Haiden
— Jesteś na dachu? — zapytał mój zleceniodawca, z którym akurat rozmawiałam.
— Myślisz, że dzwoniłabym, żeby poinformować o zakupach? Gadaj jak wygląda dzisiaj, albo odstrzelę ciebie.
— Zaraz będzie podjeżdżał pod hotel, jasne dżinsy, czarna bluza, resztę szczegółów znasz.
— Nie dostałam jeszcze przelewu. — Uśmiechnęłam się sama do siebie, celując w stronę nadjeżdżającego samochodu przyszłej ofiary.
— Najpierw go zabij. — Ewidentnie się wkurzył, ale nie zamierzałam odpuścić.
— Znasz moje zasady, podałam je na początku. Pierwsze są pieniądze, masz pół minuty.
Słyszałam po jego oddechu, że ciśnienie mu skoczyło. Czarny samochód właśnie podjechał pod hotel, a z pojazdu wysiadł niczym niewyróżniający się facet. Frank Morris — moja kolejna ofiara na liście. Wokół nie było żadnego ochroniarza, co jakoś mnie zasmuciło, bo bez nich nie ma zabawy. Spojrzałam na odblokowany telefon, na którym po kilku chwilach pojawiło się powiadomienie o wpływie na konto.
— Trzysta tysięcy, tak jak chciałaś Xandra.
— Miło robić z tobą interesy.
Uśmiechnęłam się lekko, natychmiast naciskając spust. Tłumik w karabinie snajperskim idealnie wygłuszył dźwięk strzału, ale mój rozmówca go słyszał. Po chwili zdławiony krzyk Franka rozniósł się na ulicy, ale długo nie cierpiał. Kula idealnie przeszła na wylot przez środek czaszki.
— Jesteś suką, ale z tobą również miło je robić. — Zaśmiał się gardłowo, co sama zrobiłam, jednak starając się zachować względną ciszę.
— Jeśli chcesz zdjęcie, należy się kolejne sto tysięcy.
Powoli zbierałam swoje rzeczy, a zleceniodawca najwyraźniej nad czymś myślał. Spojrzałam jeszcze w dół, dość ostrożnie, chociaż było niewielkie prawdopodobieństwo, że ktoś mnie zobaczy. Pełno ludzi zebrało się wokół ciała, niektórzy gdzieś dzwonili, a inni patrzyli ze strachem na martwego.
— Zaufam, jak zwykle zresztą. Nie daj się złapać skarbie.
— Dzwoń jak będziesz miał zlecenie. — Westchnęłam ciężko, rozłączając się.
Zabrałam wszystkie rzeczy, od razu kierując się na drugi koniec dachu, żeby zejść na dół. Kolejne zabójstwo nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia, wręcz uwielbiałam tę nutę adrenaliny. Nigdy nie było wiadome czy ktoś mnie nie zauważy, ale znałam się na tym i wiedziałam co robić. Peruka, mocniejszy makijaż, inne ubrania — to wszystko działało od tak długiego czasu.
Wchodząc na najwyższe piętro wieżowca, którego jestem właścicielką, skierowałam się do własnego mieszkania. Ogólnie jest to biurowiec, ale na samym szczycie mam swój kąt, bo zdecydowanie wolę załatwiać nielegalne sprawy w tylko swoim towarzystwie. Na dole cały czas czekał ochroniarz, dlatego zdecydowałam się trochę pospieszyć, żeby nie musiał długo czekać.
Przebrałam się w garniturowe spodnie oraz białą koszulę, ogarnęłam włosy i schowałam karabin do sejfu. Makijaż także zmyłam i umalowałam się tak jak wcześniej, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Ubierając marynarkę zgarnęłam z gabinetu teczkę z dokumentami i szybkim krokiem wyszłam na korytarz, a później do windy.
Słyszałam z zewnątrz syreny policyjne, ale czym miałabym się przejąć? Nic nie ustalą, ten karabin jest popularny i wiele osób z niego korzysta. Sprawa ucichnie, jak zresztą każda, w której maczałam palce.
CZYTASZ
Guns&Kisses
RandomDecyzje podjęte bez naszej wiedzy są w porządku, ale tylko wtedy, gdy nie dotyczą one naszego życia. Pośrednio lub bezpośrednio. Ale decyzje podjęte za nas, dotyczące naszych wyborów sieją spustoszenie. Zmuszeni jesteśmy zakończyć relację, nie potra...