosem i odpiąłem jej pas. – Leć się przywitać, wezmę walizki.
Niepostrzeżenie złapała mnie za rękę i pochyliła się w moją stronę.
– Ona myśli, że traktuję cię, jak wujka – wyszeptała i złapała zębami płatek mojego ucha, po czym szybko wysiadła i pobiegła do matki.
– Ja pierdolę – mruknąłem pod nosem i również wysiadłem.
Wyjmując walizki z bagażnika, dostrzegłem, że postawa Jasmine uległa znaczącej zmianie. Wyglądało to tak, jakby ona musiała pocieszać matkę, nie otrzymując w zamian tego samego. Stanąłem obok płaczących kobiet i czekałem. W końcu jej matka odsunęła się od niej i zwróciła się ku mnie.
– Monico. – Skinąłem głową i wyciągnąłem do niej rękę. – Przyjmij kondolencje.
Nie ujęła jej, tylko z histerycznym płaczem rzuciła się w moją stronę i przylgnęła do mojej piersi. Ostrożnie objąłem ją ramieniem i poklepałem sztywno po trzęsących się plecach. Nie spodziewałem się takiej wylewności, a wyraz twarzy mojej małej Jasmine jasno wskazywał na to, że ona również nie. Co więcej, nie była zadowolona, że jej matka zajmowała miejsce, które dotąd należało wyłącznie do niej. Chrząknąłem i odsunąłem ją od siebie. Wtedy Jasmine wypuściła spomiędzy warg drżący oddech.
– Wejdźmy – Gold zaprosiła nas do środka.
Czułem, że dla nas obu będzie to trudniejsze, niż początkowo się wydawało.
Ze zdziwieniem przyjąłem, że mieli służbę, która wskazała nam pokoje. Kolejnym zaskoczeniem było to, że Jasmine zajmowała sypialnię dla gości, bo jak mówiła jej matka, jej dawny pokój zagospodarowali na biblioteczkę. Nie zdążyła zadomowić się w nowym miejscu, a oni, kurwa, wyprowadzili ją z rodzinnego domu, jakby miała do niego już nigdy nie wrócić. Widziałem, że mała za wszelką cenę nie chciała dać po sobie poznać, że ją to dotknęło. Wszystko było mocno popierdolone, a z każdą kolejną chwilą zyskiwałem pewność, że nie zasługiwali na nią.
Wkrótce siedzieliśmy w ogromnym salonie, którego szklane ściany wychodziły na ogromny taras. Za nim umieszczony był basen i wielki ogród. Wszystko to otoczone było wysokim płotem. Jak twierdza, która powinna wzbudzać poczucie bezpieczeństwa. Powinna.
Jasmine siedziała w rogu kanapy, jak zawsze z podciągniętymi pod brodę kolanami i okryta różowym, puszystym kocem. Jej matka zdawała się nie zwracać na nią uwagi, którą z kolei poświęcała mi w nadmiarze.
– Nie mogę uwierzyć – wzdychała kobieta. – Jestem za młoda na wdowę.
– Na to nigdy nie ma odpowiedniej pory – mruknąłem. – Ale sąd ostateczny dotyka w końcu każdego – stwierdziłem nieco enigmatycznie i zerknąłem na drobną dziewczynę.
Nie spojrzała na mnie od chwili, kiedy przekroczyliśmy próg jej domu. Chrząknąłem, ale nie zareagowała. Skubała paznokciami brzeg koca i wpatrywała się w jeden punkt na wypolerowanej, marmurowej podłodze.
– Skontaktowałam się już z prawnikami, wkrótce rozpocznie się bieg postępowania spadkowego – Wybiórczo wyłapywałem zdania, które wyrzucała z siebie jej matka.
Nie wyglądała na tak załamaną, jak początkowo mogło się to wydawać. Odniosłem wrażenie, że odstawiała histeryczny cyrk przed córką, by wzbudzić w niej litość. Tylko w jakim celu?
Nagle Jasmine wstała, ale wciąż na mnie nie spojrzała.
– Pójdę się przewietrzyć – wymamrotała, a Monica tylko machnęła ręką, ponownie ją ignorując.
Zerknąłem na taras. Na zewnątrz zmierzchało i padał rzęsisty deszcz.
– Pada – warknąłem, żeby ją zatrzymać.
– Wezmę parasol – odparła, oddalając się w głąb jednego z korytarzy.
– Nie zwracaj na to uwagi – powiedziała jej matka, widząc wyraz mojej twarzy. – Od dawna ma swoje humory.
– Humory? – zawarczałem gniewnie. – Widzisz czasem coś poza czubkiem własnego nosa? – zapytałem i podniosłem się z kanapy, a ona zrobiła zaskoczoną minę.
– Jest nastolatką, one się buntują i próbują za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę.
– Nastolatką?! Kurwa, przegapiłaś kilka lat z jej życia?! Jest kobietą! – ryknąłem i zostawiłem ją samą.
Miałem w dupie, co sobie pomyśli. Kroczyłem korytarzem, w którym zniknęła Jasmine i otwierałem wszystkie pomieszczenia, żeby ją znaleźć. Aby wyjść do ogrodu, musiałaby przejść przez salon, ale się nie pojawiła, więc podejrzewałem, że gdzieś musiała się schować. Niestety, nigdzie jej nie znalazłem. Minęła mnie jedna z ich pokojówek.
– Ile macie wyjść z domu? – zapytałem.
– Cztery – odpowiedziała mechanicznie.
– Gdzie?
– Frontowe, tarasowe, przez garaże i kuchnię.
– Panna Gold, którędy wyszła? Widziałaś ją? – dopytywałem coraz bardziej zdenerwowany.
– Zdaje się, że panienka kierowała się do kuchni – odpowiadała uprzejmie.
– Zaprowadź mnie – zażądałem.
Kuchenne drzwi, prowadzące na zewnątrz były otwarte, przez co na posadzce utworzyła się spora kałuża od zacinającego do środka deszczu. W oddali dostrzegłem jakąś furtkę, umieszczoną w wysokim płocie. Ona również była otwarta.
– Kurwa mać – warknąłem i wyszedłem na zewnątrz, ignorując chłód i ulewę. – Jasmine!!!

Miss Gold #4 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz