dodaję rozdział przed świętami, bo w trakcie wiadomo jak jest, mogę nie mieć czasu na pisanie :( ale obiecuję, że dodam nowy najszybciej jak będę w stanie!
życzę wam oczywiście najwspanialszych świąt, abyście spędzili je w spokoju i zdrowiu, oraz żebyście najedli się zdrowo
ps. pamiętajcie, że ja was kocham, więc nie miejcie mi nic za złe🤭
buźka i do zobaczenia!
____
Harry powoli uchylił powieki, ponownie widząc nad sobą biel pomieszczenia. Przez moment myślał, że to, co się stało wcześniej było jedynie dziwnym snem, w którym znalazł się ponownie. Chciał się poruszyć, ale z radością jednak stwierdził, że wszystko go boli, a on czuje niewyobrażalną suchość w gardle. Czyli wychodziło na to, że w końcu naprawdę się obudził. Jęknął cicho na ból głowy, jaki ogarnął go, kiedy do jego uszu doszło nieznośne pikanie czegoś, co brzmiało jak elektroniczne, mugolskie urządzenie. Najchętniej pozbył by się go jak najszybciej, ale domyślił się, że jest w szpitalu. Mówiły o tym ściany w brzydkim, zielonym kolorze i uczucie twardego, niezbyt wygodnego łóżka pod plecami. Zanim jednak zdążył cokolwiek innego zrobić usłyszał głos, na który w duchu niezmiernie się ucieszył.
– Harry? O boże, Harry! – wykrzyknęła kobieta, której ramiona owijające się wokół jego ciała poczuł po kilku sekundach.
– Hermiono, udusisz go. – drugi głos brzmiał na rozbawiony, ale dało się wyczuć niewyobrażalną ulgę i troskę.
– P-przepraszam. – kobieta odsunęła się, patrząc na przyjaciela mokrymi od łez oczami. – Tak bardzo się martwiliśmy. – westchnęła, widocznie walcząc ze sobą, aby nie rzucić się na bruneta ponownie.
– Cieszę się, że was widzę. – wymamrotał słabo, z przykrością stwierdzając, że jego gardło wręcz paliło jak po Ognistej.
– Poczekaj, dam ci wodę. – powiedziała i szybko sięgnęła po jakąś butelkę, następnie pomagając przyjacielowi się napić. Momentalnie poczuł ulgę, chociaż wciąż czuł nieprzyjemne drapanie.
– Kurde, stary, już myśleliśmy, że nigdy się nie obudzisz. – zaśmiał się Ron, jak zwykle próbując odwrócić wszystko w żart, za co dostał karcące spojrzenie swojej żony.
– Ronaldzie! To nie czas na twoje głupie odzywki. – warknęła na niego kobieta.
– Daj spokój. – Harry uśmiechnął się lekko, patrząc na nich z pewnego rodzaju uczuciem. Cieszył się ogromnie, że widzi ich ponownie, naprawdę bardzo za nimi tęsknił. No i był niezmiernie rad, że się obudził. – Ile byłem nieprzytomny? – spytał jakby od niechcenia, a przyjaciele rzucili sobie zaniepokojone spojrzenia, co wyłapał niemal od razu. Nie podobało mu się to. – Hermiono?
– Trzy miesiące. – powiedziała cicho szatynka, wzdychając przy tym.
– Kurwa... co? – Harry otworzył szerzej oczy, nie spodziewając się takich słów z jej ust. Trzy miesiące?! Na Merlina... W takim razie, o ile się nie mylił, musiał już być lipiec.
– Trochę sobie pospałeś. – Ron uśmiechnął się do niego pocieszająco, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Ale nie martw się. Nie ominęło cię właściwie nic ważnego.
– Ale... trzy miesiące to szmat czasu. – westchnął cicho, po czym spróbował podnieść się do siadu, na co od razu Hermiona rzuciła się na niego i docisnęła go do łóżka.
– Oszalałeś?! Musisz leżeć, poza tym trzeba wezwać lekarzy i powiedzieć im, że się obudziłeś. Pewnie będą chcieli ci zrobić badania. – kobieta mówiąc to, podniosła jednak górną część łóżka, aby Harry mógł wpół leżeć, wpół siedzieć. Domyśliła się, że chciał wygodniej móc z nimi rozmawiać, ale nie mogła pozwolić mu usiąść jak gdyby leżał w szpitalu jedynie trzy dni. – Zaraz wracam, a ty nie waż się podnosić! – ostrzegła go. – Ron, miej na niego oko.

CZYTASZ
Tak, szefie. || Drarry +18
ActionDziewięć lat po wojnie, czarodziejska społeczność mogła odetchnąć i w końcu żyć bez strachu o pragnących zemsty, wciąż żyjących na wolności śmierciożerców. Ale czy taki spokój może trwać długo? Jak poradzić sobie z nowym zagrożeniem, które ciężko je...