Rozdział 14.

209 14 0
                                    

   Lilianne przez cały następny tydzień siedziała w skrzydle szpitalnym. Pierwsze trzy dni głównie spała, jadła i znowu spała, ale gdy już odzyskała nieco sił, poprosiła bliźniaków o przyniesienie jej jakiejś ciekawej książki z biblioteki. Chłopcy z Gryffindoru często u niej przesiadywali i mówili, co się działo w szkole przez jej nieobecność. Powiedzieli jej też, że mają dla niej jedną wiadomość, która ją zainteresuje, ale postanowili poczekać z tym do czasu, aż wyjdzie ze Skrzydła Szpitalnego.

Podczas swojego przymusowego pobytu tam w miarę dobrze poznała też panią Pomfrey, pielęgniarkę, która opiekowała się wszystkimi klientami ze zbyt dużą momentami troskliwością. Była to starsza kobieta z niezdrowym wręcz nawykiem zatrzymywania wszystkich w Szpitalu aż do całkowitego wyzdrowienia - przy czym rozbita głowa goiła się przez ponad miesiąc, więc Lilianne naprawdę dziękowała profesorowi Snape'owi za skrócenie jej pobytu tam do tygodnia. Co prawda towarzystwo pielęgniarki jej nie przeszkadzało, ale wolała nie zarazić się od jakiegoś ucznia Hufflepuffu Smoczą Ospą (cokolwiek ta choroba powodowała).

Lekcje przynosił jej wytypowany przez ich Opiekuna Domu Malfoy, bo naturalnie Gryfoni z trzeciego roku nie mogli dawać jej notatek z lekcji Ślizgonów pierwszego roku. Zawsze wchodził, mówił pod nosem „dzień dobry" obrażonym tonem i wychodził, dając jej swoje zapiski - a zabierając następnego dnia. I zawsze wtedy przypominał rozpieszczonego pięciolatka, któremu ktoś każe odwołać przekleństwo.

Lilianne, Fred i George często się śmiali z miny Dracona, kiedy zobaczył ją z nimi w Skrzydle - jakby nie mógł uwierzyć, że to, co inni uczniowie mówili o Ślizgonce bratającej się najśmieszniejszymi Gryfonami w szkole to prawda. Bliźniacy nawet zrobili mu kawał z tego powodu: rzucili na niego Pertryfikus Totalus, przefarbowali skórę twarzy na bardzej żółtą i dorysowali czarną kredką kontury zaskoczonej emotki, którą im wcześniej dziewczyna narysowała. Nie mógł tego podobno zmyć przez trzy dni!

Ostatniego dnia jej pobytu w Skrzydle Szpitalnym, kiedy już zbierała wszystkie pergaminy z notatkami do torby, podeszła do niej madame Pomfrey.

-Dziewczyno, tylko nie myśl sobie, że tak po prostu stąd wyjdziesz! - zaczęła. - Po pierwsze, masz zakaz uczęszczania na zajęcia latania przez następny miesiąc; i nie chcę słyszeć odmowy!

Lilianne skinęła głową - nigdy jej Quiddtich nie pasjonował, a umiejętności latania na miotle opanowała już w takim stopniu by spadać z niej przy każdej nadarzającej się okazji. Potrafiła również zręcznie kierować tym magicznym środkiem transportu; na zajęciach wymijała mniej zdolnych uczniów, chcąc uniknąć stratowania a ci, którzy się na nią uwzięli, już zrozumieli jej przewagę. Była po prostu za szybka.

-Po drugie, masz tu bez dyskusji przychodzić na cotygodniowe sprawdzenie stanu twojej głowy. Może i goi ci się szybciej niż zazwyczaj, ale teraz jest dużo bardziej podatna na zranienia! - ponownie potwierdziła zgodę matronie, to było dość logiczne wyjaśnienie. - I po trzecie, jeśli usłyszę jak łamiesz któreś z tych zasad, osobiście cię tu zaciągnę i zatrzymam do końca miesiąca, aż rana nie zamieni się w bliznę. Czy to jasne?

-Oczywiście - uśmiechnęła się lekko. - W takim razie do widzenia, pani Pomfrey.

Dziewczyna z ulgą zebrała do końca swoje rzeczy i wyszła z pomieszczenia. Miała nadzieję na chwilę spokoju, którego w Skrzydle nie mogła zaznać; a to Smocza Ospa chłopakowi dokuczała, a to ktoś przyszedł z bólem głowy, a to jeszcze ktoś wybuchnął swój kociołek na eliksirach... takich sytuacji podczas jej pobytu było mnóstwo. Nie wiedziała, jak matrona sobie z tym wszystkim radzi, naprawdę.

Nie miała jednak szansy pójść do dormitorium i pobyć chwilę sama, ponieważ zza rogu wyłonili się bliźniacy.

-Lilka! - krzyknęli zgodnie po czym razem rzucili się na nią, by potarmosić jej włosy.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz