Jestem na środku korytarzu. Stoję i patrzę przed siebie.
Widzę postać.
- Jak mogłaś?!
Wzdrygam się.
- Jak mogłaś mnie tak zdradzić, Charlotte?! - Postać bierze łyka z jakiejś butelki. - Ufałem Tobie, a ty mnie zostawiłaś!
Znam ten głos.
Po chwili tajemnicza postać wychodzi z mgły. Widzę jej twarz.
To ojciec.
Chcę uciec. Gdziekolwiek. Ale kiedy zamierzam zrobić krok do tyłu... nie mogę.
Nie jestem w stanie się ruszyć.
Idzie w moją stronę. Głośno, niecierpliwie.
Chciałabym, chociaż krzyknąć, ale nie mogę.
Nagle robi zamach butelką.
Leci ona powoli w moją stronę, w zwolnionym tempie.
Nagle zaczynam spadać. To straszne. Myślę, że umrę. W sumie... co za strata?
***
Budzę się. Jestem cała spocona, z moich oczu lecą łzy.
Biegnę szybko do łazienki i wymiotuję wszystko, co zjadłam wczoraj.
Nie, żeby tego było dużo.
Opieram głowę o chłodny zlew. Czy tak teraz będzie wyglądać każdy moja noc? Ta sama sytuacja jest... praktycznie od zawsze, ale po śmierci mamy i babci się nasiliła.
Wzdycham już mentalnie, przygotowując się do kolejnego wspaniałego dnia.
***
Po skończonych lekcjach, jak zawsze idę na boisko, ale przed tym postanawiam iść jeszcze do kibla.
Kiedy chcę z niego wyjść, drogę zasłaniają mi jakieś laski.
Nie lubimy się zbytnio.
Chyba są zazdrosne. W końcu ja jestem w tej budzie od 8 tygodni i już zdobyłam sympatię większości chłopców, a one tego próbują od kilku lat.
Jakby zrozumiały, że wystarczy umieć grać w piłkę i nie piszczeć przy każdym zdaniu.
- A kogo my tu mamy? - odzywa się blondyna. Jest chyba najgorsza z nich wszystkich.
Mam zamiar po prostu przejść obok nich, ale jedna z nich zasłania mi drogę.
- A gdzie my uciekamy? - znowu się odzywa.
- Nie możecie się odczepić? - pytam znudzona.
Blondyna prycha.
- A czemu byśmy miały?
- A kurwa dlaczego ni...
Przerywa mi plaskacz.
Ta szmata dała mi plaskacza. Prosto w policzek.- Ty szmato - warczę zirytowana. - Nie rozumiesz co to znaczy się odpierdolić?!
Jak zaczyna chichotać to mam wrażenie, że nie dam rady i zaraz ją pierdolnę.
Tęsknie za wpuszczaniem wpierdolu, ale wiem, że nie powinnam tutaj tego robić. Po pierwsze - nie mam tutaj jeszcze mocnych sprzymierzeńców. A po drugie nie chcę denerwować Vincenta. Na razie prawie się do mnie w ogóle nie odzywa, a to mnie cieszy. Po co go niepotrzebnie denerwować?
- Ale przecież nic się nie stało, a tak poza tym byłaś wredna dla nas.
No kurwa mać. Jaka denerwująca suka!
Mam już jej oddać, robię zamach, ale nagle... przypominam sobie dlaczego nie mogę tego zrobić.
Przed moim przyjazdem dręczyły jakąś laskę. Była ona trochę grubsza, nosiła okulary i sepleniła przez aparat na zęby.
Dowiedziałam się tego od Peety, bo od kilku miesięcy ta dziewczyna do nikogo się nie odezwała.
Ale kiedy przyjechałam, dały jej spokój i skupiły się na mnie.
Nie chcę, żeby przeze mnie zaczęły znowu zaczęły się nabijać z kolejnej niewinnej osoby i zniszczyły jej psychikę. A mi i tak nic nie zrobią, więc co mi tam?
A kiedy pokażę im, że umiem oddać to może dadzą mi spokój i wtedy znajdą sobie inną ofiarę... i do tego nie wiadomo czy nie naskarżą na mnie.
A wtedy jestem pewna, że Vincent byłby wezwany do szkoły. I nie mam pojęcia jakby zareagował.
Więc po prostu popycham jedną ramieniem i szybko biegnę do chłopaków na boisko, wiedząc, że tam nic mi nie zrobią.
Zdecydowanie za dużo naoglądałam się Spider-Man*.
***
Kiedy idę o dziewiątej wieczorem, zrobić sobie coś do jedzenia, po prostu przemykam przez wszystkich i wyjmuję kilka tostów, a do tego masło orzechowe.
To miła odmiana. Kiedyś jak już jadłam takie rzeczy to jakiś najtańszy krem czekoladowo-podobny, a tutaj ten jeden z drogich, fit kremów.
- O boże... co ci się stało?!
Wzdrygam się na krzyk Hailie. Po chwili chwyta ona mnie za policzek i daję go w stronę światła.
Co za ze mnie idiotka.
Miałam nadzieję, że jak zasłonię buzię włosami i przemknę cicho (czyli tak jak zawsze), to nikt nie zauważy, ale najwidoczniej się myliłam.
- Walnęłam się - mówię cicho i szybko chwytam nóż do masła, żeby zniknąć stąd jak najszybciej.
- Walnęłaś się... przecież ktoś cię spoliczkował!
Przewracam oczami, wyciągam talerz z szafki i chcę już odejść, ale nagle drogę zasłania mi Vincent.
No jeszcze jego brakowało.
Oczywiście przy nim idzie cała święta trójca.
- Co się stało? - pyta zimnym tonem Vincuś.
- Ni... - Nawet nie mogę dokończyć, bo przerywa mi Dylan.
- Ktoś ją walnął. Patrz na ten ślad, kształt dłoni.
Vincent skanuje mnie wzrokiem i podchodzi jeden krok, a po chwili... chwyta mnie za policzek?
Jestem tak zaskoczona, że na chwilę otwieram buzię.
- Faktycznie to odcisk dłoni. - Chwyta mnie mocniej. Ale nie w bolesny sposób. Po prostu zdecydowanie. - Kto ci to zrobił?
- Umm... nikt?
Na moje słowa Tony prycha.
- Charlotte jedna z najważniejszych zasad w tym domu to mówienie mi tylko prawdy. Kto ci to zrobił?
- Czyli ty możesz kłamać? - pytam żartobliwym tonem. Chcę, żeby się wściekł czy coś i dał mi spokój, ale on tylko kręci głową.
- Kto ci to zrobił?
Wzdycham i jak zawsze zaczynam kłamać:
- Pokłóciłam się z koleżanką. Ona podłożyła nogę takiej innej, a ja nie potrzebnie się wtrąciłam i dostałam. - Wzruszam ramionami. - Przecież nic się nie stało.
- Oczywiście, że się stało! - mówi Hailie. Nosz weź się zamknij. - Użyła przemocy wobec ciebie!
- Tak w sumie to ta moja koleżanka walnęła ją pierwsza. - Wszyscy patrzą na mnie jak na kosmitkę. - To długa i skomplikowana historia. Jak mówiłam nieważne.
- Chaz... - Hailie naprawdę brzmi delikatnie... znowu kolejna miła odmiana.
Ale ja ją ignoruję i idę na górę.
Nie biorę kanapek. Jakoś minął mi apetyt.
CZYTASZ
Gorsza siostra - Rodzina Monet
FanfictionBycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do braci Monet? UWAGA! KSIĄŻKA MOŻE NAMAWIAĆ DO ZŁYCH RZECZY I PORUSZA WIELE PROBLEMÓW PSYCHICZNYCH! a ta...