Rozdział 8

4.3K 425 22
                                    

Jasmine

Był gliną. O wiele starszym ode mnie gliną. Cholera, dojrzałym mężczyzną. Przysięgałam sobie, że już nigdy nie pozwolę żadnemu się zbliżyć, a sama omal go nie pocałowałam! Gdyby się nie wycofał... Boże, co się ze mną działo?! Przecież jeszcze przed paroma godzinami śmiertelnie się go bałam i uważałam za prawie najgorszego człowieka na ziemi. Miano najgorszej bestii wciąż należało do Shawna...
Usiadłam na krześle w niewielkiej kuchni i patrzyłam tępo w jeden punkt. Nadmiar informacji, bodźców i emocji mnie przygniótł. I choć mój strach przed sąsiadem zelżał, pojawił się w to miejsce inny. Strach przed moją reakcją na jego bliskość. Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie, w ułamku sekundy poczułam, że mogłabym mu zaufać?
Niezrozumiałe dla mnie było to, że wcześniej nie odczuwałam pociągu, bo napawał mnie przerażeniem, a kiedy dowiedziałam się, że z jego strony nic mi nie groziło, moje ciało odpowiadało pożądaniem. Czymś, czego miałam już nigdy nie czuć.
Sama siebie oszukiwałam. Nawet kiedy się go bałam, to fizycznie działał na mnie.
Moje bezsensowne analizy przerwał dźwięk telefonu. Kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu numer taty, poczułam niepokój.
– Cześć, tato – przywitałam się, starając zapanować nad drżeniem w głosie.
– Jak się ma nasza dorosła córeczka? – zapytał radośnie, dając mi tym pewność, że Black dotrzymał słowa i nie powiedział mu o włamaniu.
– W porządku, radzę sobie, przygotowuję się do rozpoczęcia zajęć – kłamałam.
– Jakoś słabo brzmisz. Na pewno wszystko gra?
– Trochę za dużo zjadłam i boli mnie brzuch – Znów łgałam.
– A jak dom? Uroczy, prawda? Pasuje do ciebie, kwiatuszku.
– Tak, jest piękny – przyznałam.
– A sąsiedzi? Black wspominał, że tuż obok masz Aidena. Pamiętasz go? Widywaliśmy się czasem, kiedy byliśmy w Stanach. Uwielbiałaś go denerwować – zaśmiał się. – Mam nadzieję, że nie dajesz mu w kość.
Przeciwnie, to on dał w kość mnie...
– Nie pamiętam tego, ale zdążyliśmy się poznać po sąsiedzku – bąknęłam.
– Przynajmniej jesteś bezpieczna, mając glinę tak blisko.
– Tak, tato.
– Brzmisz naprawdę słabo. Może się połóż? Znów masz ten swój gorszy czas? – wypytywał.
Gorszy czas. Tak rodzice nazywali rok, podczas którego próbowałam poradzić sobie z czymś, o czym nie mieli pojęcia i o czym nie mogłam nikomu powiedzieć. W pojedynkę. Sama. Bez niczyjej pomocy. Kłamiąc, że nie wiem jakie studia chcę zacząć i udając, że nic mi nie jest. Wymyślając na szybko powód mojego rozstania z Shawnem, którego uwielbiali i zapraszali na cholerne obiadki. Im również zamydlił oczy.
– Nie, nie. Wszystko gra, tato. Ucałuj mamę i do usłyszenia – zakończyłam pospiesznie rozmowę.
Czyli wszyscy wokół wiedzieli, że Aiden pracuje w policji, tylko ja byłam niczego nieświadomą idiotką. Czy to w jakikolwiek sposób zmieniało moją sytuację? Najprawdopodobniej nie. Czy czułam się lepiej z wiedzą, że mnie nie zgwałci, nie zabije i nie zakopie w ogrodzie? Z pewnością. Czy jego obecność ułatwiała mi życie? Stanowczo: NIE.
Żeby nieco oczyścić głowę, postanowiłam poczytać. Spotkanie z literaturą zawsze pomagało mi się zrelaksować, oderwać od nieprzyjemnej rzeczywistości. Dzięki bohaterom, o których czytałam, przenosiłam się do innego świata; lepszego, takiego, w którym każdy problem prędzej czy później zostawał rozwiązany, złamane serca poskładane w całość, a ciała czczone i szanowane.
Zaparzyłam sobie owocową herbatę, którą przyniosła pani Shelter i ukroiłam spory kawałek ciasta, po czym biorąc pod pachę książkę, wyszłam na werandę. Sąsiedni podjazd był pusty, przez co zaczęłam zastanawiać się, jak długo trwała policyjna służba. Jakie stanowisko zajmował? Starsza sąsiadka mówiła, że był wysoko tytułowany. Ile mógł mieć lat? Skoro ojciec go znał, to z pewnością był w zbliżonym wieku do niego. Ponoć i ja go znałam, ale kompletnie go nie pamiętałam.
Wyrzucając z głowy pytania, na które i tak nie miałam szansy otrzymać odpowiedzi, otworzyłam książkę i skupiłam się na lekturze. Nieszczęśliwie wzięłam w ręce historię romansu pomiędzy bohaterami z dużą różnicą wieku. On był sędzią, a ona nianią jego dzieci. Westchnęłam z niezrozumiałym poczuciem tęsknoty.
Dziewczyna była chodzącą katastrofą, wciąż zaliczała jakieś wpadki: spóźnienia, rozjechała swojego szefa wózkiem golfowym, a on... Mimo wszystko pragnął jej aż do bólu. Chodzący pech z pewnością pasował do mnie. W kwestii drugiego z bohaterów, cóż, nie mogłam się łudzić. Gość był zbyt atrakcyjny, żeby być samotnym, więc z pewnością byłam dla niego wyłącznie irytującą gówniarą, która zaszła mu za skórę, a nie obiektem pożądania.
Odłożyłam książkę na stolik i podciągnęłam kolana pod brodę. Oplotłam nogi ramionami i zamknęłam oczy.

***
Co jakiś czas słyszałam ryk silników, przejeżdżających przez osiedle samochodów, ale było mi tak błogo, kiedy lekki wiatr smagał moją skórę i tulił do snu, że nie miałam ochoty otwierać oczu. Pogrążałam się w odpoczynku, którego w ostatnim czasie mi brakowało.
– Kusisz los? Niczego się nie nauczyłaś? – dobiegł mnie lekko poirytowany głos.
– S-słucham? – wymamrotałam i niechętnie rozchyliłam powieki.
Było już całkiem ciemno, a jedyne źródło światła stanowiły latarnie, umieszczone wzdłuż ulicy, przez co widziałam wyłącznie zarys stojącego przede mną mężczyzny. Gdyby nie to, że rozpoznawałam jego głos, wpadłabym w panikę.
– Jest późny wieczór, śpisz na werandzie, masz otwarte drzwi. Jesteś łatwym celem.
– A emeryci nie są? Też siedzą do późna przed swoimi domami, albo w ogródkach i przysypiają w fotelach. Czymś się od nich różnię?
– Tym – Zrobił krok w moją stronę i pochylił się. Wciąż miał na sobie mundur. – że jesteś piękną, młodą kobietą, którą ktoś mógłby skrzywdzić, Jasmine – moje imię wypowiedział takim tonem, że wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie przejmujący dreszcz i włoski na karku stanęły mi dęba.
– Ale... Chyba nic mi nie grozi, kiedy pan tutaj jest – stwierdziłam niepewnie i opuściłam ścierpnięte nogi.
– Wtedy ty jesteś zagrożeniem dla mnie – szepnął.
– Ja? – parsknęłam i potarłam dłońmi zesztywniałe ramiona.
Wówczas zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Położył dłonie na moich, jakby chciał je rozgrzać i pogładził je delikatnie, lecz stanowczo. Pod wpływem tego nieoczekiwanego kontaktu ponownie zadrżałam. Wciągnęłam powietrze przez nos, a jego energetyzujący zapach uderzył w moje zmysły. Był po całodziennej służbie, a pachniał, jakby dopiero wyszedł spod prysznica.
– Idź do domu, promyczku. – Uniósł rękę do mojej twarzy, a ja odruchowo się odsunęłam i zasłoniłam ją dłonią. – Nie zrobię ci krzywdy, na litość boską.
– Trudno się przyzwyczaić, skoro miałam pana za...
– Wytatuowanego degenerata – dokończył za mnie. – Wiem, słyszałem to za każdym razem, kiedy bluzgałaś w swojej kuchni. Zmiataj, mała.
– Teraz już nie chcę.
– A czego chcesz? – Znów szeptał.
– Jeszcze nie wiem – odparłam.
– A powiesz mi, kiedy się dowiesz?
Cholera, prowadziliśmy jakąś słowną grę, a ja obawiałam się, że przypiszę jej nieodpowiednie znaczenie.
– Chyba... Ja chyba już pójdę – wymamrotałam niewyraźnie, czując, że ogarnia mnie strach przed tym, co zaczynałam sobie wyobrażać.
– Rozsądnie. – Odsunął się ode mnie i otworzył drzwi do mojego domu, po czym wskazał mi dłonią wejście.
Wstałam powoli, pamiętając, że jeśli robiłam to zbyt energicznie, to ciemniało mi w oczach, i zaczęłam zbierać ze stolika swoje rzeczy. Czułam na sobie jego wzrok, ten sam, którym obrzucił mnie, gdy obserwowałam go z łazienki. Jakby mnie dotykał, otulał samym spojrzeniem.
Z kubkiem i książką w dłoniach przekroczyłam próg, a on wszedł za mną i od razu włączył światło. Salon i przedpokój skąpały się w ciepłym blasku.
– Napije się pan czegoś? – zapytałam, próbując ukryć zakłopotanie jego obecnością.
– Nie – mruknął, jakby nagle poczuł niezadowolenie. Odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Był wyraźnie zmęczony i spięty. Jego szczęki poruszały się nieznacznie od silnego zaciskania, a na skroń wystąpiła pulsująca żyła, jakby był zły. – Idź spać, mała – rzucił i natychmiast wyszedł.

Miss Gold #4 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz