Rozdział 31

4K 420 13
                                    

Aiden

Widziałem, ile wysiłku kosztowało ją codziennie przełamywanie się, wychodzenie z łóżka, czy oswajanie się z obecnością innych ludzi. Po domu poruszała się coraz pewniej, a jednego dnia odważyła się wyjść samodzielnie na taras i spędziła na nim kilka godzin, patrząc po prostu w dal. Niestety, mimo panującej temperatury, w dalszym ciągu wkładała na siebie warstwy grubych i obszernych ubrań.
Wciąż jednak najbardziej martwiło mnie to, że Jasmine nie wydawała tak naprawdę żadnych dźwięków. Krzyczała wyłącznie przez sen i to był jedyny dowód na to, że mogła mówić, a blokada powstała w jej psychice. Terapeutka rozłożyła ręce, więc nie było większego sensu, żeby pojawiała się u nas w domu.
Obserwowałem, jak kolejny raz zbliżała się do tarasowego okna, nie mogąc się zdecydować, czy wyjść.
– Pójść z tobą? – zapytałem, a ona odwróciła się całym ciałem i spuściła głowę. Zbliżyłem się i uniosłem jej brodę. – Będzie ci gorąco.
Pokręciła głową, a ja powoli złapałem za brzeg jej grubej bluzy. Nie drgnęła. Pozwoliła mi, żebym uniósł materiał. Wtedy moim oczom ukazała się mocno zaczerwieniona skóra. Była przegrzana.
– Spójrz. – Wskazałem na jej płaski brzuch. – Przyniosę ci chociaż coś cieńszego, obiecuję, że nie będziesz żałować. Dobrze? – upewniałem się, a ona wypuściła spomiędzy warg drżące westchnienie. – Obiecuję – powtórzyłem i zostawiłem ją przy oknie.
Poszedłem do garderoby i zerwałem z wieszaka swoją koszulę. Kiedy zbiegłem na dół, Jasmine już nie było. Wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem ją obok basenu. Nigdy dotąd nie wychodziła tak daleko. Zbliżyłem się powoli, a ona, jakby czuła moją obecność, odwróciła się i popatrzyła na koszulę w moich rękach.
– Wrócisz do domu, żeby się przebrać?
Wyjęła ubranie z mojej dłoni i poszła do zimowego ogrodu. Tam, pomimo przejrzystego oszklenia, zdjęła z siebie bluzę, ukazując mi swoje drobne ciało. Stała odwrócona tyłem, więc widziałem wyłącznie jej wciąż drżące plecy. Odważyłem się pójść za nią. Metodą prób i błędów badałem jej reakcje. Kiedy szklane drzwi trzasnęły, wzdrygnęła się i wypuściła z rąk koszulę, z którą wciąż nie mogła sobie poradzić przez to, jak bardzo trzęsły się jej ręce. Pochyliłem się i ją podniosłem, po czym zacząłem ją ubierać. Fizycznie nic jej nie było. Jej ciało wciąż było piękne, skóra miękka, pachnąca i kusząca. Powstrzymywałem się przed dotykaniem jej, ale mimo wszystko nie potrafiłem odmówić sobie patrzenia. Kształtne piersi ukryte były pod czarnym biustonoszem i unosiły się w nerwowym oddechu.
– Nie dotknę cię, kochanie – zapewniłem, a ona zacisnęła powieki, jakby obawiała się, że ją okłamuję. Wsunęła w końcu ręce w rękawy, zapiąłem guziki koszuli, ponieważ każda jej próba kończyła się jeszcze większym drżeniem.
– Chcesz tu zostać? – zapytałem, a ona pokręciła głową i wskazala dłonią na drugą stronę ogrodu. – Zdejmij też spodnie. Koszula jest długa, nie widzi cię nikt, poza mną. – Poszedłem o krok dalej z przełamywaniem jej strachu. Zmarszczyła brwi. – Pomogę ci. – zaproponowałem.
Wsunąłem dłonie pod zwisającą koszulę i zahaczyłem palcami o gumki grubych spodni. Znów się nie sprzeciwiła, więc powoli zsunąłem je z jej bioder. Kiedy opadły na jej kostki, wystąpiła z nich i spojrzała na swoje zgrabne nogi, po czym obojętnie wzruszyła ramionami i chwyciła mnie za dłoń. Potrzebowałem chwili, żeby wyjść z szoku, że zdobyła się na taki gest. Dotąd nie było takiej sytuacji, by wychodziła z inicjatywą, żeby nawiązać jakikolwiek bliższy kontakt. Ani cielesny, ani emocjonalny.
Uśmiechnąłem się szeroko i wyszliśmy. Rozglądała się wciąż badawczo i co jakiś czas spoglądała na mnie, jakby chciała o coś zapytać. A ja, cholera, odpowiadałem na te niezadane pytania.
– Jesteśmy po drugiej stronie miasta, minęły trzy miesiące, promyczku – informowałem ją, jakby obudziła się z długiego snu. Spojrzała na mnie pytająco. – Przegapiliśmy święta i fajerwerki w sylwestra. – Puściłem do niej oko, a ona posmutniała.
Wiedziałem, że czekała na cholerne święta. Często wspominała o drzewku, prezentach i stole pełnym jedzenia, a później ponownie o prezentach. Mówiła... Wtedy miała w sobie jeszcze małą, tlącą się iskrę beztroski i radości z drobnych rzeczy. Teraz zgasła.
Wciąż była młoda, piękna, pociągająca, i ja mimo wszystko czułem, że w dalszym ciągu też moja. Wciąż robiliśmy drobne kroki do przodu, lecz ten najważniejszy nie został jeszcze postawiony. Chodziliśmy wokół domu, trzymając się za ręce i... milcząc. Choć moje myśli z pewnością były tak głośne, że było je słychać w sąsiednim stanie.
Wszystko tak naprawdę było w moich rękach i chyba jedynym lekarstwem mógł być wyłącznie czas i cierpliwość. Tego mi nie brakowało, lecz bałem się, że kiedyś ona postanowi w jakiś sposób dać mi znać, że mam po prostu spierdalać. Że odtrąci mnie, będzie chciała odejść... Byłem nikim, tak naprawdę nie mogłem jej niczego zaoferować.
Jasmine była królową tej sytuacji, a w rzeczywistości nie zdawała sobie z tego sprawy. Ona miała w swoich drżących rękach całą władzę i mnie...
– Kocham cię, promyczku – wyszeptałem, kiedy zaczęliśmy zbliżać się do domu. – Kocham cię – powtórzyłem. – I nigdy nie pozwolę ci się poddać.
Zatrzymała się, wysunęła dłoń z mojego uścisku i nie patrząc na mnie, przyłożyła policzek do mojej piersi. Poczułem ulgę, bo pomimo braku słów, jej zachowanie mówiło mi wszystko.  Gdzieś tam głęboko w niej, jeszcze tliło się życie.
Wróciliśmy do domu i przeszedłem do codziennej rutyny, którą wprowadziłem do naszego życia. Nie wiedziałem, czy była właściwa, poruszałem się po omacku, próbowałem wszystkiego, co mogłoby sprawić, że Jasmine wróci do równowagi.
Po spacerze na powietrzu nabrała nieco kolorów na twarzy, jej policzki zaróżowiły się, a oczy nabrały odrobiny blasku. To wszystko znów dawało mi nadzieję. Jak zawsze, przed obiadem położyła się do łóżka. Rzadko zasypiała, raczej przyzwyczaiła się do tego i uważała swoją sypialnię za stały punkt, do którego zawsze wraca.
Korzystając z chwili jej odpoczynku, wróciłem do ogrodu. Chciałem ochłodzić się w basenie i choć na jeden moment wyłączyć myślenie. Kiedy zdejmowałem z siebie koszulkę i odwróciłem się w stronę domu, dostrzegłem, że zasłony w sypialni Jasmine zostały zasunięte, a to oznaczało, że tym razem postanowiła pójść spać.
Nie zdążyłem wskoczyć do wody, kiedy obok mnie stanął jeden z ochroniarzy.
– Szefie, panna Gold zeszła do kuchni, a nie ma już gosposi i...
– Jasmine umie gotować, więc jeśli ma ochotę być w kuchni, to wam nic do tego – odwarknąłem. – To jej dom i ma czuć swobodę, nie jest, kurwa, więźniem – uniosłem się.
– Ale... Noże. Boimy się, że...
– Nic sobie nie zrobi – stwierdziłem, choć nie byłem tego pewien. Właściwie nigdy nie brałem pod uwagę tego, że mogłaby zechcieć odebrać sobie życie. – Kurwa! – Podniosłem z ziemi koszulkę i wróciłem do domu.
Jasmine rzeczywiście była w kuchni, rozglądała się po niej, dotykała błyszczących frontów mebli, jakby była na wystawie. W ogóle nie zwracała uwagi na to, że stanąłem w progu, jakby ponownie wyłączyła się na świat zewnętrzny. Nagle zatrzymała się i oparła dłoń na blacie. Myślałem, że coś zwróciło jej szczególną uwagę, ale ona niespodziewanie wbiła we mnie zamglony wzrok i osunęła się na ziemię.
– Hej, hej, promyczku! – Złapałem ją zanim uderzyła w cokolwiek głową. Jej oczy błądziły po mojej twarzy, a dotąd wciąż napięte ciało zaczęło wiotczeć. Miała już takie ataki, dlatego nie wpadałem w panikę. Badania nie wykazały niczego niepokojącego, więc lekarze uznali to za reakcję organizmu na przebytą traumę. – Zawsze chętnie noszę cię na rękach, ale upadaj chociaż w bezpieczniejszych miejscach. – Bez trudu podniosłem ją i położyłem w salonie. – Musimy zacząć stawiać bardziej stanowcze kroki, kochanie, bo jestem już stary, a ty musisz jeszcze zostać moją żoną.
Wówczas jej rozbiegany wzrok spoczął na mojej twarzy.
– Myślałaś, że ci odpuszczę? – zapytałem z szerokim uśmiechem. – Choćbyś miała napisać odpowiedź na kamiennej tabliczce, to...
– To najgorsze oświadczyny, jakie widział świat – wymamrotała.

Miss Gold #4 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz