Rozdział 26

3.9K 401 19
                                    

Jasmine

Śmierć Blacka pociągnęła za sobą lawinę złych zdarzeń. Jakby był cholernym strażnikiem spokoju, a kiedy go zabrakło, spadały na nas wszystkie plagi egipskie. Byliśmy jak miasto, w którym zabrakło szeryfa i zaczęła szerzyć się przestępczość.
Dominicowi ktoś włamał się do głównej siedziby firmy, Silverowi podpalono klinikę, a Aidenowi odebrano sprawę gwałtów na uniwersytetach, a tuż po tym ją zamknięto i zamieciono pod dywan. Oni zdawali się tym w ogóle nie przejmować, co napawało mnie dodatkowym niepokojem. Każdą z nas. Nie mogłam zrozumieć, jak mogli przechodzić nad każdym z tych zdarzeń do porządku dziennego.
Spojrzałam z nadzieją, na wchodzącego do domu Aidena, ale jego wyraz twarzy nie mówił mi tak naprawdę niczego. Trzymał w dłoniach jakieś pudło, które rzucił z łoskotem na podłogę.
– Cześć, promyczku – zamruczał i uśmiechnął się seksownie.
Podszedł do mnie w kilku zdecydowanych krokach i pochylił się do pocałunku. Zachowywał się... dziwnie.
– Aiden... – zdołałam wymamrotać, zanim przycisnął usta do moich.
– Hm? – mruknął, wciąż muskając moje wargi.
– Wróciłeś ze służby i nie schowałeś broni – zganiłam go, wiedząc, że dotąd zawsze skrupulatnie trzymał się tego i pomimo zaufania, jakim mnie darzył, zachowywał ostrożność.
Odsunął się ode mnie i wskazał na swój pas. Kabura była pusta.
– Nie mam broni.
– Ale... dlaczego?
– Oddałem ją Martinez – odparł z uśmiechem.
– Wolf? Postradałeś zmysły? – pytałam i przyglądałam mu się badawczo. Od jakiegoś czasu zachowywał się niezrozumiale, był milczący, często w nocy wychodził z łóżka i spędzał długie godziny w salonie, rozkładając jakieś papiery. Nie pytałam go o to, ponieważ wiedziałam, że i tak nic by mi nie powiedział.
– Zrezygnowałem ze służby w policji. – Wyjął z kieszeni jakąś kartkę i mi wręczył.
Rozwinęłam ją ostrożnie i zaczęłam czytać:
Pamiętaj, że przeciwnik musi być przekonany o twojej słabości. Sprawiedliwość zawsze jest po naszej stronie, lecz nigdy po stronie prawa. Utrata tego, co kochamy, staje się bolesną perspektywą, ale w ogólnym rozrachunku wychodzi nam na dobre.
Czarne Wilki i Srebrne Kruki nigdy się nie poddają, czyż nie?
P.S. Sądzę, że naszym wspaniałym kobietom, przydadzą się wakacje.
– C-co to jest? – wyjąkałam, patrząc na niego z niezrozumieniem.
– List, kochanie – odparł pobłażliwie.
– Widzę! – pisnęłam. – Skąd go masz?! Co to wszystko znaczy?! – zaczęłam krzyczeć. Czułam, że za moment ja postradam rozum.
– Dostałem go od prawnika Blacka w dniu jego pogrzebu.
– Co to ma być za bełkot?! Utrata tego, co kochamy?! Kurwa! – rozkręciłam się na dobre. – I co to ma wspólnego z twoją rezygnacją ze służby?!
– Uspokój się, Jasmine. – Podszedł do mnie i położył mi dłonie na ramionach. – Za trzy dni lecisz z Olympią, Michelle, Hope i dziećmi na wakacje. Musicie odreagować i odpocząć, a my w tym czasie musimy ułożyć kilka spraw.
– Jakich? – dopytywałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi.
Znów zamknął mi usta pocałunkiem, a kiedy się ode mnie odsunął, od razu poszedł pod prysznic. Ponownie powiodłam po treści listu, którego znaczenia nie rozumiałam. Utrata tego, co kochamy. Czy to oznaczało, że musi pozbyć się mnie? Nie miałam wątpliwości, że list był autentyczny i napisany przez Blacka, ponieważ znałam jego charakter pisma. Drań postanowił rozdrapywać rany?
– Black, gdybyś żył, to bym cię zabiła – wymamrotałam pod nosem i opadłam z powrotem na kanapę.
Od pogrzebu, który zbiegł się w równym czasie z moją rezygnacją z uczelni, moje życie toczyło się wyłącznie w granicach domu. Ponownie byłam więźniem złotej klatki, z tą różnicą, że w tej zamknęłam się na własne życzenie i dodatkowo wyrzuciłam klucz od kłódki, mając nadzieję, że nikt go nie znajdzie.
Nagle mój wzrok padł na pudło, które przyniósł Aiden. Z pewnością miał tam swoje rzeczy, które zgromadził podczas pracy na komisariacie, ale moja ciekawość była silniejsza. Podeszłam po cichu, jakbym robiła coś złego i zdjęłam z niego wieko. Na samym wierzchu dostrzegłam fotografię. Wzięłam ją w ręce. Kobieta z... kulą w głowie.
– Nie radzę, promyczku – Usłyszałam z daleka i odrzuciłam zdjęcie z powrotem do pudełka.
– Ja...
– Jesteś ciekawa – powiedział i podniósł mnie z kolan. – To zrozumiałe, ale bezpieczniej dla twojej ślicznej główki, kiedy nie oglądasz takich rzeczy. – Objął mnie szczelnie ramionami i oparł brodę na czubku mojej głowy.
– Co to była za kobieta? – odważyłam się zapytać z nosem wciśniętym w jego nagą pierś.
– Moja żona – odpowiedział i zwolnił uścisk. Pochylił się, by spojrzeć mi w oczy. – Zamówimy coś? – zapytał z beztroską.
– Nie. Zrobiłam dla nas kolację. Siedzę tu całymi dniami, więc chociaż jakieś zajęcie musiałam sobie znaleźć – mówiłam z nutą niezadowolenia i skierowałam się do kuchni, by włączyć piekarnik.
Kiedy usiedliśmy do stołu, Aiden znów milczał. Położyłam dłoń na jego, a wtedy podniósł na mnie wzrok. Przez chwilę dostrzegłam w nim zmartwienie, ale już po chwili przybrał maskę i uśmiechnął się. Udawał, ukrywał coś przede mną.
– To nie był wypadek, prawda?
Przez chwilę badał wzrokiem moją twarz, jakby próbował oszacować, czy zasługuję na prawdę.
– Był, promyczku. Takie rzeczy niestety się zdarzają. Nawet tym najlepszym ludziom – odpowiedział i splótł nasze palce. – Musimy iść dalej, nie możemy tego w nieskończoność roztrząsać.
– Przesiadywanie nad jakimiś papierami po nocach nazywasz nieroztrząsaniem? – prychnęłam i wyszarpnęłam swoją rękę. – Mam dość tajemnic, Wolf – warknęłam.
– Nie ma żadnych tajemnic.
– Nie?! Nie wciskaj mi kitu! Myślisz, że nie widzę, jak udajesz, że wszystko jest w porządku?! – Wstałam energicznie z krzesła, przez co przewróciło się z hukiem. – Nie pojadę na żadne cholerne wakacje, póki nie powiesz mi, co tu się, do cholery, dzieje!
– Siadaj! – ryknął, a ja struchlałam. Nigdy dotąd na mnie nie krzyczał. Nie w ten sposób.
– Nie – wycedziłam twardo. – Wychodzę.
– Nigdzie nie pójdziesz!
– Bo co?! Ty mi zabronisz?! Przecież nic złego się nie wydarzy, bo jest, kurwa, wszystko w porządku! – ryknęłam na całe gardło i łapiąc w biegu swoją torebkę, wybiegłam na zewnątrz.
Potrzebowałam powietrza, i paradoksalnie również samotności.
– Jasmine! Zatrzymaj się! – wrzasnął za moimi plecami. Wiedziałam, że nie pójdzie za mną, ponieważ wciąż był w samym ręczniku.
– Pierdol się, Wolf! – zdołałam wykrzyczeć zanim poczułam uderzenie pomiędzy łopatkami.

Miss Gold #4 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz