Rozdział 20.

155 13 0
                                    

   Jak Fred i George przedtem uważali poszukiwania przedmiotu z trzeciego piętra tylko jako luźną rozrywkę, po relacji Lilianne dotyczącej pomieszczenia z Puszkiem zaczęli traktować to jako wyzwanie. Ciekawość zżerała ich od środka, nie pozwalając im odejść od pomysłu włamania się na zakazany obszar. Już nie był dla nich ważny sam przedmiot, który znaleźli; nieważne, czy ukryto tam kamień filozoficzny czy nie, chcieli koniecznie zobaczyć co jest w środku. Co jakiś czas męczyli ją o to, żeby znów poszła z nimi na zakazane piętro, ale zazwyczaj takie plany nie były możliwe do wykonania, co im oczywiście kpiącym głosem oznajmiała. Chodziło jej głównie o to, że żaden z nauczycieli nie mógł się zorientować - inaczej zapewne wyrzuciliby ich ze szkoły, a tego nie chciała najbardziej na świecie.

Musieli wybrać taki moment, w którym nie będzie dużego ryzyka wykrycia przez Snape'a czy Dumbledore'a. O McGonnagall się nie martwiła, bo pewnie byłaby zadowolona z choć chwili oddechu od psikusów bliźniaków i nie zwróciłaby na ich nieobecność uwagi. Za to Severus Snape obserwował całą ich trójkę, a jego szósty zmysł na pewno podpowiedziałby mu, że coś nabroili. Nawet po meczu, na którym jej nie było, zapytał, dlaczego nie przyszła - a przecież sędziował, więc dlaczego miałby szukać jej w gronie wielu innych uczniów Hogwartu? Zresztą nie chciała go zawieść ani okłamać, w końcu zrobił dla niej bardzo dużo.

Jeśli chodziło jednak o Dumbledore'a, sama słyszała, jak był potężny. Na pewno miał jakiś sposób na sprawdzanie, gdzie są aktualnie Najwięksi Żartownicy Hogwartu, inaczej przecież wpadałby tak samo jak inni na ich żarty. Od początku roku nie padł ofiarą nawet jednego psikusa, a wiedziała, że bliźniacy planowali przynajmniej trzy, które celowały właśnie w dyrektora. Dlatego właśnie czekali, aż przynajmniej Dumbledore'a nie będzie w zamku.

To, że ustalali powoli coraz więcej faktów o trzecim piętrze i kamieniu filozoficznym nie powstrzymało bliźniaków przed wymyślaniem sobie innych zajęć, na przykład zaciąganiem Lilianne na boisko od Quidditcha na praktycznie każdy ich trening;

-Ale umawialiśmy się tylko na jeden trening! - marudziła Lil, kiedy już trzeci raz została przerzucona przez plecy któregoś z Gryfonów i „zawieziona pociągiem pospiesznym do Najwspanialszego Miejsca na Ziemii". W tym zdaniu, które oczywiście wymyślili Fred wraz z Georgem, chodziło o bezsprzeczne zaniesienie jej na boisko. Niezależnie od ilości jej pracy domowej.

-Tak, ale... - zaczął Fred, który tym razem przejął rolę tragarza - To już nie jest umowa.

I dokończyli razem, w miarę możliwości patrząc się na nią z diabelskimi uśmieszkami:

-To jest rozkaz!

Przewróciła oczami, przybierając naburmuszoną minę. W rzeczywistości zaczynała dobrze się bawić, kiedy na szkolnej miotle uprzykrzała Gryfonom grę - to było jej zadanie, które oczywiście zostało jej przydzielone przez bliźniaków, aby nie uciekała w trakcie i jakimś cudem zaaprobowane przez resztę. Zwykle wylatywała nagle tuż przed zawodnikiem, który miał piłkę lub popychała tego, który akurat czekał na podanie.

-A co wy, Godrykiem i jego bratem jesteście, że rozkazy wydajecie? - zapytała z ironią.

Bliźniacy wymienili spojrzenia.

-Ale wiesz, że Gryffindor nie miał brata, prawda? - upewniał się George, najwyraźniej przerażony wizją, że jego przyjaciółka nie zna wszystkich faktów z życia założyciela jego Domu.

Parsknęła, rozbawiona jego miną:

-Jasne - stwierdziła. - Przecież każdy zna biografię Godryka Gryffindora na pamięć... szczególnie z uwzględnieniem fragmentu wiecznej zamiany w lwa.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz