Rozdział 49.

120 16 2
                                    

   Lilianne wychodziła z pociągu na peronie 9 ¾ bardzo niezadowolona ze swoich planów na wakacje. Musiała wrócić do Croake'ów, dostała od nich nawet kilka listów upewniających się, że odebrała wiadomość. Na King's Cross jej opiekunowie złapali ją i przeteleportowali do rezydencji, gdzie następne dwa miesiące miała spędzić na sprzątaniu i ogarnianiu domu.

Jedynym, który naprawdę cieszył się z jej powrotu, był Tomas Mellerby, chłopak, który pracował u Croake'ów jako pomoc domowa, czyli w sumie jako lokaj. Przestał nazywać ją panienką Croake, jak to miał w zwyczaju wcześniej, na rzecz nazywania jej po imieniu i bardzo jej to pasowało. On nie był czarodziejem, ale gdy tylko Lilianne wytłumaczyła mu, co powodują zaklęcia legillimens i crucio, starał się wspierać ją psychicznie lub leczyć jej rany. Jeśli chodziło jednak o legilimencję, dziewczyna była z siebie bardzo dumna, ponieważ w większości przypadków potrafiła się przed atakiem obronić.

Kiedy ukończyła czternaście lat, pierwszego sierpnia, czekały na nią dwie niespodzianki; po pierwsze, oprócz listu z Hogwartu dostała też list z prezentem od bliźniaków. Pisali jej tam, że chętnie zaprosiliby ją na Mistrzostwa Świata w Quidditchu, na które jadą z rodziną, ale nie dość, że nie mają za bardzo dodatkowego biletu, to jedzie tam z nimi jej brat, którego raczej będzie wolała unikać. Lilianne dziękowała w duchu za taki obrót spraw, naprawdę nie lubiła tłumów, chociaż z Fredem i Georgem chętnie by się zobaczyła. Oprócz tego dostała od nich listę zmodyfikowanych przez nich nieprzyjemnych zaklęć do wypróbowania na Croake'ach z dopiskiem wiemy, że nie użyjesz ich teraz, ale może wtedy kiedy będziesz już mogła od nich uciec, przypomnisz sobie o nich i zemścisz się tak, że popamiętają cię na całe życie! oraz cukierki, które miały podobno wydłużać komuś język. Napisali też, że wypróbowali je na kuzynie Harry'ego, ale bladego pojęcia nie mają, jak zastopować ich działanie.

Druga niespodzianka była znacznie bardziej nieoczekiwana. Lilianne była akurat w trakcie odpierania ataku mentalnego Hortensji Croake - a raczej Lindy Dearborn - kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek.

-Idź otworzyć, dziewczyno - niemal splunęła na nią opiekunka.

Bez marudzenia podeszła do wejścia i otworzyła drzwi, pocierając bolącą głowę.

Przed drzwiami stał Severus Snape.

Stanęła w miejscu, zdumiona.

-Profesor Snape? Co pan tu robi? - zapytała ze zdziwieniem, może nieco za głośno.

-CO ROBI TU CHOLERNY SNAPE?! - rozległ się wrzask Narcyza Croake'a, który po chwili wbiegł do przedpokoju, trzymając swoją różdżkę tak, jakby chciał go zaatakować.

Skrzywiła się. Był za głośno.

-Nie łudź się, że kiedykolwiek będziesz w stanie mnie pokonać, Dearborn - powiedział szyderczo profesor, również celując w mężczyznę przed nim. - Tylko się ruszysz, a poleci w twoją stronę kilka dosyć nieprzyjemnych klątw.

Lilianne cofnęła się na bok, nie chcąc zostać przy okazji dotknięta którymś zaklęciem, i patrzyła zdezorientowana na linię frontu pomiędzy wściekłym Ethanem Dearbornem a chłodno opanowanym Snapem.

-Croake - zwrócił się do niej Mistrz Eliksirów. - Pakuj się, zostałaś przeniesiona.

Przeniesiona? Gdzie? - myślała, ale wzrok jej ojca chrzestnego jasno mówił jej, żeby nie zadawała pytań i po prostu poszła po kufer.

Nie musiała się nawet pakować, jedyne, co zrobiła, to nałożyła na siebie ubrania kupione w zeszłym roku, by nie musieć już więcej oglądać tych, które dostawała od Croake'ów, a potem wzięła swój skromny bagaż i wniosła go na parter. Swoją różdżkę schowała w rękawie, na wypadek, gdyby musiała się obronić, a do kieszeni cukierki od bliźniaków.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz