Rozdział 5

1.3K 83 8
                                    

Dodaję jeszcze jeden, bo szczerze mówiąc nie podoba mi się, że poprzedni jest tak krótki. Oczywiście zapraszam was do komentowania.

***

Od jego pogodzenia się z Davidem minął już  tydzień, a ich związek, mimo pracy aurora nie wyglądał, jakby miał się rozpaść. Wręcz przeciwnie, blondyn dawał mu tyle wsparcia i miłości, ile tylko potrafił, a Harry był mu naprawdę wdzięczny. To trzymało go na duchu i nie pozwalało mu upaść, nie ważne co się działo.
 
A działo się bardzo dużo, bo od czasu drugiego tajemniczego morderstwa, po którym nad trupem wisiał mroczny znak prasa nie dawała im spokoju. Tłumy protestujących wychodziły na ulice, obwiniając Ministerstwo, aurorów i przede wszystkim Malfoya o bezsilność w sytuacji niebezpieczeństwa. Harry miał już tego dość, miał wrażenie, że ludzie są specjalnie podburzani przeciw nim, aby szerzyć coraz to większą panikę i nienawiść wobec władzy. Szlag go trafiał, gdy za każdym razem słyszał coraz to gorsze komentarze z ust ludzi mijanych na Pokątnej i miał ochotę wyciągnąć różdżkę i zamknąć usta każdemu, kto odważy się odezwać w jego obecności. Ron skutecznie go przed tym powstrzymywał, jednak jego czerwona twarz zdradzała jego gniew. Musieli być opanowani, inaczej tłum ludzi wparuje do Ministerstwa i będzie próbował obalić władzę. Trzeba się było pilnować.
 
Najbardziej, chociaż nie przychodziło mu to łatwo, martwił się o Ślizgona. Dzień po dniu worki pod jego oczami robiły się coraz ciemniejsze, mimo iż jego postawa nie okazywała jego zmęczenia. Srebrne oczy były jakby przygaszone, a sam Malfoy coraz częściej tracił nad sobą panowanie. Harry przyrzekł sobie, że kiedy będzie widzieć pierwszy oznak gniewu blondyna, zrobi wszystko, żeby ten nawrzeszczał na niego, a nie na resztę brygady czy kogokolwiek innego.
 
Draco wydawał się nie być zadowolony, że Potter przyjmuje wszystkie jego wybuchy tak obojętnie, jednak w głębi duszy był mu wdzięczny, że pilnował go przed zhańbieniem nazwiska Malfoy. Gryfon miał nadzieje, że chociaż tak będzie w stanie mu pomóc. O dziwo, pomimo tych wielu stresujących i nerwowych dni, ta dwójka na przekór losu poznawała się coraz lepiej. I to nie tak, że jakoś szczególnie się o to prosili, przychodziło im to naturalnie w najmniej oczekiwanym przez nich obu momencie.
 
Nie mogli nazwać się ani przyjaciółmi, ani chociażby znajomymi, ale nie była to też zwykła relacja szef-pracownik. Coraz częściej rozumieli się bez słów, w chwilach, kiedy pracowali razem, ich wspólne pomysły dopełniały hipotezę tego drugiego, przez co małymi kroczkami ich praca szła do przodu. Oboje przychodzili wcześniej, pijąc kawę nad toną papierów, a wieczorami opuszczali budynek ostatni, kiedy wszystko, co zaczęli, było zakończone. Harry coraz częściej uśmiechał się w towarzystwie Malfoya, widząc też ulgę i głęboko skrywaną radość w srebrnych oczach. Wciąż wymieniali między sobą kąśliwe uwagi, aby dokuczyć drugiemu, chociaż wyglądało to bardziej jak przyjazna zaczepka, niż chęć zranienia drugiego.
 
David cieszył się razem z Harrym, że po tylu latach udało mu się zakopać topór wojenny z dawnym wrogiem i znaleźć nić porozumienia. Domyślał się, że hogwartczykowi z pewnością ułatwia to prace z tak niecodzienną osobą, jaką był dla niego Malfoy. Sam drugi raz w życiu już go nie spotkał i wolał już nigdy tego nie robić, gdyż miał wrażenie, że młodszy blondyn ma do niego jakąś nieznaną mu awersję. Widział też ulgę w zielonych oczach partnera, kiedy wieczorami wracał z pracy, jednak z coraz to większą nadzieją na to, że w końcu uda mu się doprowadzić śledztwo do końca, a morderca zostanie złapany.
 
Każdy dzień wolny spędzał ze swoim chłopakiem, chociaż nie miał ich zbyt dużo. Starał się też nie zaniedbywać swojej wieloletniej przyjaźni, dlatego często spotykali się we czwórkę. Hermiona była z tego powodu bardzo zadowolona, gdyż polubiła amerykanina w pierwszych dniach, gdy go poznała. Ron wciąż był wobec niego zdystansowany, jednak robił co mógł, aby zadowolić swojego przyjaciela i nie dokładać mu zmartwień.
 
 Harry najczęściej bawił się wtedy ze swoim chrześniakiem, którego pokochał od pierwszych dni jego życia. Dziecko miało już prawie dwa lata i coraz bardziej było podobne do rodziców. Wyglądał jak miniaturka Rona, dziedzicząc po nim wygląd, ale ciekawość świata i chłonny umysł widocznie odziedziczył po Hermionie. Mimo tak młodego wieku, szybko się uczył i rozwiązywał zagadki dla dzieci z coraz to większą łatwością. Harry zawsze śmiał się, że wyrośnie im drugi Pan Wiem Wszystko, ale Hermiona nie wydawała się być tym urażona.
 
Mały Syriusz w przyszłości będzie świetnym czarodziejem, a Harry był dumny, że został nazwany po swoim ojcu chrzestnym. Chciał opiekować się nim tak samo, jak niegdyś robił to starszy z nich. Wciąż brakowało mu Blacka i każdy dzień w jego domu mu o tym przypominał, ale równie bardzo chciał, aby Łapa był z niego dumny. Kiedy umrze, będzie mógł stanąć przed nim bez żalu i wstydu, że zrobił coś źle. O niczym bardziej nie marzył.
 
***
 
Kolejny poranek w biurze już na wejściu przywitał go ponurą atmosferą i już wiedział, że znienawidzi ten dzień. Kolejne morderstwo. Tym razem nie był to żaden z mniej lub bardziej ważnych inwestorów, a po prostu przypadkowy mugol. Gdyby nie obecność magii, można by było powiedzieć, że człowieka rozszarpało dzikie zwierzę. To, co zastali nie było już nawet człowiekiem, to były szczątki… czegoś. Jeden z jego towarzyszy stracił przytomność, reszta albo wymiotowała, albo usilnie się przed tym powstrzymywała. W lesie wszędzie leżały kawałki ciała, krew dało się wyczuć z odległości mili.
 
Musieli dobrze zabezpieczyć to miejsce, aby nikt przypadkowy nie wpadł na nich, ani też żadne zwierzę, kierowane zapachem pożywienia, nie próbowało się dobrać do tego, co zostało z człowieka. Harry po obuwiu, które leżało gdzieś pod warstwą liści domyślił się, że był to przypadkowy biegacz. Po dogłębnej analizie resztek magii, potrafił wyczuć ogromny gniew oraz potęgę czarodzieja, który dopuścił się takiej zbrodni. Nie był jednak w stanie określić do kogo ona należała, mimo iż momentami wydawała się mu być znajoma. Czarodziej widocznie usilnie próbował ukryć to, kim jest, z tego powodu Gryfon był jeszcze bardziej pewien, że będzie znać tą osobę. Na ten moment nie potrafił powiedzieć kto to jest i co tą osobą kieruje. Coraz gorsze przeczucie osadzało się na dnie jego żołądka a on nie był pewien, czy jest ono słuszne.
 
***
 
Wieczorem, po kolejnym wyczerpującym dniu pracy, udał się do gabinetu Malfoya z gotowym już raportem. Obiecał sobie, że nigdy już nie powtórzy sytuacji z pierwszego morderstwa, kiedy to jedynie zostawił blondynowi swoje wspomnienia, nic nie komentując. Czuł się lekko zażenowany faktem, iż pokazał Ślizgonowi wszystko, włącznie z targającymi nim emocjami. Blondyn nie skomentował tego jednak w żaden sposób, za co był mu wdzięczny. Zapukał, a po cichym „Wejść.” otworzył drzwi i wsunął się do środka. Malfoy jak zwykle siedział zawalony papierami, chociaż mimo ilości materiału, w jego gabinecie wciąż panował porządek. U Harry’ego za to wyglądało, jakby przeszło tornado i nic nie potrafił z tym zrobić, chociaż nie irytowało go to aż tak bardzo. Usiadł na krześle naprzeciw biurka swojego szefa i podał mu zwinięty w rulon pergamin.
 
— Wydaje mi się, że ta osoba zacznie popełniać błędy. — zaczął, zanim Ślizgon zdążył przeczytać cały jego raport. — To co zrobiła, było aktem złości i braku panowania nad sobą, nie planowała tego morderstwa, a sposób, w jaki je uczyniła, dowodzi na to, że plany tej osoby nie idą po jej myśli. — wpatrywał się w srebrne oczy, które po chwili uniosły się na wysokość jego własnych. Poczuł dziwne uczucie w brzuchu, którego nie potrafił określić.
 
— Widzę, że jesteśmy na dobrej drodze. — stwierdził po chwili blondyn, a Harry uniósł brwi.
 
— Co masz na myśli? – spytał, nie bardzo wiedząc o co chodzi.
 
— Pomyśl, Potter. — mruknął niezadowolony. — Osoba, która kieruje się uczuciami, a nie zdrowym rozsądkiem częściej popełnia błędy. W takim razie, jeżeli dobrze nią pokierujemy, wywołamy kolejny napad złości, przez co ona ponownie popełni błąd. To zaś zbliży nas do rozwiązania tej sprawy, dając nam więcej wskazówek apropo tożsamości tej osoby. Będę musiał pomyśleć, co zrobić, aby taką osobę wyprowadzić z równowagi. Nie mam pojęcia co się stało, że zadziałała emocjonalnie, ale mam nadzieje, że niedługo się tego dowiemy. Będziemy wiedzieć w co uderzyć. Musimy być jednak czujni, równie dobrze może okazać się, że ta osoba ponownie wywiodła nas w pole.
 
Harry pokiwał głowa, przez moment rozmyślając nad słowami swojego przełożonego, a coś nie dawało mu wciąż spokoju.
 
— W tym lesie, kiedy badałem magię, miałem wrażenie, że ją poznaje. Nie potrafię określić skąd ją znam i w jakich okolicznościach mogłem ją poznać, jednakże byłem pewien, że znam tę osobę. Nie była mi w żaden sposób bliska, ale gdy to poczułem, jakieś dziwne wrażenie ogarnęło mój umysł, jakby prawda uciekała mi przez palce. Mogę jedynie potwierdzić, że jest to osoba bardzo potężna. Jeśli mam być szczery, potęgą dorównuje Voldemortowi. — Draco wzdrygnął się na to nazwisko. — Możemy mieć z nią spory problem, jeśli zyska sobie zwolenników. Nie chce, aby ludzie mówiąc, że powstaje nowy Czarny Pan mieli co do tego racje.
 
Malfoy skrzywił się nieco, jednak to, co mówił Potter, miało w sobie ziarenko prawdy. Wierzył w jego magiczne zdolności, jak nikt potrafił wyczuć rodzaje magii, moc właściciela i intencje, dlatego postanowił, że uczyni go dowódcą oddziału brygady najlepiej wyszkolonych aurorów. Ku jego zdumieniu, nawet Weasley ze swoimi zdolnościami łamania klątw nadawał się na członka tej brygady, rzadko kiedy zdarzało się, że on albo Potter go zawiedli.
 
Mimo, że cała trójka była w młodym wieku, nikt nie mógł podważyć ich zdolności ani tego, na jakich stanowiskach się znajdują. Oczywiście nie biorąc pod uwagi ostatnich dni, kiedy tłumy protestujących próbowały obalić całe Ministerstwo, w przenośni rzecz jasna. Westchnął głośno i oparł się wygodnie o swój fotel, odpinając dwa ostatnie guziki swojej koszuli, aby pozwolić sobie na głębsze oddechy. Potter nieświadomie wpatrywał się przez moment w jego bladą szyję, wzrokiem za moment wracając na srebrne oczy.
 
— Dzisiaj już nic nie zdziałamy. Jakkolwiek chciałbym to przyspieszyć, zmęczenie w niczym nam nie pomoże. — odezwał się po chwili Draco, przyglądając z zaciekawieniem w Pottera. — Idź do domu i wypocznij. Twój chłopak z pewnością się niecierpliwi o tak późnej porze. — spojrzał na zegar, chociaż zrobił to tylko po to, aby uciec wzrokiem od twarzy Gryfona. Kolejny raz kłujące uczucie w klatce piersiowej pojawiło się znienacka.
 
— Jasne. — prychnął lekko rozbawiony, po czym podniósł się z krzesła. — Ty też wracaj do domu. Wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć. Radzę ci wziąć eliksir pieprzowy. — powiedział na odchodne, po czym bez pytania skierował się do prywatnego kominka Malfoya, jak to miał w zwyczaju i przeniósł się prosto do swojego domu.
 
Draco chwile wpatrywał się w gasnące zielone płomienie, po czym zmarszczył brwi na ostatnie słowa Pottera. Dopiero teraz poczuł, że jego policzki są gorące, co oznacza, że się rumieni. Kurwa mać. Co on sobie myślał wspominając durnego chłopaka Gryfona? Jeszcze ten idiota wpadnie na pomysł, że jest o niego zazdrosny. Też coś! Nigdy w życiu, choćby Potter miał być ostatnią osobą na ziemi, Malfoy nigdy nie będzie o niego zazdrosny. Zacisnął szczękę i wstał ze swojego fotela, czując kolejną falę irytacji, która ogarnęła jego ciało. Zabezpieczył drzwi zaklęciem od środka i wpadł gniewnie w zielone płomienie, wracając tym samym prosto do swojej posiadłości. Jeszcze tego by brakowało, żeby ten bliznowaty pajac półkrwi zaczął mu się podobać. To nigdy nie mogło się zdarzyć.
 
***
 
Kolejne dni mijały, a Harry wciąż nie pozbył się uczucia znajomości magii, którą poczuł na miejscu ostatniej zbrodni. Chodziło to za nim jak cień i nie dawało mu spokoju nawet w nocy, jakby miał przed sobą piórko unoszone na wietrze, nie dające się złapać za każdym razem, kiedy wyciągało się po nie dłoń. Uczucie bezsilności drażniło go z dnia na dzień coraz bardziej, przygniatając coraz większym ciężarem jego barki. Miał wrażenie, jakby był czegoś świadomy i nie chciał się tym z nikim podzielić, kiedy właśnie tego od niego oczekiwali.
 
Malfoy nie komentował więcej jego przeczucia, chociaż Harry doskonale widział, że presja gniotła i jego, a on bardzo usilnie stara się nad tym wszystkim panować. Gryfon chciałby pomóc, jednak nie potrafił, nie ważne jak bardzo się starał i jak długo myślał nad znajomą magią, próbując ją ulokować w jakiegokolwiek znanego mu czarodzieja. Dwoił się i troił, wypisując wszystkich potencjalnych czarodziejów, którzy poziomem mocy byli podobni do tego, który poczuł, jednak żaden nie pasował mu do opisu. Coś było zdecydowanie nie tak i nie umiał określić co. Jakby jakieś zło czaiło się w mroku i ostrzyło na nich pazury, ale znikało za każdym razem, kiedy odwrócili się w jego kierunku. Czuł się jak dziecko we mgle, które nie ma pojęcia w którym kierunku się odwrócić, aby dotrzeć do celu.  
 
Całymi dniami chodził zamyślony, na całe szczęście David nie robił mu o to pretensji, pytając za każdym razem co się dzieje i czy mógłby w czymś pomóc. Harry starał się rozmawiać z nim jak najwięcej, aby nie zawieść chłopaka, ale zdarzały się też i takie dni, w których nie potrafił nic powiedzieć, za co setki razy przepraszał blondyna. Ten uśmiechał się do niego i tłumaczył mu, że go rozumie i nie chce się z tego powodu kłócić, ani tym bardziej rozstawać. Harry był mu bardziej niż wdzięczny.
 
***
 
Największym zaskoczeniem dla wszystkich był dzień, w którym postawny mężczyzna, o ciemnych, długich włosach przyszedł do biura Malfoya i przyznał się do popełnienia wszystkich zbrodni. Czym prędzej został skierowany przed sąd, odpowiadając ze szczegółową dokładnością wszystkie przypadki, tłumacząc się, że chciał wzbudzić niepokój wśród ludzi, aby ci nie zapominali o prawdziwym zagrożeniu, jakie kiedyś może na nich ponownie spaść.
 
Sędzia Fowl wyglądał na bardziej niż zadowolonego takim obrotem sytuacji, jednak nikt z aurorów nie podzielał jego entuzjazmu. Wręcz przeciwnie, każdy podchodził do tego z dużą rezerwą, nie dając się oszukać. Sprawdzali mężczyznę pod kątem klątw, jakie mogły być na niego rzucone, jednak nie było ani oznak użycia na nim Imperiusa, ani też nikt widocznie nie zmieniał mu pamięci. Tak, jakby był przekonany że to on, w imię przypomnienia o wojnie, popełnił wszystkie te zbrodnie.
 
Malfoy w dniu przesłuchania szczególną uwagę zwrócił na to, aby to Potter był tym, który odprowadza więźnia. Jeden dotyk bruneta na ramieniu czarodzieja powiedział mu wszystko, a ten, stojąc przy krześle oskarżonego spojrzał na swojego przełożonego i niewidoczne pokręcił głowa. To nie facet, którego szukamy, mówiły jego oczy. Draco zatrząsł się ze złości, wiedząc że ktoś specjalnie próbuje uśpić ich czujność. Podstawiając niczemu winną osobę, uspokaja tłum, aby ponownie uderzyć, ze zdwojoną siłą, powodując jeszcze większą panikę niż wcześniej. A oni nic nie mogli z tym zrobić, mając związane ręce. Teraz ich działania zostaną wstrzymane, Wizengamot dostał swojego więźnia i nie będzie chciał już drążyć sprawy dalej. Musiał czym prędzej porozmawiać z Shackleboltem, on zapewne nie raz znajdował się w podobnej sytuacji. Jako jego mentor udzieli mu cennych rad co do tego, co mają w takiej sytuacji zrobić. To wszystko za bardzo się komplikowało, a oni nie mogli teraz stanąć w miejscu.

Tak, szefie. || Drarry +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz