Jasmine
Kilka miesięcy później...Domy na osiedlu dla emerytów, ku niezadowoleniu pani Shelter, wynajęliśmy studentom. Nie zdecydowaliśmy się na powrót ponieważ pomimo sporych postępów w zwalczaniu moich lęków, ja jednak nie potrafiłam się przemóc.
Odżywałam w nowym domu, w innej okolicy, bez wścibskich sąsiadów, ale wciąż pod jego skrzydłami. Przestałam się bać wychodzić, ale kiedy nie mógł towarzyszyć mi Aiden, miałam towarzystwo ochrony.
Tego dnia wyjeżdżałam do centrum w towarzystwie Olympii i Michelle, które zaproponowały, że odbiorą ze mną suknię ślubną. Kiedy wsiadłam do wozu, którym po mnie przyjechały, patrzyły na mnie jakoś niepewnie.
– Co? – parsknęłam.
– Jesteś pewna, że ta błyskawiczna data ślubu ma związek z tym, że akurat wypada wasza rocznica? – zapytała Olympia, uśmiechając się pod nosem.
– Błyskawiczna? Minęło kilka miesięcy, czuję się dobrze. Nie mamy powodów, by czekać.
– Jesteś w ciąży – wypaliła Michelle. – Widać!
– Nie, nie jestem – zaprzeczyłam. – Mattiah, jedź, bo chyba nie wytrzymam długo z tymi wariatkami – powiedziałam do ochroniarza, który nie odstępował Olympii na krok, i któremu przypadła rola naszego szofera.
– Co ty nie powiesz? – roześmiał się. – Ja wytrzymuję z nimi znacznie dłużej. – dodał, patrząc we wsteczne lusterko i puszczając do mnie oko.
– Jesteś – powiedziały chórem, kiedy samochód ruszył.
– Chyba wiedziałabym, gdyby... – urwałam. – Nieee... Robiłam test dwa tygodnie temu. – Wzruszyłam niedbale ramionami.
Popatrzyły po sobie, a później znów wbiły we mnie badawcze spojrzenia. Nie rozumiałam, o co im chodziło. Nawet jeśli byłabym w ciąży, to była nasza świadoma decyzja. W gruncie rzeczy nie zabezpieczaliśmy się, pozwalając zadecydować losowi.
– Promieniejesz, błyszczą ci oczy, w twoich ruchach jest ogrom spokoju. Myślimy, że jesteś we wczesnej ciąży.
– Jeśli tak, to będę szczęśliwa – skwitowałam i mimowolnie spojrzałam na swój płaski brzuch. – Będziecie fajnymi ciociami.
– Najlepszymi – zachichotały.
Teraz ja przyglądałam się im. Podziwiałam je. Michelle wygrała z nowotworem, urodziła synka i była pełna życia. Nie miała łatwo, kiedy próbowała oswoić wściekłego Silvera, a mimo wszystko nie poddała się.
Z kolei Olympia zdawała się być wciąż tak samo szczęśliwa, jak wtedy kiedy żył Black. Nigdy nie widziałam, by płakała, czy rozpaczała. Miała w sobie tyle siły, że mogłaby podzielić się nią z nami wszystkimi, a mimo wszystko pozostałaby niezniszczalna.
Jechałyśmy w milczeniu, każda pogrążona we własnych myślach. Ja starałam się odgonić te, które mnie przygnębiały. Obrałam metodę zamykania się na to, co było złe, za wszelką cenę wypierałam z pamięci bolesne wspomnienia. To mi pomagało. Nam pomagało.
– Zostaniecie w Bostonie czy wybierzecie jednak Edynburg? – Ciszę przerwała Michelle.
– Zostajemy. Dominic sprzedał mój dom w Edynburgu, a tu... Tu w gruncie rzeczy jest nam dobrze.
– Nie brzmisz zbyt przekonująco – wtrąciła Olympia.
– Wciąż jeszcze się uczę – wyznałam cicho, a ona położyła dłoń na mojej.
Patrzyła na mnie ciepło i tak, jakby chciała mi coś przekazać samym wzrokiem. Byłam im wdzięczna za to, że otaczały mnie opieką, były dla mnie wsparciem podczas każdego kroku. Aiden miał rację, mówiąc rok wcześniej, że to jest prawdziwa rodzina.
Do salonu, w którym szyto dla mnie suknię, a dla nich sukienki druhen, dojechałyśmy w ciągu godziny. Każda z nich kupowała suknię właśnie w tym miejscu. Już po kilkunastu minutach pomagały mi włożyć połyskującą, zwiewną sukienkę. Nie chciałam sukni, która obciążałaby mnie wieloma warstwami tiulu, czy opinała moje ciało. Wciąż się uczyłam i przyzwyczajałam do normalności.
Stanęłam przed lustrem na dużym, białym podeście i obróciłam się kilka razy. W oczach moich nieformalnych sióstr widziałam zachwyt. Kiedy przyjrzałam się sobie, sama zaczęłam podziwiać dzieło sztuki, stworzone przez projektanta. Była idealna dla mnie.
– Zdajesz sobie sprawę, że Wolf jest już stary i kiedy cię zobaczy, może dostać zawału? – zapytała Olympia z poważną miną.
– Z przerażenia? – zaśmiałam się.
– Z uwielbienia – powiedziała z rozmarzeniem.
– Mój narzeczony wcale nie jest stary – powiedziałam z udawaną obrazą. – Jest dojrzały – poprawiłam ją.
– Oni wszyscy są starzy – wtrąciła z uśmiechem Michelle. – Jest doskonała. – Wskazała na moją suknię. Niewinna, jak ty. Wspaniała.
Podeszły do mnie i objęły z każdej strony, sprawiając, że w moim gardle urosła gula. Towarzyszyło mi mnóstwo sprzecznych emocji. Byłam jednocześnie najszczęśliwsza, wzruszona, ale też smutna. Nie zdążyłam wejść do tej rodziny oficjalnie, a jej głowa nas opuściła.
– Nie becz – zganiła mnie Olympia. – Czuwa – dodała, jakby potrafiła czytać mi w myślach.
Ponownie wykazywała się niewiarygodną siłą, której mnie wielokrotnie brakowało.***
Na nic zdały się krzyki moich druhen, że oglądanie panny młodej przynosi pecha. Aiden wtargnął do sypialni, jak średniowieczny taran. Nie widzieliśmy się od poprzedniego wieczora, ponieważ dziewczyny zorganizowały dla mnie wieczór panieński. On był w towarzystwie swoich braci, ale ponoć przez całą noc mówił wyłącznie o mnie. Zwyczajnie oszalał.
– Limit pecha został już wyczerpany w tej rodzinie – zawarczał i zatrzymał się w pół kroku. Otwierał usta i zamykał, jakby nie mógł wykrztusić słowa.
– Tylko nie mów, że spełniło się to, co mówiły dziewczyny – zachichotałam. – Masz zawał? Jakiś atak? – dopytywałam i zbliżyłam się do niego dostojnym krokiem. Wyglądał obłędnie w czarnym, eleganckim garniturze. Wystające spod kołnierzyka kolorowe tatuaże idealnie komponowały się ze śnieżną bielą koszuli. Był doskonały. I mój.
– Wy-wyg... Wyglądasz, jak... Jak... Chryste, ty jesteś aniołem! – wykrzyknął i poderwał mnie w objęcia. Przyssał się do moich świeżo pomalowanych ust i zaczął całować z taką zapalczywością, jakby nie widział mnie od lat, a od tego pocałunku zależało jego życie.
– Makijaż! – pisnęłam, kiedy w końcu się ode mnie oderwał.
– To nie jest ważne, promyczku– szepnął i starł z kącików swoich ust moja szminkę. – Jedziemy. – Złapał mnie za rękę. – Mam nadzieję, że prezent ślubny ci się spodoba. – Wyszczerzył się.
– Zawsze się boję twoich pomysłów. – Przewróciłam oczami.
Zdążyłam jeszcze naprawić zniszczenia, które poczynił w moim makijażu i wyruszyliśmy w drogę do kościoła. Z racji, że nie miał kto poprowadzić mnie do ołtarza, ustaliliśmy, że jego próg przekroczę z moim przyszłym mężem, a także w asyście jego braci – Dominica i Lucasa.
Staliśmy w rzędzie przed ogromnymi drzwiami, a ja czułam, jak drżą mi kolana. Spojrzałam ku niebu, mając pewność, że właśnie stamtąd Black patrzy na nas.
– Czy znajdzie się miejsce jeszcze dla mnie? – Usłyszałam za plecami doskonale znany mi głos.
Czyli zwariowałam do reszty.
Mimo wszystko odwróciłam się, a kiedy dostrzegłam stojącego za nami mężczyznę, zamarłam.
– Co, zadzioro? Myślałaś, że odpuszczę taką imprezę? – zapytał, a ja rzuciłam się w jego stronę.
– Black, ty pieprzony draniu! – zapłakałam, kiedy wziął mnie w objęcia.KONIEC
CZYTASZ
Miss Gold #4
ChickLitDwudziestoletnia Jasmine Gold, z pomocą Blacka - przyjaciela jej ojca, przenosi się z Edynburga do Bostonu, by rozpocząć studia. Wprowadza się do niewielkiego domku na przedmieściach, planując w spokoju poświęcić się nauce. Niewielkie osiedle, na kt...