Muszę was ostrzec, że pierwsze rozdziały są krótsze, niżbym chciała, ale to się niedługo zmieni.
***
Opadł na krzesło przy swoim biurku, wzdychając cicho. Palce powędrowały do jego czarnych włosów, w których wciąż były resztki popiołu i gruzu. Ich ostatnia misja zakończyła się sukcesem, a po sześciu latach jego pracy jako auror udało im się złapać ostatniego z wolnych jeszcze śmierciożerców. Wciąż nie mógł uwierzyć, że ich ciężka praca nie poszła na marne, a świat w końcu stał się bezpieczniejszym miejscem dla wszystkich, którzy sprzeciwiali się ideom nieżyjącego już Lorda Voldemorta. Jego zwolennicy nawet po jego ostatecznej śmierci wciąż szerzyli postrach i śmierć wśród czarodziejskiej społeczności, jednak dzisiaj… Dzisiaj wszystko się zakończyło. Czarodziejski świat mógł odetchnąć i cieszyć się z ostatecznej wygranej. Otworzył oczy, które nie pamiętając kiedy zamknął i zerknął na swoje biurko. Miał jeszcze do napisania bardzo długi raport dla szefa biura aurorów. Na samą myśl jego powieki stawały się nieznośnie ciężkie, domagając się odpoczynku. Poderwał jednak głowę, gdy usłyszał pukanie do drzwi, a na jego twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech na widok matki z dzieckiem w swoich ramionach. Wstał i wolnym krokiem ruszył w stronę przybyszów.
— Hermiono. — uśmiechnął się do niej szeroko, po czym zerknął na malca w jej ramionach. Dziecko cicho gaworzyło, ale spojrzało na niego swoimi dużymi oczami. Wyciągnął rękę, aby chwycić delikatnie drobną dłoń. — Cześć, synu.
Kobieta uśmiechnęła się do niego szeroko i wolną dłoń położyła mu na ramieniu. Gdyby mogła, od razu rzuciłaby mu się w ramiona, jednak nie chciała zrobić krzywdy swojemu dziecku.
— Cieszę się, że cię widzę, Harry. Słyszałam, że wam się udało. — posłała mu szczery, szeroki uśmiech. Brunet pokiwał głową.
— Tak. Nareszcie jesteśmy wolni od tej cholernej zarazy. — westchnął, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.
— Język, panie Potter. — powiedziała głosem niebezpiecznie zbliżonym do ich dawnego profesora eliksirów, a Harry zachichotał.
— Wiem, wiem. Nie przy małym. — uśmiechnął się do niej, po czym poprawił dziecku czapkę, aby schować jego jasne, rude włosy. — Ron powinien być na stołówce. Wiesz, że nigdy nie ominie okazji do jedzenia. Chociaż myślę, że należy mu się nawet i poczwórna porcja. Świetnie się spisał. — powiedział z dumą Potter.
— Wiem, mijałam się z nim. Domyśliłam się, że pierwsze co zrobi to pójdzie jeść. — zaśmiała się i usiadła na krześle na przeciwko biurka Harry’ego. Ten oparł się biodrami o drewno i wpatrywał w dziewczynę. — Przyszłam do ciebie. Dawno się nie widzieliśmy, muszę przyznać, że zatęskniłam. — puściła mu oczko, na co zaśmiał się.
— Wiem, przepraszam, ale ostatnio miałem urwanie głowy. Teraz na pewno będę odwiedzał was częściej. — posłał jej szeroki uśmiech.
— Nadal nie dałeś mi odpowiedzi co do świąt. Będziecie u nas, prawda?
Mina Harry’ego nieco zrzedła, czego nie przeoczyła jego przyjaciółka.
— Harry? Coś się stało?
Potter westchnął cicho i opuścił głowę. Zagryzł na moment wargi, aby ubrać w słowa myśli, które jak tornado krążyły mu po głowie.
— Ja… będę u was na święta. Ale… sam. — powiedział ledwo dosłyszalnie.
— Sam? To znaczy…?
— David zerwał ze mną jakiś miesiąc temu. — wyrzucił z siebie na wydechu. — On… stwierdził, że nie może być z kimś, dla kogo praca jest ważniejsza od niego. Ani z osobą, której całymi dniami nie ma w domu, a gdy wraca, albo pada zmęczona albo zamyka się w sobie i nie odzywa. Mimo wszystko… rozumiem go. — spojrzał w końcu na dziewczynę i jedyne co zobaczył w jej oczach, to ból.
— Och, Harry…
— W porządku. Tak jak powiedziałem, rozumiem go. Nie mogę go zmusić, żeby był ze mną, mimo iż wciąż go kocham.

CZYTASZ
Tak, szefie. || Drarry +18
ActionDziewięć lat po wojnie, czarodziejska społeczność mogła odetchnąć i w końcu żyć bez strachu o pragnących zemsty, wciąż żyjących na wolności śmierciożerców. Ale czy taki spokój może trwać długo? Jak poradzić sobie z nowym zagrożeniem, które ciężko je...