Rozdział 24

694 15 0
                                    

Saverio

Powoli otworzyłem oczy, od razu czując uporczywy ból głowy. Zmrużyłem oczy, czując jak robi mi się słabo i niedobrze. Zdążyłem jedynie wystawić głowę za łóżko, aby nie zarzygać pościeli. Po chwili usłyszałem szybkie kroki, a lekarz pomógł mi położyć się z powrotem.

— Jak się pan czuje? — zapytał, spoglądając na mnie.

Ktoś podszedł i zaczął sprzątać to, co z siebie wydaliłem.

— Głowa mnie boli i jest mi słabo — odezwałem się cicho, mrużąc oczy przez jasne światło.

— To normalne objawy. Doznał pan wstrząsu mózgu, to nic groźnego. Zszyliśmy też ranę na głowie.

Zacząłem się zastanawiać, co robię w cholernym szpitalu. Ostatnie co pamiętałem to mocne uderzenie w głowę, a potem obudziłem się tutaj. Nagłe olśnienie, jakie doznałem sprawiło, że zacząłem odpinać wszystkie kable od swojego ciała.

— Proszę pana, musi pan tu zostać. — Próbował mnie powstrzymać, ale nie chciałem go słuchać.

Gdzie ona była? Gdzie była moja żona?

— Sav! — krzyknął zdenerwowany Rufo, przybijając mnie do łóżka. Nie miał na sobie koszulki, ani kamizelki co było... dziwne. — Leż, do kurwy. Masz się stąd nie ruszać!

— Gdzie ona jest? Co z nią? Jest cała? — pytałem, gdy usiadł na małym krześle i westchnął.

— Operują ją, zaczęli pół godziny temu. — Jego ton był całkowicie wyprany z emocji.

Poczułem wielką pustkę, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Moja żona, moja kobieta była na stole operacyjnym, a ja nie byłem w stanie jej przed tym obronić. W moich oczach pojawiły się łzy. Nie płakałem często, ale ta sytuacja była inna.

— Posłuchaj Sav... Straciła dużo krwi. Kane postrzelił ją w bark, kolano i brzuch. Zabrałem ją tutaj od razu, gdy ją znalazłem. Jest silna, wyliże się z tego.

— Ktoś jeszcze został ranny? — zapytałem cicho, wpatrując się w ścianę przed sobą.

— Rito i Igor. Nasz brat też ma wstrząs mózgu, obudził się niedawno, Vince z nim jest. Igor jedynie został draśnięty, to nic takiego.

Wziąłem głębszy wdech, przymykając oczy. Ból psychiczny zaczął narastać, gdy uświadomiłem sobie, że to moja wina. Ktoś nas ogłuszył i nie byliśmy w stanie pomóc Haiden. Nie zauważyliśmy go wcześniej i dlatego ona teraz była operowana. To była moja wina.

— Zabiła go — powiedział, cicho wzdychając. — Alvin też nie żyje. Quentin także, ale prawdopodobnie zginął z innych rąk. Nasi ogarniają wszystko, żeby spalić wszystkie zwłoki.

— A Orson? Co z nim? — Nie chciałem nakręcać się, że coś nie wyjdzie. Haiden była w dobrych rękach.

— Jest w stanie krytycznym. Gdy go wynosili ledwo oddychał. Lekarze mówią, że dwanaście godzin będzie decydujące.

Przekląłem pod nosem, opierając głowę o poduszkę. Było źle. Nie, było tragicznie. Jedna rzecz poszła nie tak, a za nią kolejne. Nie tak miało to wyglądać. Wszyscy mieliśmy nie być nawet lekko draśnięci, a jednak Haid leżała na stole operacyjnym, mogąc umrzeć w każdej chwili.

***

Operacja Haiden trwała już sześć godzin, a mnie pozwolili wyjść ze szpitala. Oczywistym było, że z niego nie wyjdę. Nie było nawet takiej opcji, musiałem przy niej być. Przed salą operacyjną znalazłem Harper i Vince'a, którzy siedzieli wtuleni w siebie.

Guns&KissesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz