Zaczęło się.

4.5K 191 43
                                    

Słyszę okrzyk zachwytu Hailie.

Stoimy właśnie przed naszą... willą. To tutaj będziemy mieszkać najbliższe dwa mięsiące i no... jest zajebiście.

Moja siostra zniecierpliwiona ciągnie mnie za rękę, żebym szybciej się ruszała. Na zewnątrz tylko przewracam na to oczami, ale w środku moje serce się ociepla. Pomyślała o mnie. Nie, żeby bracia poszli z nią, tylko żebym ja poszła. Może to nie jest nic niezwykłego, ale to znaczy, że o mnie nie zapomniała.

Oglądamy razem dom. Wybieramy pokoje. Poznajemy dziadków Hailie, czuję trochę zazdrości, ale no cóż.

Dopiero po jakiś trzech godzinach mam trochę spokoju. Bracia poszli na plażę, a Hailie spać.

Po jakimś czasie słyszę pukanie do pokoju:

- Proszę! - krzyczę w odpowiedzi.

- Idziesz ze mną na plażę? Do trójcy? - pyta mnie natychmiastowo Hailie. Nie jest przebrana w strój kąpielowy, więc chyba nie chcę pływać.

Wzruszam ramionami i idę z nią. Wchodzimy na jakiś taras i już mamy schodzić do braci, ale...

- Witaj, córeczko.

Drgamy zaskoczone z Hailie na męski głos. Odwracamy się i widzimy... dorosłego i przystojnego chłopa?

Chwila... córeczko?

Spoglądam zaskoczona na Hailie. Czyli jednak jej ojciec żyje i ma się dobrze. Kolejna niespodzianka.

Oni sobie coś tam gadają, ale ja zbytnio nie zwracam na to uwagi. Moja siostra jest wystraszona, ale ja nie. Chłop przecież od tak by się tutaj nie dostał. I tym bardziej zaczepiał nas, jak jesteśmy w dwójkę i na widoku braci.

Może powinnam być zdziwiona, ale już się chyba przyzwyczaiłam do niespodziadek.

Czyli Hailie znowu ma coś czego ja nie mam. Ojca.

***

Mija kilka dni. Nie mogę przestać o tym myśleć. Jej ojciec. Hailie dużo z nim rozmawia. Mam wrażenie, że znowu jesteśmy trochę dalej. Nie, żebym się tym jakoś specjalnie przejmowała...

Jest noc. Patrzę w gwiazdy przez moje okno. Byliśmy wczoraj w mieście. Znam drogę. Wiem, że bracia monet dzisiaj zostają w domu. Czekałam na to.

Specjalnie wybrałam pokój z boku domu, który ma rynnę.

Schodzę po niej sprawnie, bo w końcu mam już wprawę. Idę sobie spokojnie przez drogę. Może nie mam tutaj motora, ale niby niechcący zostawiłam rower w lesie. Droga zajmie mi jakieś czterdzieści minut.

Wreszcie sobie zapalę.

***

- I okazało się, że to śmietnik - kończy historię. 

Na słowa Julie wszyscy wybuchają śmiechem. Siedzę sobie właśnie z jakąś grupą nastolatków. Mają po 15-16 lat.

Dołączyłam do nich, bo to jasne, że są to narkomani. To, że palą haszysz było widać z daleko, a noc jest jeszcze młoda. Może wezmą coś więcej.

Nigdy nie brałam niczego więcej, ale jestem zła. Nie mogę nic poradzić na zazdrość w moim sercu na widok Hailie i jej nowego tatusia, a tak bardzo nie chcę wyładować złości na niej. Nie zasługuje na to. Muszę się po prostu uspokoić.

Julie ma założoną rękę przez moje ramię. Siedzi dosyć blisko, ale nie sprawia mi dyskomfortu. Nie boję się jakoś dotyku, chociaż byłoby to logiczne przez historię z moim ojcem.

Julie jest naprawdę ładna. Jest z Irlandii i też na taką wygląda. Po pierwszy ma akcent, a po drugie jej promiennie rude włosy prawie mnie rażą.

Palimy właśnie hasz. Jestem już dosyć odklejona od rzeczywistości, ale nie jest źle. Nagle jeden przychodzi jakiś gościu. Chyba jest w ich grupie, bo witają się z nim radośnie.

- Mam LSD - odzywa się.

Julie na to uśmiecha się zadowolona. Wszyscy zaczynają łykać pastylki. Trochę o tym wiem i nie jestem głupia. Proszę o połowę. W końcu to mój pierwszy raz.

Nikt tego nie komentuję. Chyba jeden z nich też bierze połowę i mówi, że nie chcę być dzisiaj tak odcięty. Niech oni też tak myślą o mnie. Nie muszą wiedzieć, że nigdy nie brałam.

Szybko przełknęłam tabletkę i otworzyłam drugie piwo.

Zaczęło się.

Wszystko było jakieś inne. Bardziej... żywsze. To było inne uczucie niż po haszu, o wiele bardziej inne.

Nie wiem, kiedy Julie zaczęła jakoś inaczej głaskać moje ramię. Nie wiem, kiedy zaczęła mi szeptać słodkie rzeczy do mojego ucha i nie wiem, kiedy mnie pocałowała.

Wcześniej całowałam się tylko raz z dziewczyną i to bardziej tak dla zabawy, niż romantycznie. Ogólnie mało się całowałam. W szkole to wiadomo, że nie, a w nocy robiłam za tajemniczą brytyjkę. Ludzie myśleli, że nie byłam zainteresowana i taka była prawda.

Julie całowała o wiele lepiej nich Cindy. Wplątała palce w moje włosy. To, że była tylko rok ode mnie starsza, a o wiele bardziej zepsuta sprawiało, że czułam się dobrze. Przebywanie w towarzystwie Peety i Hailie było miłe, ale czasami niekomfortowe. Czułam się jak zbrodniarz, wiedząc, że oni są tacy dobrzy. Wiedziałam, że Peeta nie skrzywdziłby muchy, a Hailie nie zabrałaby rzuconego dolara na chodniku.

A ja kradłam już setki dolarów, biłam się z tyloma ludźmi i robiłam coś więcej niż palenie fajek. Byłam gorsza od nich.

Ale Julie była gorsza ode mnie. W końcu brała już na serio, a nie tylko paliła. To sprawiało, że czułam się dobrze. I była naprawdę ładna. Może mnie jakoś nie pociągała, ale była przyjemna dla oka. A jej dotyk był strasznie delikatny i czuły. W porównaniu do tej blondynki z imprezy charytatywnej, była może nie jakoś wspaniała... ale dlaczego ja w ogóle o niej myślę?

Całowaliśmy się całą noc, wypiłam jeszcze kilka piw i było mi tak jakoś dobrze. Pod koniec nawet szepnęłam Julie swoje imię (nie znała go), na co ona sprawiła mi znowu kilka komplementów.

Była już czwarta rano. Wiedziałam, że muszę wrócić, żeby nikt mnie nie zauważył. Jazda na rowerze była trudna w tym stanie, ale dałam radę.

Jak wróciłam i wspięłam się po tej cholernej rynnie znowu przypomniałam sobie o Hailie. O tym, że byłam w końcu gorsza od niej. Ona sobie spokojni śpi, a ja robię coś takiego.

I jakoś te cięcia same się zrobiły.

Gorsza siostra - Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz