Rozdział 18

774 20 0
                                    

Saverio

Straciłem poczucie czasu, leżąc z żoną w naszej sypialni. Czując ciepły oddech Haiden na szyi byłem spokojny. Jednak ten spokój był jedynie powierzchowny, bo prawdziwe nieszczęście było naprawdę blisko. Czułem całym sobą, że coś się stanie. Nie byłem tylko przekonany, że coś złego stanie się jej.

Bałem się. Cholernie się bałem, że ją stracę. Czysto teoretycznie nie była to moja wina, że jej ojciec wpadł na tak durny pomysł, jak podpisanie umowy z Kanem. A jednak w jakimś stopniu czułem się za to odpowiedzialny.

Być może przez to, że kojarzyłem ją od dłuższego czasu, niż od spotkania z Orsonem. Kojarzyłem ją od pewnego bankietu, który miał miejsce dziesięć lat temu. Nie mieliśmy wtedy bezpośredniego kontaktu, nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Rodzice zaciągnęli mnie na ten bankiet tylko ze względu na Harper, której wtedy tam nie było.

Myśleli, że może uda nam się pogadać i lepiej poznać. Nie wiedziałem wtedy, że dziesięć lat później to Harper będzie moją szwagierką, a nie Haiden. Być może, gdyby te lata temu mój ojciec postanowił zawrzeć umowę z Orsonem o ślubie moim i Haid, byłoby całkowicie inaczej. Może wtedy Kane nigdy nie zainteresowałby się jego młodszą córką, a Quentin nigdy nie chciałby śmierci brata.

I choć tak naprawdę nie wiedziałem, że wszystko się tak potoczy, nadal czułem się winny. Widziałem ją, lata temu. Już wtedy była śliczna i wyglądała na mądrą dziewczynę. Ale to byłoby niedorzeczne i niemoralne, gdybym poprosił o ślub z piętnastolatką. Do cholery, ona była dzieckiem, a ja dorosłym facetem, który powoli był przygotowywany na przejęcie całego interesu.

Pukanie do drzwi przerwało moje rozmyślenia, a ich otwarcie przez Rufo zwiastowało przyjazd innych. Spojrzał na śpiącą szatynkę, lekko się uśmiechając.

— Przyjechali wszyscy. Nie powiedzieliśmy im o zleceniach Haiden, raczej wolałaby przy tym być, albo sama powiedzieć.

— Harper też jest? — zapytałem, nadal przeczesując włosy kobiety. Robiłem to non stop od około trzech godzin.

— Tak, wszyscy są w salonie. Jak ona się czuje? — Usiadł na brzegu łóżka, wpatrując się w nią.

— Dwa razy wymiotowała. Na pewno nie jest jej łatwo, ale wiem, że da radę.

Haid mruknęła coś pod nosem, powoli otwierając oczy. Gdy tylko spojrzała w moje oczy, na jej ustach pojawił się mały uśmiech, który odwzajemniłem. Po chwili spojrzała na mojego brata i westchnęła ciężko.

— Jesteś gotowa na spotkanie ze wszystkimi? — zapytał, na co kiwnęła głową.

Odczepiła się ode mnie i rozciągnęła, aby po chwili stanąć po drugiej stronie łóżka. Poprawiła spodnie i koszulę, co także zrobiłem ze swoim ubiorem i w trójkę skierowaliśmy się do salonu. Haiden trzymała się mnie bardzo blisko, dlatego ścisnąłem jej dłoń, aby dodać kobiecie trochę otuchy.

Sam nie spodziewałem się, że w salonie będzie tyle osób. Oczywiście wiedziałem, do kogo dzwoniliśmy, ale ilość ochroniarzy była ogromna. Gdy Harper tylko spostrzegła swoją siostrę, od razu do nas podbiegła i rzuciła się jej na szyję.

Rozejrzałem się po wszystkich i czułem, że nikt się tego nie spodziewał. Każdy miał grobową minę, jedynie Vincent skinął do mnie głową. Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że oni nie wiedzieli. W całym pomieszczeniu o zleceniach Haiden wiedziały cztery osoby. Ja, moi bracia i ona sama.

Oczywistym było, że musieliśmy powiedzieć o tym wszystkim zebranym osobom. Jak inaczej moglibyśmy wytłumaczyć to, że Quentin zlecił zabójstwo własnego brata? Ptaszki nam wyśpiewały?

Guns&KissesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz