Rozdział 25

97 11 20
                                    

❝𝐖𝐲𝐳𝐧𝐚𝐧𝐢𝐞, 𝐨𝐝𝐞𝐣ś𝐜𝐢𝐞 𝐢 𝐨𝐛𝐢𝐞𝐭𝐧𝐢𝐜𝐚❞

 Powiedziałam to. Wreszcie jej wyznałam.

 Bitwa się skończyła. Zapomniani uciekli. Medyczki z pomocą uczniów roznosiły zioła rannym. Ja cały czas czuwałam przy swoim bracie. Wiedziałam, że nie dało się go już uratować. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Nie wiem ile tak siedziałam. W pewnym momencie przyszła do mnie Niewypowiedziane Życzenie. Ja tylko wpatrywałam się tępo w ciało Gładkiego Futra.

 - Lazurowy Ogonie, muszę opatrzeć twoje rany - mruknęła brązowa kotka.

 - Zajmij się innymi rannymi. Nic mi nie jest.

 - Chyba się nie zrozumiałyśmy. Ja muszę opatrzeć twoje rany - powiedziała surowo.

 Pozwoliłam jej, żeby wylizała moje rany, a potem je opatrzyła. Następnie poszła i znów siedziałam sama, patrząc na Gładkie Futro. Będzie trzeba przenieść go do obozu. Potem Brązowy Płatek i starsi przygotują ciało na czuwanie... Och, Gładkie Futro. Dlaczego poświęciłeś się dla mnie? Potrafiłabym się obronić... Obiecuję, że pomszczę twoją śmierć. Zabiję Jesionowego Mroza. I wtedy Różany Zachód będzie mogła przestać się bać. Będzie mogła wrócić do domu. Zaopiekuję się nią. Nikt więcej jej nie skrzywdzi.

 Dopilnuję tego. 

 Po jakimś czasie przyszła Stokrotkowy Ogon, za nią przydreptała Malwowy Pysk. Przekonały mnie, żebym wróciła do obozu. Zrobiłam to z niechęcią. Gdy już wróciłam do obozu, poszłam do legowiska wojowników. Położyłam się na swoim posłaniu. Po chwili dołączyła do mnie moja matka i okryła mnie swoim ogonem, jakbym znów była kociakiem. Wtuliłam się w jej futro. 

 Zamknęłam oczy. Nie wiem ile czasu minęło, ale w pewnym momencie do legowiska wojowników weszła Malwowy Pysk. Dopiero wtedy zauważyłam, że nie przyszła tutaj ze mną i Stokrotkowym Ogonem. Ruda kotka się rozejrzała.

 - Jest tu Mokra Skóra? - Zapytała

 - Tak, a co? - Odpowiedziała szara wojowniczka.

 - Miedziany Wąs chce z nią porozmawiać. Lazurowy Ogon też może iść.

 Z trudem wstałam. Byłam ciekawa o co chodzi, ale wolałabym, że to mogło zaczekać. Kiedy dołączyła do nas Mokra Skóra, poszłyśmy do legowiska medyka. Miedziany Wąs musiał tam zostać? Chyba odniósł poważniejsze rany niż sądziłam. W sumie, przez większość bitwy nie walczyłam, więc nie widziałam jak wszystko się potoczyło. A potem byłam zajęta opłakiwaniem Gładkiego Futra.

 W legowisku medyczek była Niewypowiedziane Życzenie, Nakrapiane Serce i zastępca. Malwowy Pysk i jej siostra od razu wyszły. Hm? Chyba Miedziany Wąs chce porozmawiać z nami na osobności.

 - Co mu się stało? - Zapytała Mokra Skóra pełna przejęcia.

 - Ma paskudną ranę na brzuchu. W dodatku nic mi nie powiedział tylko sobie zemdlał na środku obozu, kiedy już opatrzyłam wszystkich - odparła brązowa kotka.

 No tak, Niewypowiedziane Życzenie i jej poczucie humoru. Kotka również wyszła z legowiska, aby dać nam nieco prywatności. Znając ją i tak będzie podsłuchiwać. Niewypowiedziane Życzenie wie chyba wszystko. Chwila... Przecież to ją Różany Zachód mogła zapytać o...

 A w sumie nieważne.

 Usiadłyśmy obok ciemnorudego kocura. Nie wyglądał teraz na potężnego, silnego zastępcę przywódcy Klanu Rzeki. Wyglądał słabo, jego futro było sklejone od krwi.

 - O czym chciałeś porozmawiać, Miedziany Wąsie? - Zaczęła szylkretowa kotka.

 Ciemnorudy kocur otworzył oczy.

 - Muszę wam coś wyznać - powiedział słabym, cichym głosem.

 - Czy ty... Odchodzisz do Klanu Gwiazdy? - Miauknęłam.

 To by miało sens. Odchodzi i chce nam coś przekazać. Ale czemu akurat nam? Ma partnerkę i dwie córki.

 Zastępca pokiwał głową.

 - Mój czas nadszedł. Pewnie ta rana wykończy mnie dzisiejszej nocy. Domyślacie się, co zamierzam wam powiedzieć, prawda? - Tu spojrzał znacząco na mnie.

 Przez chwilę się zastanawiałam o co chodzi, ale w końcu zrozumiałam. To on jest ojcem Mokrej Skóry i Różanego Zachodu. Miałam rację.

 - Mokra Skóro... To ja jestem twoim ojcem.

 Te słowa wyraźnie wstrząsnęły szylkretową wojowniczką.

 - Dlaczego nigdy wcześniej tego nie powiedziałeś?

 - Ponieważ Ciemny Księżyc była zdrajczynią. Nie chciał się przyznać, że ma z nią kocięta. To by go postawiło w złym świetle - mruknęłam. - Potem uznał, że już za późno.

 Miedziany Wąs potwierdził skinieniem głowy.

 - Ja związałem się z Miękką Paprocią, aby odsunąć się od podejrzeń. Nim się obejrzałem zostałaś wojowniczką, znalazłaś partnera, założyłaś rodzinę... Twoje kociaki są już uczniami... Ułożyłaś sobie życie, nigdy się nad tym nawet nie zastanawiając.

 - Zastanawiałam się wiele razy. Różany Zachód też - powiedziała Mokra Skóra.

 - Uważała, że jest tak okropna, bo jej własny ojciec się nie chce do niej przyznać.

 Moje słowa zabolały ciemnorudego kocura.

 - Przepraszam, że nie zrobiłem tego wcześniej - mówił coraz ciszej. Zauważyłam, że z jego rany wciąż ciekła krew. Widocznie medyczki nie mogły jej zatamować. - Przepraszam cię, Mokra Skóro. Zawsze kochałem ciebie i Różany Zachód... Trzymajcie się obie. I dopilnujcie, żeby Różyczka wróciła do domu.

 Miedziany Wąs już nic nie mówił. Zamknął oczy.

 - Miedziany Wąsie? Miedziany Wąsie?! - Mokra Skóra trąciła go łapą. - Niewypowiedziane Życzenie! - Szylkretowa kotka wypadła z legowiska, biegnąc po medyczkę.

 Jednak kocur już był martwy. Jego pierś przestała się już unosić.

 "I dopilnujcie, żeby Różyczka wróciła do domu."

 Zrobię to, Miedziany Wąsie.

 I tej obietnicy dotrzymam.

❝𝐎𝐝 𝐚𝐮𝐭𝐨𝐫𝐤𝐢❞

Tak o to tym akcentem kończymy tę część trylogii. Została jeszcze jedna.
W szkole na lekcji wosu zaczęłam już pisać prolog, więc jakiś zarys jest
I będzie nowy zastępca! Wszyscy wiemy kto nim będzie, to zbyt oczywiste

❝𝐍𝐚𝐬𝐭ę𝐩𝐧𝐚 𝐤𝐬𝐢ąż𝐤𝐚❞

"Oszukać Przeznaczenie"

Wojownicy: Osąd GwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz