Rozdział 47.

117 14 3
                                    

   Lilianne tak przejęła się wiadomością o pełni, że zapomniała o głównym torze dyskusji. Obudziła się dopiero, gdy po wymienionych nieprzyjemnościach z różdżki Snape'a wystrzeliły więzy, oplatając Lupina tak, że spadł na podłogę. Black poderwał się z siedzenia i chciał zaatakować Mistrza Eliksirów, ale ten nie dał mu tego zrobić, grożąc współpracownikowi śmiercią.

On musi ich naprawdę nienawidzić - zrozumiała Lilianne. - Zwykły Snape nie zrzuciłby maski nawet na sekundę.

Na razie wolała nie interweniować. Mimo nienawiści, która nierzadko odbierała ludziom rozum, wierzyła, że Snape jest na tyle rozsądny, by nie spełniać swojej groźby.

-[Panie profesorze Snape... - Granger próbowała go powstrzymać - przecież nie zaszkodziłoby posłuchać, co oni mają do powiedzenia, prawda?

-Granger, grozi wam zawieszenie w prawach ucznia - warknął na to. - Ty, Potter i Weasley jesteście poza terenem szkoły, w towarzystwie zbiegłego z więzenia mordercy i wilkołaka. Więc choć raz w życiu trzymaj język za zębami, dobrze?

-Ale jeśli... jeśli pan się myli...

-MILCZ, GŁUPIA DZIEWCZYNO! - niemal krzyknął, a w jego oczach widać było ogromną nienawiść. - NIE ZABIERAJ GŁOSU NA TEMAT, O KTÓRYM NIE MASZ ZIELONEGO POJĘCIA!

Zdecydowanie ich nienawidził.

-Jeśli ten chłopiec - pan Black wskazał na Weasleya - zaniesie swojego szczura do zamku, pójdę spokojnie...

-Do zamku? Nie sądzę, żebyśmy musieli się aż tak trudzić. Wystarczy, że wezwę dementorów, kiedy wydostaniemy się spod wierzby. Bardzo się ucieszą, jak cię zobaczą, Black... tak się ucieszą, że cię ucałują...

Lilianne nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Była przekonana o niewinności pana Blacka i przemawiało za tym wiele argumentów, a profesor Snape musiał o tym wiedzieć. Najwyraźniej jednak tak bardzo chciał zepsuć życia tym dwóm, że nie dopuszczał do siebie możliwości, że nie wsadzi ich do Azkabanu.

-Musisz... musisz mnie wysłuchać - powiedział zbieg ochrypłym głosem. - Ten szczur... spójrz na tego szczura...

Pokręciła głową. Niestety, ten były Gryfon, jak zresztą większość z nich, nie wiedział, jak się postępuje z Ślizgonami. Gdyby zaproponowałby profesorowi Snape'owi jakiś układ na własną niekorzyść, to może by go wysłuchał. W ten sposób na pewno nic by nie wskórał.

-Dość tego. Idziemy. Wszyscy - mężczyzna pstryknął palcami by sznury oplatające Lupina podleciały mu do ręki i spojrzał się w bok, tam, gdzie stała Lilianne.

Nie miała wątpliwości, że czeka ją niezbyt miłe kazanie.

-Wilkołaka zaciągnę na sznurze. Może dementorzy jego też zechcą pocałować...

Potter przeszedł przez pokój i stanął w drzwiach, zagradzając Severusowi Snape'owi przejście.

Ty idioto, gdyby chciał cię uszkodzić, leżałbyś już na podłodze niemal martwy - prychnęła. - Nie rozumiem, dlaczego jeszcze tego nie zrobił.

-Zejdź mi z drogi, Potter, masz już chyba dość kłopotów.

-Profesor Lupin mógł mnie zabić ze sto razy w tym roku - powiedział Potter. - Wiele razy byłem z nim sam na sam, bo udzielał mi lekcji obrony przed dementorami. Jeśli pomagał Blackowi, to dlaczego wówczas mnie nie wykończył?

O, nagle zacząłeś myśleć? - kpiła z niego dalej. - A co z „o nie, on jest wilkołakiem, nie zbliżaj się do nas"?

-A niby skąd mam wiedzieć, co się dzieje w głowie wilkołaka? - syknął. - Zejdź z mi z drogi, Potter.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz