bądźcie ze mnie dumni, ZDĄŻYŁAM
ten rozdział to istny tasiemiec, 7,5 tysiąca słów to mój nowy rekord
mam oczywiście nadzieję, że wam się spodoba i nie zanudzę was nim, nie chciałam tego rozkładać na więcej rozdziałów, gdyż nie widziałam w tym sensu
dajcie znać oczywiście jak wam się podobał i czy moja wizja „tego" była dla was zrozumiała, starałam się jak najlepiej opisać to, co miałam w głowie, ale to wam przyjdzie to ocenić :)
żebyście nie mieli żadnych wątpliwości, rozdział jest w pełni perspektywą Harry'ego
____
Kiedy Harry otworzył w końcu oczy, intensywna biel pomieszczenia poraziła jego zmysł wzroku, przez co musiał je zmrużyć. Powoli podniósł się do siadu, stwierdzając zaskoczony, że nic go nie boli. Czuł się zaskakująco dobrze jak na kogoś po takich zdarzeniach. Coś mu jednak nie pasowało, pod sobą czuł twarde, drewniane deski. Ponownie spróbował otworzyć oczy, przyzwyczajając się do rażącej bieli. Rozejrzał się po pomieszczeniu, marszcząc delikatnie brwi.
Znajdował się w jakimś pokoju, gdzie wszystko, włącznie z meblami, podłogą, tapetami i dywanami było białe. Każdy najmniejszy skrawek pomieszczenia był pokryty jednolitym kolorem. Gdzie on, do cholery, jest?!
Podniósł się na nogi, ruszając w kierunku jedynych drzwi, jakie widział w tym pomieszczeniu. Gdziekolwiek teraz przebywał, musiał się stąd jak najszybciej wydostać. Spróbował znaleźć w swoich spodniach różdżkę, jednak jak się spodziewał, nie było jej tam. Stanął nagle w miejscu uświadamiając sobie, że ma na sobie pełen ubiór, włącznie z koszulką, kurtką i butami. Ubrali go? Kiedy? Kto? Jego umysł zaczynał już wariować od nadmiaru informacji.
Chwycił klamkę, czując się jakoś dziwnie znajomo, jakby jego ciało pamiętało dokładnie te żłobienia w metalu, który właśnie trzymał w dłoni. Zmarszczył brwi, ale nie wahał się przed naciśnięciem klamki i otworzeniem drzwi na oścież, aby wydostać się z pomieszczenia. To, co właśnie miał przed oczami sprawiło, że stanął zaskoczony, nie wierząc w to, co właśnie widzi.
Przed sobą miał dobrze mu znane schody mieszkania na Grimmauld Place 12. Wszystko wokoło niego było białe, jakby ktoś zrobił mu kawał i postawił puszkę z farbą w każdym możliwym pomieszczeniu, wysadzając ją Bombardą. Jak na razie stwierdził, że taki żart był wyjątkowo nieśmieszny i ktokolwiek to zrobił, będzie odpowiedzialny za sprzątanie.
Co go jeszcze zdziwiło, nie wyczuł w środku niczyjej obecności. Nie mówiąc o tym, że Ron z Hermioną mogli się po prostu wyprowadzić w czasie, kiedy był nieprzytomny, ale nie czuł nawet obecności skrzatów. W domu panowała absolutna cisza, jakby nie mieszkał w samym centrum Londynu, nie było słychać nawet najmniejszego szumu. Westchnął pod nosem i powoli ruszył schodami w dół w kierunku kuchni. Może tam coś się zmieni?
Harry czuł się coraz dziwniej. Nie był pewien co to wszystko w ogóle mogło znaczyć, dlaczego ktoś zrobił mu kawał, malując każdy skrawek jego mieszkania na biało i zostawił go leżącego na podłodze? Czy to była jakaś zemsta? Kto mógłby posunąć się do czegoś tak absurdalnego?
Nawet się nie zorientował, kiedy przekroczył próg kuchni, w którym momentalnie się zatrzymał, widząc siedzącą przy stole postać. Jego oczy rozszerzyły się w zdumieniu, kiedy poznał jego włosy, jego ubrania, jakby mężczyzna wcale nie zginął lata temu w Ministerstwie Magii. Harry niemal zakrztusił się powietrzem, kiedy mężczyzna wstał, uśmiechając się szeroko do niego.
– Harry. – powiedział, podchodząc bliżej i rozstawiając ramiona, aby przytulić swojego chrześniaka.
– Sy-Syriusz? – wydusił z siebie, czując że robi mu się niedobrze. Ciepłe ramiona Blacka owinęły się wokół jego ciała, ale Harry stał niewzruszony, zbyt zszokowany całą tą sytuacją. – Czy ja... umarłem?
CZYTASZ
Tak, szefie. || Drarry +18
AçãoDziewięć lat po wojnie, czarodziejska społeczność mogła odetchnąć i w końcu żyć bez strachu o pragnących zemsty, wciąż żyjących na wolności śmierciożerców. Ale czy taki spokój może trwać długo? Jak poradzić sobie z nowym zagrożeniem, które ciężko je...