Harry pojawił się w domu Weasleyów tydzień później, nie zapowiadając swojej wizyty wcześniej. Był zły na cały wszechświat za wszystko, co się wokół niego działo, a każda najmniejsza rzecz szła nie po jego myśli. Niedawno skończyło się jego spotkanie z Davidem, na którym dowiedział się, że mężczyzna już mu nie ufa i boi się kolejny raz zostać przez niego zranionym, mimo zapewnień, że najgorszy okres w jego pracy już się skończył, a teraz ma więcej czasu wolnego. Złotowłosy chłopak oświadczył mu, że mimo tego, iż wciąż go kocha, musi zastanowić się, czy dać mu kolejną, może już setną z kolei, szansę, dlatego poprosił o czas. Nie wiadomo ile czasu.
Harry nie chciał go tracić, nie po tym, ile szczęścia wnosił w jego życie mężczyzna. Zawsze dbał o niego, a Potter za każdym razem, gdy widział zawód w ciemnych oczach miał ochotę sam w siebie rzucić Cruciatusem, ale sprawę śmierciożerców trzeba było doprowadzić do końca, aby oni wszyscy mogli żyć w spokoju, bez czającego się w mroku zagrożenia. Było mu przykro, że David nie potrafił tego zrozumieć, chociaż był od niego dwa lata starszy. Nie dziwiło go to jednak, jego były chłopak nie brał udziału w wojnie, nie pochodził nawet z Europy.
Ze Stanów Zjednoczonych przeniósł się do Anglii cztery lata temu i poznali się przypadkiem, w Dziurawym Kotle. Był wtedy taki zagubiony, nie znając zbyt wielu magicznych miejsc. Harry ochoczo pomagał mu poznawać brytyjskie zakątki dla czarodziejów, chociaż z samego początku różnica akcentów stanowiła dla nich nie lada wyzwanie. Jednak czym więcej czasu ze sobą przebywali, tym lepiej się rozumieli i z czasem również oboje uświadomili sobie, że coś do siebie czują. Potter nie posiadał się ze szczęścia, dowiadując się o odwzajemnionych uczuciach starszego.
Na samo wspomnienie szeroki uśmiech gościł na jego twarzy, nawet pomimo wielu przykrych sytuacji, które w ostatnich miesiącach miały między nimi miejsce. Chciał naprawić ich relacje, powrócić do związku, którego pragnął jeszcze odkąd był nastolatkiem, który odganiał koszmary i wnosił w jego życie normalność, której tak wiele lat mu brakowało. Musiał poczekać jednak cierpliwie, aż jego były chłopak się zdecyduje i modlił się do samego Merlina, aby ten dał mu chociaż tą jedną, ostatnią szansę. Pragnął tego jak niczego innego w życiu.
Zapukał w drzwi, czekając aż domownicy je otworzą. Musiał z siebie wyrzucić wszystko, co trawiło go od środka niczym trucizna, pozostawiając ból w okolicy klatki piersiowej.
Hermiona otworzyła mu w fartuszku kuchennym, widocznie szykując dla rodziny kolacje, a widząc minę przyjaciela szybko wpuściła go do środka, zapraszając do salonu i nawet nie pytając przygotowała dla niego ciepły kubek gorącej czekolady. Wiedziała, że to chociaż w minimalnym stopniu poprawi humor bruneta.
Wymieniła z mężem porozumiewawcze spojrzenie, po czym zdjęła fartuch i oczyściła się z resztek jedzenia. Cała trójka zasiadła w niewielkim salonie, a dziecko Weasleyów spało w kołysce niedaleko matki. Harry trzymał swój kubek w dłoniach, ogrzewając nim palce, przez dłuższą chwile wpatrując się w swoje kolana, a przyjaciele cierpliwie czekali, aż wyrzuci z siebie wszystko, o czym chciał im powiedzieć. Zawsze mógł na nich polegać i wiedział, że i tym razem nie będzie inaczej.
Zebrał się w sobie i zaczął mówić, a jego głos był cichy, jakby z obawy, że słowa głośniej wypowiedziane wywołają u niego łzy. Nie chciał już płakać, nie chciał pokazywać tej jedynej słabości, będąc już dorosłym czarodziejem. Resztki jego godności nie pozwalały mu na to. Kiedy skończył, zapatrzył się w okno, nie zmuszając swoich przyjaciół do szybkiej odpowiedzi. Wiedział, że Hermiona w zamyśleniu trzymała paznokieć między zębami, a Ron wpatrywał się w niego, jakby w zielonych oczach szukając odpowiedzi na swoje własne pytania. Kobieta w końcu odezwała się pierwsza.
— Myślę, że powinieneś poczekać na jego odpowiedź i przestać zamartwiać się na zapas. Skoro twierdzi, że cię kocha, to jestem pewna, że da ci szansę. Wiem, że on nadal nie rozumie zagrożenia, jakie stanowili śmierciożercy, gdyż nie musiał się ich tyle lat obawiać, ale myślę, że kiedyś to do niego dotrze. Nie jest głupi, a ty tłumaczyłeś mu to nie raz. Jestem pewna, że nie będziesz czekać długo na jego odpowiedź. Każdy przecież widział, że było wam razem dobrze. Takiej relacji nie da się zerwać z dnia na dzień. — uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco i położyła mu dłoń na kolanie. — Nie martw się Harry, jestem pewna, że do siebie wrócicie.
Harry nie mógł zrobić nic, jak spojrzeć jej w oczy, aby zobaczyć w nich potwierdzenie jej własnych słów. Ostatecznie pokiwał głową, uśmiechając się blado, ale iskra nadziei znów rozpaliła płomień w jego sercu. Jeżeli zmusi go do tego sytuacja, on zrobi wszystko co w jego mocy, aby udowodnić Davidowi, że ich związek zasługuje na jeszcze jedną szansę.
Reszta wieczoru minęła im już w milszej atmosferze, a Ron zaproponował, aby zjedli razem kolację i Harry został u nich na noc. Rudzielec zdawał sobie sprawę, że najgorsze co można zrobić, to zostawić Pottera samego ze swoimi myślami. Wtedy stawał się on bardziej zamknięty w sobie, a w jego głowie pojawiały się jedynie czarne scenariusze, przez co cierpiał na bezsenność. Małżeństwo robiło co mogło najlepiej, aby pomóc przyjacielowi wyjść z dołka i spojrzeć nieco bardziej optymistycznie na świat. Byli zadowoleni z tego, że im się udało i potrafili spać spokojnie. Nie spodziewali się jednak, że następnego ranka cała bańka szczęścia zostanie brutalnie rozerwana.
***
Wpadli razem z Ronem do Ministerstwa od razu, kiedy dostali pilne wezwanie. Skierowali się na odpowiednie piętro i biegiem rzucili się w kierunku gabinetu szefa. Byli tam już ich współpracownicy, a gdy przekroczyli próg od razu usłyszeli ociekający jadem głos Malfoya.
— Weasley i Potter, jak zwykle spóźnieni. — warknął, przeszywając ich lodowatym wzrokiem. — Po tobie spodziewałem się większej odpowiedzialności z racji twojego stanowiska, ale śmiem twierdzić, że przyznano ci je jedynie ze względu na twoje sławne nazwisko. — zimne srebro wpatrywało się w zielone oczy, a Harry czuł, że zimny pot zalewa mu plecy. Coś było nie tak. Wszyscy stali cicho, a ich miny nie wróżyły nic dobrego. Gryfon zebrał się w sobie i wyszedł naprzeciw grupy.
— Dotarliśmy najszybciej, jak się dało, szefie. — starał się nie brzmieć na wkurzonego. — Może wyjaśniłbyś co się stało, zamiast warczeć na nas na wejściu. — gdyby nie to, że znał Malfoya od lat w życiu nie odważyłby się na takie zachowanie. Reszta jego towarzyszy tego nie rozumiała i za każdym razem bała się wybuchu blondyna. W tym momencie naprawdę wyglądał, jakby miał zamiar przekląć stojącego przed nim Pottera.
— Mamy morderstwo. — oczy Harry'ego otworzyły się szerzej. — Na północy kraju, świstoklik jest już gotowy. Trzeba wyjaśnić tą sprawę jak najszybciej i złapać sprawcę. Zdajecie sobie sprawę, że póki nie ustalimy szczegółów, macie trzymać gębę zamkniętą. Do ciebie mówię, Collins, spróbuj powiedzieć komukolwiek chociaż jedno słowo, a sekundę później będziesz zwolniony. — patrzył nienawistnie na mężczyznę, który zarumienił się delikatnie i odwrócił wzrok. Wszyscy pamiętali incydent sprzed dwóch lat, kiedy wygadał się prasie na temat ich śledztwa, przez co element zaskoczenia spalił na panewce. — Z miejsca zabroni macie dowiedzieć się jak najwięcej, wszystko co wydaje się wam być podejrzane jest istotne. Nie ryzykujcie, w razie zagrożenia macie się ewakuować, nie wiadomo czy sprawca jest jeden czy jest ich wielu. — przypominał im jak za każdym razem, a oni te słowa znali już na pamięć. — Ruszajcie, nie ma czasu do stracenia. — podał Potterowi czerwoną wstęgę, która była ich świstoklikiem. — Potter, nie chce żadnego z was widzieć w szpitalu, ani martwego. Zrozumiałeś?
— Tak, szefie. — patrzył chwilę na te obezwładniające oczy, po czym gdy wszyscy chwycili materiał, zniknęli z gabinetu Malfoya.
Blondyn usiadł na swoim fotelu i westchnął cicho, wpatrując się w zgłoszenie, które miał przed sobą. Nie minęły nawet dwa tygodnie, a on musiał ponownie wysłać swój najlepszy oddział w teren. To, co przeczytał nie dawało mu jednak innego wyboru, a spowodowało, że niepokój znów zagościł w jego sercu. Miał nadzieję, że bezpodstawnie, a jego obawy wcale nie mają pokrycia w rzeczywistości.
Przeczucie mówiło mu jednak, że nie powinien żyć złudnym nadziejami, a przed nimi ponownie pojawią się trudne czasy. Przygryzł wargę, zastanawiając się przez moment, po czym wstał ze swojego miejsca i wyszedł z gabinetu. Z archiwum potrzebował wszystkich raportów, które dotyczyły spraw śmierciożerców. Nie był pewien z jakiego powodu ta sprawa powiązała się w jego głowie właśnie z nimi, ale jego działania były niemal nieświadome. Czuł, że potrzebuje mieć te cholerne papiery przed sobą w tym momencie.
***
Dotarli na miejsce piętnaście minut po tym, jak przenieśli się z biura Malfoya, a Harry w międzyczasie czytał kopię zgłoszenia, którą podał mu jeden z towarzyszy. Zimny dreszcz przeszedł przez jego plecy, ale póki nie zobaczy tego na własne oczy, nie będzie w stanie uwierzyć. Weszli do niewielkiego domku, który już był chroniony przed przypadkowymi świadkami zaklęciami z Ministerstwa Magii, a z progu uderzył ich zapach krwi. To nie mogło zwiastować niczego dobrego, ale przeszukiwali po kolei wszystkie pomieszczenia po drodze, a piątka z nich ruszyła na górne piętro, aby i tam zacząć swoje poszukiwania.
Harry skierował się prosto do salonu, tam, gdzie według raportu leżało ciało, jednak to co zobaczył, zmusiło go do oparcia się o framugę i starania się, aby nie zwymiotować. Ciało było rozerwane, krew pokrywała większość salonu, jednak najgorsze były otwarte w szoku, przerażone oczy, patrzące na wprost. Założył pospiesznie maskę, która nie przepuszczała żadnych zapachów z zewnątrz, po czym podszedł bliżej denata. Starał się jednak nie deptać po szczątkach, jakie leżały na podłodze i krwi, która pokrywała dywan.
Widok mimowolnie zmusił go do wspominania o czasach, w których Voldemort podsyłał mu obrazy różnych tortur na swoich ofiarach, które do teraz były jego najgorszymi koszmarami. Nie sądził, że jeszcze w życiu zobaczy coś równie brutalnego.
Harry zamknął oczy i skupił się na odczytaniu resztek magii, która zawsze pozostawała na miejscu zbrodni. Przez moment nic się nie działo, jakby to, co tu zastali wcale nie było dziełem czarodzieja, jednak kiedy w końcu poczuł pierwsze nitki energii, jego serce przyspieszyło kilkukrotnie, a on zatoczył się do tylu.
Chwycony za plecami przez Rona wpatrywał się z przerażeniem w twarz mężczyzny. Nie było co do tego żadnych wątpliwości, teraz widział wyraźnie, jak czarna magia cienkimi strumykami wydziela się z ciała, formując się nad nim w mroczny znak, jakby wcześniej czekała, aż ktoś ją sprawdzi i zapragnie zobaczyć.
Ron wrzasnął mu do ucha przerażony, a jeden z jego towarzyszy osunął się po ścianie, jakby nie umiał uwierzyć w to, co widzi. Nie było jednak wątpliwości co do tego, że zbrodnia była popełniona przez śmierciożercę, o którym widocznie nie wiedzieli, a który ukrywał się przed nimi wiele lat, aby na samym końcu uderzyć i pokazać im o swojej obecności.
Ich upragniony spokój znów został zachwiany, a teraz, kiedy odzyskali nadzieje, ta roztrzaskała się w nich jak delikatna porcelana upuszczona z wysokości na twarde podłoże, szybko i boleśnie. Nie było jednak czasu na załamywanie się, w końcu byli elitarnym oddziałem i musieli profesjonalnie podejść do zadania, mimo, iż ich dłonie delikatnie się trzęsły a wzrok wciąż wyrażał strach i obawy. Harry wiedział, że to będzie bardzo długi i ciężki dzień, a nocą żaden z nich nie będzie w stanie zasnąć spokojnie.
***
Wrócili dopiero wieczorem, kiedy zebrali wszystkie możliwe informacje z domu i okolicy, a ciało zostało usunięte i przeniesione do kostnicy, w której odpowiednie osoby będą badać je dokładnie skrawek po skrawku. Dom został zabezpieczony w razie gdyby musieli do niego wrócić po więcej dowodów, chociaż był pewien, że dzisiejszego dnia zebrali wszystko, co zauważyli, a nie było tego wiele.
Dłonie Harry'ego w dalszym ciągu delikatnie drżały, a jego spojrzenie stało się nieco mętne. Szedł prosto do swojego gabinetu, wiedząc, że musi jeszcze napisać raport, póki pamięta wszystkie szczegóły. Nie był co prawda zadowolony, że musi zajmować się jeszcze papierkową robotą, która niestety należała do jego obowiązków. Swój oddział wysłał na zasłużony odpoczynek, gdyż z samego rana musieli ponownie wstawić się w pracy na obradzie. Zanim dotarł do dębowych drzwi, głos za jego plecami zatrzymał go.
— Potter. — zimny ton blondyna wywołał ciarki na jego plecach, a Harry powoli obrócił się w jego kierunku, unosząc wzrok na srebrne oczy. Malfoy przyglądał mu się przez krótką chwilę, po czym jego źrenice rozszerzyły się, jakby w zielonym spojrzeniu wyczytał wszystko bez żadnego słowa. Ślizgon drgnął niezauważalnie. — Chodź. — powiedział jedynie, po czym ruszył w stronę swojego gabinetu.
Harry poruszał się mechanicznie, idąc za swoim przełożonym wciąż pogrążony w myślach. Nie wiedział nawet kiedy znalazł się w ciemnym pomieszczeniu, ani kiedy usiadł na jednym z krzeseł. Malfoy usiadł naprzeciw na swoim fotelu i bez słowa otworzył szufladę, wyciągając z niej fiolkę z eliksirem. Wręczył ją brunetowi, a ten bez zastanowienia odkorkował ją i wypił zawartość.
Jego napięte ciało zaczęło się rozluźniać, umysł zwolnił swoje obroty, a spojrzenie ponownie stało się ostre i pełne uwagi. Eliksir uspokajający zawsze działał na niego dobrze po takich akcjach, a on odetchnął cicho i zamknął oczy. W dłoni wciąż trzymał pustą już fiolkę, zaciskając na niej palce. Bez użycia różdżki oczyścił ją, aby resztki eliksiru nie zniekształciły tego, co chciał w niej umieścić. Wtedy wyciągnął różdżkę z kieszeni i przyłożył ją do skroni, a odsuwając, wyciągnął srebrny strumień wspomnień.
Malfoy nie odzywał się cały czas, jedynie uważnie wpatrując w mężczyznę przed nim. Widział ile cierpienia i strachu nabawił się Potter dzisiejszego dnia i sam odczuwał niemal dokładnie to samo, ale nie okazywał tego po sobie. Fiolka została wypełniona wspomnieniami i szczelnie zamknięta.
Harry otworzył w końcu oczy, a ich spojrzenie ponownie się spotkało. Żaden z nich nie powiedział ani słowa, jednak mimo tego wyglądało, jakby nie były im one potrzebne do zrozumienia się. Gryfon wyciągnął rękę i położył fiolkę ze swoimi wspomnieniami przed blondynem, po czym wstał ze swojego miejsca. Bez słowa opuścił jego gabinet, a Draco nie protestował, zdając sobie doskonale sprawę, że proszenie Pottera w tej chwili o jakikolwiek raport byłoby głupotą z jego strony, a Malfoyowie nie wykazywali się takimi plebejskimi cechami.
Spojrzał na wspomnienia przed nim i chwycił w dłoń fiolkę. Musiał je obejrzeć jeszcze dzisiaj, chociaż najlepiej schowałby je w szufladzie i nigdy więcej nie dotykał. Oglądanie czyichś wspomnień nie należało do najprzyjemniejszych, gdyż wraz z obrazem i dźwiękiem, czuło się również wszystkie towarzyszące danej osobie uczucia. Nie wiedział czego może spodziewać się po Złotym Chłopcu, jednak przez wzgląd na prace starał się o tym teraz nie myśleć. Rano czekała ich długa i wyczerpująca narada, a kartony z archiwum wciąż zaburzały jego idealny porządek w gabinecie. Był przekonany, że tej nocy się nie wyśpi.
***
Kilka dni od rozpoczęcia kolejnej sprawy morderstwa oni stali w miejscu, nie mając żadnej poszlaki, kto mógłby to zrobić i z jakich pobudek. Ofiarą był jeden z mniej ważnych inwestorów, którego w tym momencie prześwietlali pod kątem osób, z którymi współpracował i jego działań finansowych. Z uzyskanych informacji nie mieli jednak nic, co mogłoby łączyć jego działania z morderstwem, co stawiało ich w martwym punkcie.
Malfoy całymi dniami czytał papiery z archiwum, jednak i tam nie było żadnego powiązania między ofiarą, a dawnymi zbrodniami. Wszyscy, którzy kiedyś z nią współpracowali, a byli śmierciożercami, już dawno nie żyją. On jako jedyny znał ofiarę, gdyż razem z nią prowadził interesy, jednak nikomu nie przyszło nawet na myśl, aby go podejrzewać. Na ich szczęście, gdyż pokazałby im, że nawet samo myślenie naraża ich na jego gniew.
Samo to nie zmieniało jednak faktu, że wszyscy, włącznie z nim, byli w czarnej dupie, jak to niedawno stwierdził Weasley. Niestety, Draco musiał się z nim zgodzić. Wciąż jednak trzymało się go złe przeczucie, przez które kierowany nie poddawał się w przeglądaniu coraz to starszych akt. Musiał w końcu dokopać się do czegoś, co pomoże im rozwiązać sprawę. W jego gabinecie rozległo się pukanie, więc bez namysłu zaprosił gościa do środka. Dopiero na zapach perfum podniósł wzrok, aby uwidzieć przed sobą zmartwioną twarz matki.
— Draco, kochanie. — powiedziała na przywitanie, a jej uśmiech nie sięgał oczu.
— Matko. — kiwnął jej głowa. Nie miał pojęcia po co ona w ogóle tutaj przychodziła, chyba tylko po to, aby go rozpraszać.
— Pomyślałam, że możemy udać się razem na kolację. Od dawna nie spędzamy czasu razem, a ty siedzisz w tej pracy zdecydowanie za długo. To niegodne Malfoya. — powiedziała krzywiąc się nieznacznie, a w oczach syna błysnęła złość.
— Przestań znów zachowywać się jak ojciec i mówić mi, co jest godne Malfoya, a co nie. – warknął zirytowany. — Dobrze zdajesz sobie sprawę, że odsunąłem się od tych chorych tradycji po tym, co przeżyliśmy.
— Kochanie, ja się po prostu o ciebie martwię. — powiedziała skruszona. — Nie chce, abyś się przemęczał. Wychodzisz po świcie i wracasz późno. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć, czy śpisz. — w jej głosie słychać było troskę.
— To nie powinno cię martwić, matko. Jestem dorosły i zdaje sobie sprawę z konsekwencji własnych decyzji. Przystałem na tą posadę wiedząc, z czym się ona wiąże. Uwierz mi, że robię to, co podpowiada mi moje własne sumienie i co chcę robić. Nie po to tyle lat walczyłem, żeby po wojnie poddać się i pozwolić się zabić. Myślisz, że reszta tych wariatów zapomniałaby o mnie? Że daliby mi szanse na spokojne życie? Gdybym nie dopilnował, aby każdy z nich trafił tam, gdzie jego miejsce, możliwe że już byłbym martwy, ty również. — mówił spokojnie, a jego spojrzenie było chłodne i puste.
Narcyza westchnęła cicho i sięgnęła przez biurko po jego dłoń. Rozumiała wszystko, co myślał i czuł jej syn, co jednak wciąż napawało ją smutkiem i strachem. Chciała, aby jej rodzina była razem, spokojna i szczęśliwa. Z dala od wszystkich problemów, jakie ich tu spotykają. Marzyła o tym od lat. Ciszę między nimi przerwało ciche kaszlnięcie. Draco podniósł wzrok i dopiero zauważył stojącego w drzwiach Gryfona.
— Przyjdę później. — mruknął jedynie i przywitał się cicho z matką Dracona, po czym wyszedł z gabinetu zamyślony. Ślizgon nie miał pojęcia ile auror stał w jego gabinecie i co usłyszał. Miał nadzieje, że niewiele. Nie dzielił się z nikim swoimi obawami i emocjami, z nikim prócz matki. Miał nadzieję, że tak pozostanie. Nie czuł się zobowiązany, aby komukolwiek tłumaczyć swoje zachowanie. Szczególnie cholernemu Potterowi.
Długo siedzieli w ciszy, którą przerwała ich cicha rozmowa, a później pożegnał się z Narcyzą, pozwalając jej użyć swojego kominka aby dostała się do ich posiadłości. Nie chciał jej narażać na szwendanie się wieczorami, kiedy zagrożenie widocznie znów zagościło w ich życiu.
Dopiero gdy został sam, skierował się do biura dowódcy brygady. Cokolwiek chciał od niego bliznowaty, musiało być załatwione dzisiaj. Wszedł, nawet nie pukając, gdyż drzwi były uchylone. Przez chwile mierzyli się wzajemnie spojrzeniami, jednak blondyn w końcu ruszył się z miejsca, aby usiąść na niewygodnym fotelu dla gości. Podniósł wzrok, kiedy przed nim pojawiła się szklanka zapełniona złocistym trunkiem.
— Potter, nie jesteśmy na spotkaniu towarzyskim, abyś proponował mi alkohol. — brunet jedynie wzruszył ramionami, samemu upijając spory łyk ze swojej szklanki.
— Nie jesteśmy, ale jesteś tak spięty, że przyda ci się trochę rozluźnienia. — stwierdził bez cienia wątpliwości, czujnie obserwując swojego szefa.
— Od tego są eliksiry. Jesteśmy w pracy. — warknął na niego, a jego oczy błyszczały złością.
— Co też jest swego rodzaju eliksirem.
Przestań zrzędzić Malfoy. Gdybym nie widział, że tego potrzebujesz, to bym ci nie dawał. — mruknął jedynie, po czym wyjął z koperty pergamin i podał go w dłoń blondyna. — Wyniki badań. Przyszły niedawno. — mówił cicho.
W jego głowie cały czas odbijały się słowa Draco sprzed parunastu minut, które wypowiadał do swojej matki. Nigdy nie przypuszczał, że takie były powody pracy Ślizgona jako szefa aurorów, co w pełni teraz rozumiał. Sam, dopóki osobiście nie wyłapie ich wszystkich, nie będzie mógł żyć w spokoju, bez obaw o własne życie. Mieli więcej wspólnego, niż sami myśleli.
Draco odebrał od niego pergamin i w skupieniu przeglądał wszystko co było na nim napisane. Jego twarz robiła się z każdą przeczytaną literą coraz bledsza, a on bezwiednie sięgnął po zaproponowaną mu szklankę i wypił jej większość. Gdyby nie okoliczności, Harry mógłby się nawet zaśmiać.
— Merlinie. — jęknął blondyn. Na pergaminie wypisane zostały wszystkie klątwy, jakimi potraktowany był denat, a było ich zdecydowanie za dużo. Same, czarnomagiczne gówna. Najgorsze z możliwych, dawno zapomniane, potężne i mroczne.
— Wydaje mi się, — zaczął ostrożnie Harry. — że ktokolwiek to zrobił, dał nam pewną wskazówkę. Przeglądałem księgi, w których mowa o tych klątwach, większość z nich została zapoczątkowana dawno temu w starych, potężnych rodach, takich jak mój czy twój. Wygląda na to, że ktokolwiek jest pozostałym śmierciożercą, jest on znany i co najważniejsze, bardzo potężny. Co nie zmienia jednak faktu, że ktokolwiek to jest, od zawsze działał w ukryciu. Wszyscy, o których wiedzieliśmy już dawno są złapani. Nie ma żadnej wątpliwości, że dorwaliśmy wszystkich. — jego głos był spokojny a oczy wpatrywały się w bladą twarz. Ponownie uniósł szkło do ust, pozwalając, aby cierpki płyn zaczął palić jego gardło. Malfoy zacisnął dłoń na delikatnym pergaminie.
— Cholerne szumowiny. — warknął pod nosem, jakby nieświadomy obecności innej osoby wraz z nim w pomieszczeniu. Harry zadawał sobie pytanie, czy Ślizgon w ogóle go słuchał. Nie chciał jednak o to pytać. Odłożył pergamin na biurko aurora z głośnym trzaskiem dłoni odzianej w sygnety, po czym chwycił szklankę i opróżnił ją do końca.
— Malfoy? — mruknął cicho brunet, nie chcąc przypadkiem oberwać klątwą, złość blondyna czuć było nawet z odległości, która między nimi była.
— Znam tylko jedną osobę, która mogłaby bez problemu używać tych zaklęć i tak bezczelnie je ze sobą łączyć. Na całe szczęście jest martwa, co nie zmienia faktu, że wciąż nie wiemy kim jest sprawca. — jego głos bardziej przypominał warkot, a jego oczy płonęły złością.
— A mówisz o...?
— O moim cholernym ojcu, Potter. Myślisz, że był prawą ręką Czarnego Pana przez fortunę czy nazwisko? On znał najgorsze klątwy, jakie były możliwe. Cała jego biblioteka nie była niczym innym, jak zbiorem wiedzy na temat najczarniejszej magii. Sam byłem przy opróżnianiu jej z całego tego chłamu. Problem polegał na pozbyciu się i ksiąg, i magii która z nich zionęła oraz osiadła się w murach podziemnej biblioteki. Byłem zmuszony spalić ją zaraz po opróżnieniu i zamknąć na wieki najmocniejszymi zaklęciami.
— Cholera... — powiedział niezręcznie Gryfon, drapiąc się po karku. — To jeszcze bardziej utrudni nam znalezienie sprawcy. Niewielu jest takich czarodziejów, którzy potęgą dorównywali twojemu ojcu. Większość z nich jest po jasnej stronie, reszta neutralna. Szczerze wątpię, że znajdziemy wśród nich tego, kogo szukamy. — Harry bezwiednie zagryzł dolną wargę, a Malfoy drgnął na ten gest.
— Myślisz, że dlaczego tak się zirytowałem? — warknął Draco, po czym wstał z krzesła. — Muszę przejrzeć jeszcze raz te pieprzone archiwa. Nie uwierzę, że nie znajdę tam żadnego powiązania. — sięgnął po pergamin, który niedawno wręczył mu Harry i ruszył do wyjścia.
— Czekaj. – brunet również wstał i ruszył w jego stronę. — Pomogę ci. Samemu będziesz to robił wieki.
Ślizgon uśmiechnął się jedynie nieznacznie, w swój zwyczajowy, ironiczny sposób i razem ruszyli do ciemnego gabinetu. Między nimi panowała cisza, a godziny przeglądania akt nie przynosiły żadnego efektu. Zmęczeni, około drugiej w nocy musieli zaprzestać poszukiwań i udać się do swoich domów. Wszystko wskazywało na to, że nie uda im się znaleźć winowajcy.

CZYTASZ
Tak, szefie. || Drarry +18
ActionDziewięć lat po wojnie, czarodziejska społeczność mogła odetchnąć i w końcu żyć bez strachu o pragnących zemsty, wciąż żyjących na wolności śmierciożerców. Ale czy taki spokój może trwać długo? Jak poradzić sobie z nowym zagrożeniem, które ciężko je...