Rozdział 20

700 20 0
                                    

Haiden

Do kolacji wszyscy zasiedliśmy wspólnie. Z tego co było mi wiadome, w części bliźniaków zasiedli ochroniarze, bo nie pomieścilibyśmy się wszyscy w naszej części. Po mojej prawej zasiadł mąż, a po lewej siostra, która uśmiechnęła się na widok małych tabliczek ze składem niektórych potraw.

Sav przez prawie cały czas trzymał dłoń na moim udzie, co jakiś czas je ściskając. Jednak atmosfera przy stole była dość napięta. Nikt nie prowadził ze sobą rozmów, jakie miałyby miejsce w czasie normalnej kolacji. Zapewne każdy miał własne przemyślenia w tym momencie, dotyczące wielu spraw, jakie miały się dopiero skomplikować.

Spokojnie zajadałam steka z puree kalafiorowym, gdy poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni. Nie zestresowało mnie to, gdyż telefon od zleceń nadal leżał w salonie, a przy sobie miałam tylko ten, który używałam.

Dyskretnie wyjęłam go z kieszeni, zerkając na wyświetlacz i zmarszczyłam brwi, widząc numer Lucasa. Odsunęłam krzesło i odeszłam kawałek, sprawiając tym samym, że wszystkie oczy skierowały się na mnie. Natychmiast odebrałam połączenie, przykładając komórkę do ucha.

— Lucas? — zapytałam, przez chwilę nie słysząc kompletnie nic.

Po kilku sekundach usłyszałam odgłos dławienia się, jakby ktoś, kto dzwonił, próbował mi coś przekazać.

— Lucas, co się dzieje? Czemu dzwonisz? — W moim głosie dało się wyczuć strach na kilometr.

Nagle oprócz dławienia usłyszałam też kilka strzałów, które zdecydowanie były gdzieś dalej. Połączenie zostało przerwane, a gdy w pośpiechu próbowałam ponownie się dodzwonić, włączała się skrzynka.

— Kurwa! — krzyknęłam, spoglądając w stronę stołu. Popatrzyłam na Sava, kierując kolejne słowa do niego. — Musimy jechać do ojca. Dzwonił Lucas, słyszałam jak się dławi i strzały z daleka.

Nagły popłoch, jaki stworzył się w jadalni wcale mnie nie zdziwił. Każdy pobiegł w jakąś stronę, tak samo jak ja. Biegłam najszybciej jak potrafiłam do naszej sypialni, w której miałam swoje ciuchy ze zleceń. Cieszyłam się, że ostatnim razem wpadłam na pomysł zabrania ich do willi, bo teraz mogły się przydać.

Z całą torbą zbiegłam na dół, szukając wzorkiem siostry i Reese. Obie rozmawiały z Ingvarem, dlatego szybkim krokiem podeszłam do nich, przerywając rozmowę.

— Jadę z nimi, nie zostawię ojca — powiedziałam od razu, na co Harper jedynie mnie przytuliła.

— Zostanę tutaj, jedźcie. — Ingvar uśmiechnął się pokrzepiająco, wskazując głową na Sava.

Odwróciłam się w jego kierunku, a gdy tylko skinął głową na drzwi wyjściowe, od razu do niego podeszłam. Zabrał ode mnie torbę, wrzucając ją na tylne siedzenia jednego z samochodów. Isaac ruszył od razu, gdy tylko wsiedliśmy do pojazdu, żeby nie marnować ani chwili.

Przed nami też ktoś jechał, za nami także. Tego, co działo się w mojej głowie, nie dało się opisać. Był to zwykły chaos, którego w żaden sposób nie mogłam oczyścić. Zaczęłam rozbierać się do bielizny, czym zwróciłam uwagę męża, ale nie odezwał się słowem.

Założyłam ochraniacze na kolana, a na to spodnie z wieloma kieszeniami. Później zapięłam ochraniacze na łokcie, zarzuciłam na siebie czarną koszulkę z długim rękawem i od razu zapięłam kamizelkę kuloodporną. Wojskowe buty natychmiast znalazły się na moich stopach, dokładnie zawiązane, a na dłoniach znalazły się rękawice.

Zdawałam sobie sprawę z zagrożenia dopiero w momencie, w którym Sav sięgnął za fotel i także wyjął kamizelkę i inne ciuchy. To nie były przelewki, a prawdziwa walka o przetrwanie, skoro nawet on się przebierał. W trakcie, gdy ubierał kamizelkę, ja związałam włosy w koński ogon na czubku głowy, żeby nie przeszkadzały.

Guns&KissesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz