Rozdział 14

829 25 6
                                    

Haiden

Świadomość tego, że jeszcze kilka tygodni wcześniej nie myślałam o ślubie, dobiła mnie z samego rana. Gdy obudziłam się w objęciach Sava, ten nadal spał, cicho pochrapując. Zegarek wskazywał, że dochodziła dziewiąta, a już za cztery godziny miałam zostać jego żoną. Żoną mężczyzny, o którym tak naprawdę niewiele wiedziałam. Choć udało nam się do siebie zbliżyć, wciąż miałam wrażenie, że naprawdę niewiele o nim wiem. O nim i jego rodzinie.

Spojrzałam w stronę szafy, w której ukryłam suknię i przełknęłam ślinę. Nie byłam na to wszystko gotowa. Na zmianę nazwiska, życia, a przede wszystkim nie byłam gotowa na to, co stanie się ze mną. Bo właściwie jaką miałam pewność, że Saverio nie sprzeda mnie do burdelu, gdy ucichnie sprawa z Kanem? Albo nie odda mnie w jego ręce za porządną zapłatą?

Wyswobodziłam się z jego objęć, próbując złapać większy oddech, bo nagle moje gardło zacisnęło się z niewyobrażalną siłą. Chwyciłam za nie, jakby to cokolwiek miało pomóc i powoli zsunęłam się na ziemię obok łóżka. Oddychałam coraz chrapliwiej, słysząc jak brunet budzi się i zapewne rozgląda za mną.

— Haid? Co się dzieje? — Dotknął moich włosów, na co zacisnęłam oczy. Zszedł szybko z łóżka, kucając przede mną. — Oddychaj, wdech i wydech. Wdech i wydech, strzałko.

Próbowałam podążać za jego wskazówkami, czując jak moje policzki stają się mokre. Objął moją twarz dłońmi, pokazując jak mam oddychać. Wdech nosem, wydech ustami. Patrzył tylko w moje oczy, czekając kilka minut, aż wszystko się uspokoiło. Uśmiechnął się niepewnie, ścierając mokre ślady i zatoczył kilka okręgów kciukami na policzkach.

— Powiesz mi, o czym myślałaś przed atakiem?

Przygryzłam wargę, żeby nie rozpłakać się bardziej.

— Nie znam cię. Twojej rodziny, nie wiem co zrobisz ze mną, gdy sprawa z Kanem ucichnie. Nie wiem, czy nie oddasz mnie do burdelu, albo sprzedasz na organy — szeptałam, widząc jak zawód w jego oczach rośnie.

— Cholera, Haid. — Przyciągnął mnie do siebie, mocno obejmując. — Nie zrobię tego. Nie masz się czego bać. Nie potrafiłbym cię skrzywdzić.

Próbowałam nie rozpłakać się na nowo, chowając głowę w zagłębienie jego szyi.

— Powiedz co chcesz o mnie wiedzieć, powiem ci wszystko. Rozmiar buta? Czterdzieści sześć i pół. Ulubiony kolor? Czerwony. Kiedy mam urodziny? Dwunastego stycznia.

Uśmiechnęłam się delikatnie, słysząc te banalne pytania, ale było mi to potrzebne. Wdrapałam się na jego uda, opierając brodę o bark mężczyzny.

— Masz jakieś marzenie? — zapytałam szeptem, kreśląc paznokciem wzorki na jego umięśnionych plecach.

— Chcę być szczęśliwy. Tak naprawdę szczęśliwy. Mieć swoją rodzinę, żeby byli bezpieczni i nic im nie zagrażało na tym świecie — odpowiedział szczerze, przeczesując moje włosy palcami. — A ty? Jakie jest twoje marzenie?

Pociągnęłam nosem, podnosząc głowę. Spojrzałam w jego ciemne tęczówki, położyłam dłonie na jego szorstkich od zarostu policzkach i westchnęłam cicho.

— Chcę być bezpieczna, nie bać się, że ktoś mnie porwie i coś zrobi, a ja nie będę w stanie się obronić. Mogę znać sztuki walk, elementy samoobrony, jak posługiwać się nożem i bronią, ale tak naprawdę nie mam pewności, że uda mi się obronić za każdym razem.

— Zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna. Nieważne do czego będę musiał się dopuścić, żeby tak było. Będziesz bezpieczna, bo tak mówię, rozumiesz? — Uśmiechnął się, a gdy skinęłam głową, musnął moje usta.

Guns&KissesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz