Lilianne pędziła przez King's Cross, ignorując tępy ból w nogach. Za parę minut była jedenasta, a, co za tym idzie, odjazd pociągu do Hogwartu. Miała szczęście, że było tam tak dużo ludzi, a jeszcze większe, że większość z nich również poruszała się z dużą prędkością. Inna sprawa, że od tego hałasu już ją bolała głowa. Mimo pomocy Mellerby'ego, nie była w stanie przyzwyczaić się do tak głośnych otoczeń.
Dziewczyna stanęła pomiędzy wejściem na peron dziewiąty i dziesiąty. Snape mówił jej na Pokątnej coś o barierce pomiędzy nimi, ale była wtedy zbyt zajęta słuchaniem magii swojej różdżki, by dokładnie zapamiętać jego polecenie. Chyba chodziło o wejście w nią...?
Tak, z pewnością! Chociaż pomysł okaleczenia czarodzieja już na samym początku był nieco ekscentryczny, widziała, jak jakaś ruda kobieta wbiega w ścianę z wielkim impetem i znika.
No cóż - pomyślała. - Mi i tak już nic nie zaszkodzi - i wbiegła w barierkę.
Tak, zdecydowanie jej nic nie zaszkodziło. Zresztą, to byłby przysłowiowy pikuś w porównaniu do tego, czego doświadczała przez cały miesiąc przed szkołą. Okazało się bowiem, że jej rodzice również są czarodziejami, ale niestety nie wykorzystywali tego daru zbyt dobrze. Właściwie ona miała do nich tylko jeden żal; że jej tego wcześniej nie powiedzieli. Wiedziała przecież, że kary, które stosują, są słuszne.
Po krótkiej podróży przez barierkę znalazła się na ukrytym peronie, prawie takim samym, jak reszta. Niestety czarodzieje zachowywali się tak samo głośno jak mugole, a do tego doszły jeszcze wszechobecne dźwięki magii. Zanotowała sobie w głowie, żeby znaleźć sposób na "wyciszenie" tej dziwnej zdolności. Zaczynało ją to powoli denerwować.
Próbując ignorować wszystkie odgłosy obok niej, skierowała się w stronę pociągu. Jedynym plusem całej tej sytuacji była możliwość zdobycia nowej wiedzy i magii. Minusów było trochę więcej; raczej nie miała magii, będzie musiała jechać z kimś w jednym przedziale, nie znała zasad świata czarodziejskiego, no i najważniejsze - bez niej państwo Croake nie poradzą sobie z nadmiarem prac, które dotychczas ona w dworze wykonywała.
Naturalnie nie uzewnętrzniła swoich myśli. Zamiast tego zajęła się szukaniem mało zatłoczonego przedziału. W tym akurat nie miała szczęścia. Musiała się zadowolić dzieleniem "pokoju" z czteroosobową grupą wyglądających na jej spokojnych rówieśników.
Otworzyła drzwi i kulturalnie zapytała:
-Mogę się dosiąść?
I stwierdziła, że to jednak był błąd. Trzej chłopacy spojrzeli na nią z wyższością, a ostatni nawet nie podniósł wzroku znad książki.
-Pewnie szlama - szepnął jeden z nich nieco za głośno.
Antoni, lokaj w dworze Croake'ów, mówił jej trochę o idiotycznych podziałach czarodziejów i o tym, że jego siostra była szkalowana tylko przez pochodzenie. Nie powiedział jednak, co zrobić, żeby jej tak nie traktowali, więc stwierdziła, że wymyśli o sobie tą informację. Jej rodzice byli magiczni, siostra nie wiedziała.
Mellerby mówił coś o hierarchii względem krwi - myślała szybko. - Najwyżej są czyści, zajmują dobre stanowiska w rządzie, więc to raczej odpada. Na szarym końcu są mugolaki. Nie mogę takim być, bo rodzice są czarodziejami. W takim razie jestem gdzieś pośrodku...
-Nie, półkrwi - odpowiedziała niezrażona. - Niezbyt kulturalnie z twojej strony, tak obrażać bez wskazania podstaw. To jak, mam siedzieć z wami, czy szukać innego miejsca?
Cholera, zdecydujcie się. Moje struny głosowe już padają!
Przez chwilę panowała cisza.
-Możesz zostać - zdecydował niechętnie jakiś blondyn.
CZYTASZ
Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo Riddle
FanfictionLilianne nigdy nie miała normalnego dzieciństwa i nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, bo rodzice izolowali ją od wszelkiego świata. Dowiedziała się o tym zupełnym przypadkiem, a wraz z nią - dwójka nieprzyjemnie wścibskich rudych diabłów. Co jesz...