II

10K 222 123
                                    

- Wszystko będzie dobrze - pocieszam moją siostrę, próbując brzmieć optymistycznie.

Na Hailie chyba nie działają moje słowa, bo rzuca mi spojrzenie wystraszonej owieczki.

Tak szczerze jest to odrobinę irytujące. Jestem pewna, że jak jej bracia zobaczą ją z tą miną to zrobią dwie rzeczy, które zależą od scenariuszu. Pierwsza opcja to, że okażą się milutkimi z sercem na dłoni mężczyznami, którzy będą ją traktować z szacunkiem bez zależności na to, jak bardzo żenująco się zachowuje. Druga opcja, która niestety jest o wiele bardziej prawdopodobna to, że okażą się dupkami, którzy będą wykorzystywać fakt, że moja siostra boi się własnego cienia.

Ewentualnie okażą się jakimiś psycholami, ale wtedy nawet jeśli moja siostra zachowywałaby się z odwagą Joanny d'Arc* to byśmy byli w dupie.

Właśnie wysiedliśmy z samolotu. Jesteśmy na lotnisku i idziemy do drugiego najstarszego brata Hailie - Willa. Modlę się w głowie, żeby był odrobinę uprzejmy, bo boję się, że moja siostra się po prostu rozpłaczę. Wtedy to chyba też bym się rozpłakała, ale z poziomu żenady spowodowanej przez nią.

- Hej. - Nagle nas zatrzymuję i chwytam ją delikatnie, ale jednocześnie zdecydowanie. - Wszystko będzie dobrze. Słyszysz mnie? - pytam ją, jak najbardziej miękkim głosem potrafię. - Nawet jeśli okażą się straszni to pamiętaj, że to pieprzona Ameryka. Państwo demokracji, co nie? Jesteśmy tutaj bardziej bezpieczne niż gdziekolwiek indziej.

Oczywiście to kłamstwo. W Stanach Zjednoczonych jest pewnie przemocy domowej niż w całej Europie razem wziętej. Raj nielegalnych imigrantów, narkotyków i strzelanin.

Ale na szczęście Hailie odrobine się uśmiecha, chyba mi wierząc.

Nie umiem zatrzymać moich myśli i te słowo samo pojawia się w mojej głowie.

Idiotka.

***

Kiedy pierwszy raz zauważam Willa sama nie wiem czy sprostał moim oczekiwaniom. Z jednej strony ma łagodny i szczęśliwy wyraz twarzy, i po prostu wydaję mi się niegroźny. Jest wysoki i od razu zauważam, że z pewnością pieniędzy mu nie brakuje. Dobrze wyglądający zegarek, dopasowana koszula i nie wystające szwy z marynarki. Mógłby być jakimś prawnikiem lub prezesem firmy.

Albo mafiozą. 

Ewentualnie miłym panem, który ma w planach nas porwać.

Mimo wszystko, kim on by nie był to jego wygląd mnie nie zachęca. Przystojni i bogaci chłopcy to najgorszy gatunek samców, jaki istnieje. Mają możliwość do takiej ilości władzy o której ja mogę tylko marzyć. A mężczyźni z dużą władzą to niebezpieczeństwo. Duże niebezpieczeństwo.

Nagle czuję na sobie jego czujne spojrzenie i zdaję sobie sprawę, że ominął mnie początek rozmowy przez moje zamyślenie.

Ups.

- Jesteście głodne? W rezydencji będziemy dopiero za jakiś czas.

Rezydencji?

- Nie - odpowiada za siebie i przy okazji za mnie Hailie.

Czy on mówiąc rezydencja, miał na myśli prawdziwą rezydencję? Czy mają dwu piętrowy domek i już mają się za nie wiadomo kogo.

Ale chwilę później wchodzimy na parking i podchodzimy do jego samochodu.

I wszystko staje się jasne.

Skurczybyk jest bogatym ciulem.

Nie znałam się na samochodach, ale nie potrzebowałam tego, żeby stwierdzić, że ten samochód kosztował chociaż trzy razy więcej niż mieszkanie mojego ojca. To taki typ auta, żeby normalni ludzie się ślinili z zazdrości na jego widok.

- Siadamy razem z tyłu? - Prawie nie słyszę cichego szeptu Hailie.

- No jasne, chciałaś mnie zostawić? - Szturcham ją lekko ramieniem w bok, żeby ją rozluźnić.

Ona jedynie przewraca oczami na to i idzie usiąść od lewej strony pojazdu. Na początku jestem zaskoczona miłą reakcją na mój wybryk z jej strony, ale później zdaję sobie sprawę, że to delikatne niepokojące. Normalnie zaczęłaby już jęczeć i próbowała mi oddać. Pewnie nie chcę robić cyrku przy tym Willu. W sumie to dobrze. Uda jej się nie wyjść na beksę przez pierwsze pięć minut ich znajomości.

Wydaję mi się to dosyć nieodpowiedzialne. Nie sprawdzimy jego tożsamości czy cokolwiek innego? Napisał do nas z losowego numeru, a my po prostu siadamy do jego samochodu? Ale postanawiam się nie odzywać. Jakby co, to umrę z Hailie. I tak już nie mam nic do stracenia. Może chociaż stanę się popularna i nagrają o mnie reportaż? 

Dobra, co ja w ogóle gadam?

Spoglądam bokiem na Willa - ma pogodny wyraz twarzy. Zadbaną fryzurę, skórę bez żadnych wyprysków i jest lekko opalony

Urody mu nie brakuje.

Po kilku minutach jazdy w niekomfortowej ciszy Will się odzywa:

- Vincent nie mógł po was przyjechać, bo coś mu wypadło w pracy.

Okej, Vincent to chyba najstarszy brat. Pamiętam, że jest ich pięciu i są bliźniaki. Jeśli chodzi o imiona to... a z resztą Hailie na pewno pamięta.

- Niestety Vincent ma trudną i czasochłonną pracę, ale to on utrzymuje Rezydencje i jest waszym opiekunem prawnym - dodaje po chwili Will - ale pamiętajcie. Gdybyście miały problem możecie się zwracać o pomoc do każdego z nas. - Odwraca na chwilę głowę, żeby się do nas delikatnie uśmiechnąć.

Patrzę na Hailie z podniesionymi brwiami, a ona robi do mnie kolejną z swoich dziwnym min. Tylko tym razem zwaną ,,Czego ode mnie chcesz, ja też nie mam pojęcia o co mu chodzi".

Jeśli macie rodzeństwo to na pewno wiecie o co mi chodzi.

A jeśli nie to zmiana rodzeństwa będzie dobrą opcją.

Wzdycham i przygotowuję się psychicznie na jedną z najbardziej niekomfortowych jazd w moim nie za długim życiu.

***

*Joanna d'Arc - francuska chłopka, pobożna wizjonerka, która w wieku 17 lat poprowadziła wojska przeciw Anglikom, stając się narodową bohaterką. 

Gorsza siostra - Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz