Rozdział 45.

135 15 0
                                    

   Kilka dni po rozmowie z Lupinem Lilianne dostała list od Croake'ów. Była mocno zaskoczona, bo jedynym listem jaki wcześniej od nich odebrała był wyjec.

Ich sowa przyleciała podczas śniadania, w czasie, w którym zwykle przylatywała sowia poczta, więc niewiele osób zwróciło na nią uwagę.

-Co dostałaś? - Canten przysunął się do niej.

Od czasu wakacji jej pozycja w hierarchii Slytherinu została trochę podniesiona właśnie przez Nottów, którzy lubili czasem usiąść obok niej. Canten po to, żeby ją wnerwiać a Theo... właściwie chyba tylko dla towarzystwa; w końcu on też nie miał wielu znajomych.

-Odnoszę wrażenie, że specjalnie stajesz się natarczywy - mruknęła z niezadowoleniem - i to tylko dlatego, żeby ludzie zwracali na ciebie uwagę. To niepodobne do Ślizgona.

-Ale działa, prawda? - zapytał niewzruszony. - To co dostałaś?

-List - prychnęła i schowała go do kieszeni szaty. - Powinieneś przestać interesować się moim życiem, Canten. Może się to dla ciebie źle skończyć.

-Nic mi nie zrobisz - zaśmiał się, ale urwał, kiedy przyłożyła mu różdżkę do dłoni, którą założył na jej ramię.

Miała już nawet pomysł, jakie zaklęcie użyć. Chociaż chciała go tylko odstraszyć, nigdy nie zaszkodzi naprawdę mu coś zrobić.

-Robimy się niebezpieczni, co? - śmiał się dalej, przemycając do tego śmiechu kpinę.

-Drętwota minima - wyszeptała z satysfakcją.

To był kolejny używany przez nią wynalazek bliźniaków.

Wymyśili oni, że skoro można użyć tego zaklęcia na całe ciało, to można stworzyć jego mniejszą wersję, działającą tylko na daną kończynę. Testowali to na niej, więc wiedziała, że oprócz silnej drętwoty powoduje to też jakby zmniejszanie się naczyń krwionośnych; w taki sposób, że nie jest to śmiertelne, ale bolesne.

-A teraz daj mi proszę w spokoju zjeść śniadanie - powiedziała, strzepując bezwładną rękę chłopaka z ramienia.

-Hej, ale nie otworzyłaś listu!

Nie odpowiedziała. Nie wiedziała jeszcze, co z nim chciała zrobić: przeczytać i odpowiedzieć, spalić czy może odesłać spowrotem tą samą sową. Nie była nawet pewna, czy wróci na te wakacje do domu, a zakładała, że zawartość koperty miała na ten ewentualny pobyt niemały wpływ. Bardzo chętnie spędziłaby dwa wolne miesiące na Pokątnej, ale obawiała się nieco, że w tym roku Croake'owie mogą wkurzyć się i znaleźć ją tam. W końcu jako praktykantka pana Ollivandera była bez przerwy w miejscu publicznym, w jego sklepie.

Kwestia listu męczyła ją cały dzień. Kiedy spotkała się z Fredem, Georgem i Luną w Pokoju Życzeń, Krukonka poradziła jej, żeby go przeczytać a potem zadecydować. Pomińmy fakt, że Lilianne nawet jej o tym nie powiedziała.

Wieczorem Croake zebrała się w sobie i w łóżku osłoniętym kotarami i zaklęciem wyciszającym otworzyła list.

Córko,

przez twoją niesubordynację tego roku obaj chcemy, żebyś wróciła do naszej rezydencji na przerwę świąteczną. Nie oczekuj niczego innego niż listy zadań. Musisz zadośćuczynić twój błąd, więc jeśli nie przyjedziesz sama, dyrektor Hogwartu ma nam cię dostarczyć.

Narcyz i Hortensja Croake

List był krótki, ale wystarczył, by z gniewu Lilianne spaliła go w dłoniach. Była świadoma, że to jej magia wyrwała się jej spod kontroli i zaraz musiała ją stłumić, by nie rozprzestrzeniła się po dormitorium. Jednym z wielu plusów bycia praktykantką pana Garricka była fakt, że nauczyła się w miarę kontrolować przepływ magii w jej ciele, dzięki czemu wybuchy swojej magii mogła łatwo powstrzymać. Ponownie pomińmy istotny fakt, że w ogóle nie powinny jej się takie w jej wieku zdarzać i prawdopodobnie działają tylko przez to, że jej magia została stłumiona na naprawdę długi czas.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz