Rozdział 14

70 12 10
                                    

❝𝐌𝐲ś𝐥𝐢𝐜𝐢𝐞𝐥𝐤𝐚❞

 Siedziałam na jednej ze skrzynek i miałam idealny widok na to, co było za oknem. Obok mnie siedział Zmierzch. Coraz bardziej tęskniłam za domem. Bliskość Zmierzcha trochę pomagała, ale tylko trochę. Codziennie myślałam o Klanie Rzeki. O Mokrej Skórze. O Lazurowym Ogonie... Czy ona również uważa mnie za zdrajczynię? Jest mną rozczarowana? Zawiedziona? Nie mogłam przestać zadręczać siebie tymi myślami.

 Zmierzch zaczął czule lizać mnie między uszami. Pozwoliłam mu na to. Chociaż już w pełni wróciłam do sił nadal się mną opiekował. Każdej nocy zasypiałam przytulona do niego. Przypominało mi to trochę Klan Rzeki. To, jak spałam wtulona w futro Lazurowego Ogona. Czułam się wtedy kochana i bezpieczna...

 Ten dzień był całkiem spokojny. Ładna pogoda, ciepełko... Żadnych ataków...

 Jednak coś oczywiście musiało przerwać ten cudowny spokój. Zauważyłam, że na drugim końcu Stodoły powstało jakieś zamieszanie. Spojrzałam zdezorientowana na Zmierzcha. Powinnam o czymś wiedzieć? Mam nadzieję, że nie mamy kłopotów.

 Razem z moim przyjacielem zeskoczyłam ze skrzynki. Zanim doszliśmy do miejsca zamieszania, zjawił się tam Jesionowy Mróz i Furia. Przy nim czarna kotka wydawała się malutka. Poczułam strach. Jesionowy Mróz nie wyglądał na zadowolonego. Poczułam jak Zmierzch ociera się o mój bok. Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Próbował mi dodać otuchy.

 - Co tu się dzieje? - Zapytał lodowatym tonem.

 Całe to zamieszanie było wokół małej, białej jak śnieg kotki, która miała na imię Fiołek. Spodziewała się kociąt, jej partner zginął w walce. Szara Łapa polował dla niej, co robił z wielką chęcią, gdyż Fiołek była bardzo miła.

 - Fiołek zaczęła rodzić kocięta - mruknął Kościsty Pazur.

 - Tylko tego nam brakowało - białoszary kocur przewrócił oczami. - Niech ktoś się nią zajmie. Złota Blizno, pozwól ze mną.

 Śliczna, złotoruda kotka podreptała za Jesionowym Mrozem. Nie poprosił Furii, żeby z nim poszła? Dziwne.

 Nikt nie wykazał się większym zainteresowaniem kotką, która właśnie rodziła kocięta. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje łapy. Towarzyszyłam Mokrej Skóry przez cały jej poród. Specjalnie wtedy poprosiła Iglaste Futro, żeby mnie nie wyganiała ze żłobka. Fiołek była młoda, więc pewnie pierwszy raz rodziła kocięta. Usiadłam obok kotki i dotknęłam łapą jej brzucha, żeby sprawdzić, czy kocięta były dobrze ułożone. Miałam nadzieję, że tak jest.

 Rozejrzałam się i zatrzymałam wzrok na Szarej Łapie.

 - Szara Łapo, czy możesz znaleźć jakiś patyk? - Poprosiłam.

 - Patyk? - Powtórzył zdziwiony.

 Pokiwałam głową i białoszary kocur pobiegł na zewnątrz znaleźć to o co poprosiłam. Zmierzch podszedł do mnie, tłum kotów zmalał. Mój przyjaciel usiadł obok mnie.

 - Jesteś pewna, że wiesz co robisz?

 - Tak. Byłam, kiedy moja siostra rodziła kocięta. Wiem co robię - odpowiedziałam.

 Spojrzałam na Fiołek. Widziałam jej niepokój.

 - Będzie dobrze, zobaczysz.

 Kotka pokiwała głową. Po jakimś czasie przybiegł Szara Łapa z patykiem. Położył go przed białą kotką. Ta spojrzała na mnie zdezorientowana.

 - Zacznij gryźć, kiedy poczujesz ból - wyjaśniłam.

 Czuwałam nad Fiołek do samego końca. Urodziła trójkę ślicznych kociąt. Zielonooka była wyczerpana, ale i szczęśliwa. Siedziałam jeszcze jakiś czas niedaleko niej i patrzyłam jak przytula swoje kocięta. Nigdy nawet nie myślałam o tym by zostać matką. Mokra Skóra urodziła kocięta mając około dwadzieścia jeden księżycy...

 Przypomniałam sobie, że przecież za niedługo kocięta mojej siostry zostaną uczniami. Mokra Skóra chciała, żebym została mentorką jednego z kociaków. Chciałam być na tej ceremonii. Naprawdę chciałam. Tęskniłam za Klanem Rzeki. Zapomniani, to nie jest to.

 Nie jestem tu szczęśliwa.

 Nie ma sensu się okłamywać.

 - Różany Zachodzie? - Poczułam trącenie.

 Spojrzałam na Zmierzcha. Nie zauważyłam, kiedy znalazł się obok.

 - Przepraszam, zamyśliłam się - odpowiedziałam.

 - Widać, że z ciebie myślicielka - zaśmiał się kocur. - Nie możesz oderwać wzroku od Fiołek i jej kociąt...

 Westchnęłam.

 - Przypomniała mi się Mokra Skóra i jej kocięta. Za niedługo zostaną uczniami, a ja... Nie będę mogła być na ich ceremonii - wyznałam.

 Po jego wyrazie pyska widziałam, że niezbyt wie o co chodzi, ale rozumiał, że to coś ważnego. Wtuliłam się w jego futro. Był tym trochę zaskoczony, ale nic nie powiedział. Uśmiechnął się i okrył mnie ogonem.

 - Wiem, że za nimi tęsknisz. Pomogę ci, jak tylko będę mógł - wyszeptał.

 Nie wiem dlaczego, ale przez myśl mi przeleciało, że Zmierzch byłby dobrym ojcem kociąt. Kochany, opiekuńczy... Partner idealny...

 Dlaczego ja w ogóle o tym myślę?

Wojownicy: Osąd GwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz