32 - DZIEN 9

153 14 1
                                    

* Następny dzień *
* Erwin Knuckles *

- Czemu nam to robicie?! - usłyszałem znajomy głos, a bardziej darcie ryja Vasqueza

Lekko otworzyłem oczy, rozglądając się wokół. Czułem się jak po jakiejś dobrej imprezie, lub jak po narkotykach. Obok mnie siedział lekarz, którego skądś kojarzyłem. Raptem przypomniało mi się że przecież był on medykiem na szpitalu a bardziej jego ordynatorem.
Niespodziewanie usłyszałem trzask spadającej tacy, a później podchodzącego do mnie rozgniewanego Vasqueza.

- Erwin, nic ci nie jest? - zapytał - Co on ci zrobił?

- Jest dobrze, robię to dla was - oznajmiłem - Chociaż wątpię że to pomaga, zabił już Davida.. - powiedziałem o mało co nie wylewając łez

- Musimy się stąd wydostać - rzekł - Prędzej czy później zabije nas wszystkich, musimy się uwolnić od tego szaleńca - stwierdził

- Jak? - zapytałem - Nie damy rady..

- Znam sposób na wyjście - raptem naszą rozmowę przerwał lekarz - Gross mnie szantażował.. - zaczął - Powiedział że jak mu nie pomogę to wygada nasza tajemnice lekarska, przez którą już nikt by nie chciał do szpitala przychodzić

- Co takiego? - spytałem zaciekawiony

- Nielegalnie trzymamy arszenik - odparł - Jedynie gdzie powinien się znajdować to pilnie strzeżone miejsca.. - odparł - Nie miałem wyjścia, musiałem zachować dobre zdanie o medykach

- Jak wyjść? - przeszedł do konkretów Vas

- Gross ma zablokowane drzwi na hasło.. pamiętam je gdyż sam tutaj przychodzę i napełniam strzykawki arszenikiem i substancjami odurzającymi, które was usypiały - oznajmił - 5 cyfrowe

- Powiedz je.. proszę.. - poprosiłem

- 76671 - odpowiedział - Zapamiętajcie je, bo być może gdy będziecie chcieli wyjść, mnie już nie będzie na tym świecie

- Czemu? - zapytał Sindacco

- Zużył na mnie jedna fiolkę arszeniku - poinformował pokazując zielona dłoń - Zapewne za kilka godzin umrę, a moja rolę przejmie jakiś jego ochroniarz

- Dobrze że mam dobrą pamięć do cyfr - stwierdził Vasquez - Uda nam się?

- Mam taką nadzieję.. - westchnęłam

* Pov Gregory *

Wstałem z łóżka i pierwsze o czym pomyślałem to to że jestem spóźniony. Lecz po sekundzie przypomniało mi się że byłem na przymusowym zwolnieniu przez Nelsona, który wczoraj po wyjściu z sądu oznajmił mi że daje mi tydzień wypoczynku.
Leniwie przetarłem oczy i poszedłem do kuchni, wyjąć sobie coś do jedzenia. W tym samym czasie zawibrował mój telefon, co oznaczało się dostałem SMS'a. Wziąłem więc urządzenie, odblokowując je i patrząc od kogo dostałem wiadomość. Był to ten sam numer który dawał mi wskazówki odnośnie śledztwa i ta sama osoba która mnie odurzyła wtedy w kościele.

Od Porywacz:
Punkt 16 na dobrze znanym ci dachu i proszę.. zadawaj rozsądne pytania, przyprowadzę ze sobą Erwina Knucklesa

Od razu po przeczytaniu do końca, sprawdziłem godzinę. Była 10.30. Postanowiłem wykonać połączenie do Tommy'ego.

- Halo? - zaczął - Cisza kurwa! - krzyknął, chyba do innych z komendy - Mów..

- Cześć, dostałem wiadomość od tego porywacza który dawał mi wskazówki, pamiętasz? - zapytałem

- No, no mów dalej - oznajmił

- Chce się ze mną spotkać, punkt 16, przyprowadzi Erwina i będzie chciał ode mnie pytania - powiedziałem

- Chyba nie zamierzasz tam pojechać w takim stanie? - zasygnalizował- Pojadę za ciebie

- Nie - zaprzeczyłem - Chyba ma do mnie jakieś zaufanie, nie wiadomo co zrobi gdy zobaczy innego glinę - odparłem

- Gdyby miał do ciebie zaufanie to by cię nie odurzał - zaznacz

- A co jeśli się nie pojawię i strzeli Erwinowi w łeb?! - zapytałem poddenerwowany - Ja tobie mówię bo ci ufam, a ty mi zarzucasz że chce go zobaczyć!? Ze chce wiedzieć czy wszystko z nim w porządku!? Żeby usłyszeć jego głos od momentu kiedy został zabrany, przez tego szaleńca?!

Po tych słowach rozłączył się. Cicho westchnąłem, po czym usiadłem na krześle, zaczynając rozmyślać nad sensem dalszego śledztwa.

* Time skip - 15.40 - Erwin Knuckles *

Przez cały czas nic ciekawego się nie działo. Dzień jak co dzień, cierpienie, lęk i spotkanie z przyjaciółmi w tym wielkiem pokoju z krzesłami, tylko ze juz bez dwóch z nas. Rozmawialiśmy o.. niczym. Każdy zachował milczenie, nikt na siebie nie patrzył, wszyscy pogrążeni w smutku i żałobie po San'ie i Davidzie.
Niespodziewanie klamka od metalowych drzwi poruszyła się, a moje ciało zaczęło się trząść ze strachu.
Do pomieszczenia weszła zamaskowana osoba. Nie był to Gross, tylko osoba, której wcześniej na oczy nie widziałem.
Rozkazał abym wstał. Zrobiłem to, bo nie miałem innego wyjścia. Ten natomiast zakuł mnie i wyprowadził z pokoju i z.. bazy?
Byłem szczęśliwy jak dziecko. W końcu widziałem świat, a nie betonowe ściany. Na dworze śpiewały ptaki, a po drogach jechały samochody. Niby nic ekscytującego, ale jednak dla osoby uwięzionej, było to coś niezwykłego i przynosiło szczęście.
Zamaskowany mężczyzna posadził mnie ja miejscu pasażera w jakimś czarnym, opancerzonym busie, a sam usiadł na miejscu kierowcy. Wyjechaliśmy na asfalt w stronę miasta.

- Chcesz mnie uratować? - zapytałem niepewnie

- Nie, Erwinie.. idziemy spotkać się z twoim znajomym - oznajmił z użyciem modulatora głosu - Z Gregorym Montanhą..

Hejo, króciutki rozdział ale ważne że jest

Błędy - przepraszam

Papatki :)

"Złota Róża" (5city) //ZAKONCZONE//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz