Lilianne dochodziła właśnie do powozów, które przed wakacjami wiozły uczniów Hogwartu do stacji w Hogsmeade. Dowiedziała się od Freda i George'a, że na pierwszym roku co prawda do Hogwartu płynęło się łódkami, ale wracało już pojazdami, które jechały na swoich kółkach bez silnika ani koni - chociaż miała swoje podejrzenia, że jednak jakieś zwierzęta musiały je ciągnąć, bo w końcu na przodzie każdego wózka znajdowała się uprząż, która poruszała się, gdy te jechały.
Ślizgonka dostała wcześniej zaproszenie od bliźniaków do ich powozu (to znaczy została przez nich przegłosowana w tej kwestii) i na szczęście nie musiała szukać go daleko, bo w jednym z pierwszych pojazdów wybuchł właśnie jakiś brokatopodobny proszek. Westchnęła. A czego innego miałaby się niby po nich spodziewać? Dobrze, że nauczyła się wcześniej na szybko zaklęcia oczyszczającego powietrze - dzień przedtem została zaatakowana przez taką właśnie substancję, przez co nic przez godzinę nie słyszała. Jak się dowiedziała od twórców, to był prototyp, mający w przyszłość przeszkadzać podglądać i podsłuchiwać komuś, kto został tym proszkiem obsypany. Niestety w tym momencie działał on absolutnie na wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu, a oprócz nieco migotającego światełka w ogóle nie działał na wzrok.
W sumie to i lepiej - uznała - bo nie mogłabym też wtedy nic widzieć.
Wykonała zaklęcie i dopiero wtedy weszła do powozu.
-Myślisz, że się nabrała? - usłyszała szept Freda.
Najwyraźniej też wpadli na pomysł ochronienia się kulkami czystego powietrza, wykorzystując to samo zaklęcie co ona.
-Nie ma szans - odszepnął mu George. - Sam widziałem jak ćwiczy pure.
Słowo pure oznaczało po łacinie czysto, więc zostało użyte jako inkantacja tego uroku.
-Nie nabrałam się - powiedziała zadowolona, częściowo chcąc wzbudzić w nich zawód, a częściowo dla własnej satysfakcji. - Sami mówiliście, że już nawet myślimy tak samo, a ja na waszym miejscu zasadziłabym tu pułapkę - mówiła, ustawiając kufer w taki sposób, żeby nikomu nie zawadzał i siadając na miejscu.
-Nasza Ślizgonka będzie w przyszłości geniuszem zbrodni... - stwierdził Fred, ocierając z oka wyimaginowaną łzę wzruszenia.
Może i będę, ale nadal wolałabym sie nie zaczadzić tym proszkiem. - pomyślała i odnowiła zaklęcie.
Wraz z upływem czasu przez jej bańkę powietrza przedostawały się cząsteczki produktu bliźniaków; jej zaklęcie wcale nie było najlepszej jakości.
-Dobra, co wymyśliliście? - zapytała i uściśliła po chwili: - Na temat tej mojej wizji.
Gryfoni popatrzyli po sobie, a ona zaczynała obawiać się tego, co mieli do powiedzenia.
-Więc... - zaczął George niepewnie - sprawdziliśmy to, co chcieliśmy i jestem prawie pewien, że to dlatego w ogóle zobaczyłaś to, co działo się pod zamkiem.
Od tej chwili zaczął ważyć słowa, widać było po nim, że stara się bardzo nie powiedzieć niczego, co mogłoby ją skrzywdzić.
-Wiesz, my jesteśmy bliźniakami, nie? - powiedział. - I my czasami mamy coś takiego, że potrafimy widzieć, co myśli albo robi ten drugi.
-Używamy tego do żartów - wtrącił się Fred. - Jeśli mamy zaplanowany jakiś ciąg zdarzeń, to jeden patrzy na drugiego i wtedy możemy w tym samym momencie zrobić dwa kawały.
George zignorował go:
-W każdym bądź razie, to jest tak, jakbym był zawieszony w powietrzu, ale nie mam ciała, ja tylko widzę Freda i jego otoczenie.
CZYTASZ
Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo Riddle
FanfictionLilianne nigdy nie miała normalnego dzieciństwa i nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, bo rodzice izolowali ją od wszelkiego świata. Dowiedziała się o tym zupełnym przypadkiem, a wraz z nią - dwójka nieprzyjemnie wścibskich rudych diabłów. Co jesz...