Sala sądowa była wypełniona po brzegi. Rozmowy były głośne, przez co do uszu Harry’ego napływał nieprzyjemny hałas. Miał nadzieję, że to wszystko w końcu ucichnie, jednak sędzia spóźniał się już nieco ponad kwadrans. Czuł się niesamowicie zirytowany faktem, że rozprawa jeszcze się nie zaczęła, a on już ma ochotę stąd uciec. Nigdy nie przywykł do siedzenia w tym miejscu i zeznawania przeciwko oskarżonym, mimo, iż na to zasłużyli. Nieprzyjemne wspomnienia z piątego roku szkoły wciąż napływały do jego głowy, kiedy to on siedział jako oskarżony, z groźbą wydalenia go ze szkoły magii w Hogwarcie. Dobrze, że chociaż przy każdej rozprawie sędzią nie był Knot. Nie potrafiłby tego znieść, mimo upływu lat.
— Jeny, o co chodzi, że sędzia tak się spóźnia? — jęknął po jego lewej stronie Ron.
— Weasley, bądź uprzejmy i poczekaj w ciszy na rozpoczęcie rozprawy. Nie każdy chce słuchać twojego zrzędzenia. — po jego prawej stronie odezwał się Malfoy.
— Ty…
— Ron! Naprawdę… — westchnął głośno Harry. — Jesteśmy aurorami. Nie możemy zacząć kłócić się na sali rozpraw. Poza tym głowa mi pęka od tego jazgotu. Nie dobijaj leżącego, stary. — spojrzał na przyjaciela przepraszająco.
— Jasne. — mruknął jedynie w odpowiedzi, ale po jego postawie było widać, że jest naburmuszony. Malfoy mruknął coś pod nosem, ale na szczęście ani Harry, ani tym bardziej Ron tego nie usłyszeli.
W sali zapanowała cisza, kiedy sędzia Fowl wkroczył na salę, a jego młotek stuknął kilka razy o lakierowane drewno podstawki. Rozejrzał się po sali, po czym wyprostował swoje plecy, a jego wzmocniony głos rozniósł się, docierając do każdego zakamarka pomieszczenia.
— Zebraliśmy się tu dzisiaj w sprawie przesłuchania i osądzenia oskarżonego Ethana Jamesona o członkostwo w armii śmierciożerców w służbie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, czynny udział w morderstwach i prześladowaniach zarówno czarodziejów jak i mugoli, ataku na Szkołę Magii i Czarodziejstwa Hogwart, a także dopuszczenia się używania zaklęć niewybaczalnych jak również i czarnej magii. — w czasie przemowy mężczyzny oskarżony został wprowadzony na salę, aby usłyszeć zarzuty i przypięty pasami do krzesła, jak również unieruchomiony odpowiednimi zaklęciami. — Czy oskarżony przyznaje się do winy? — spojrzał na niego swoim głębokim, ciemnym spojrzeniem. Jameson warknął jedynie coś w odpowiedzi, co widocznie jednak sędzia dosłyszał. — Czy oskarżony posiada Mroczny Znak na lewym przedramieniu? — nie odezwał się, jednak aurorzy, którzy stali przy nim, podciągnęli rękaw jego szaty tak, że oczom wszystkim ukazał się bardzo widoczny tatuaż. Śmierciożerca ponownie warknął. — Jak można zauważyć, oskarżony był członkiem armii śmierciożerców…
— On też go ma! — odezwał się pierwszy raz Ethan, patrząc w swoją lewą stronę, wprost na srebrne tęczówki. — Malfoy też ma znak! Widziałem go i to nie raz, razem z jego ojcem! Wszyscy, cała rodzina służyła Czarnemu Panu! Wszyscy uczestniczyli w tych krwawych chwilach razem z Czarnym Panem! — mężczyzna darł się niemożliwie, a jego oczy błyszczały szaleństwem. Malfoy jedynie prychnął pod nosem, a jego twarz wyrażała obrzydzenie.
— DOSYĆ! – zagrzmiał głos Fowla. — Pan Malfoy owszem i był śmierciożercą, jednak nie służył on Sami Wiecie Komu, będąc szpiegiem w jego szeregach. Argumenty oskarżonego nie zostaną wysłuchane! Jednakże oskarżony sam przyznał się, że czynnie uczestniczył w morderstwach..
— Zdrada!! — krzyczał śmierciożerca. — Zdrada! Nikt nie może zdradzać Czarnego Pana! Słyszysz, Malfoy?! Dopadnie cię za to sprawiedliwość! Czarne moce cię dopadną!
— Koniec! — Fowl podniósł się ze swojego stołka. — Do celi z nim! Ethanie Jamesonie, zostajesz skazany na dożywocie w Azkabanie za bycie śmierciożercą i służbę w szeregach Lorda Voldemorta! – połowa sali wzdrygnęła się na to nazwisko. – Jako, że sam przyznałeś się do winy, nie uważam, iż ta rozprawa powinna zostać przedłużona o chociażby minutę! Twoje zachowanie jest niedopuszczalne, a oskarżenia i groźby wobec Pana Malfoya będą miały swoje konsekwencje!
Malfoy podniósł się ze swojego miejsca, patrząc przenikliwym wzrokiem na sędziego.
— Jeśli mogę wtrącić, wysoki sądzie, jestem przekonany, co również wynika z uzyskanych przez nas informacji, że Ethan Jameson zasługuje na surowszy wyrok. Pozwolę sobie przytoczyć z raportów moich ludzi, iż to właśnie obecny na sali oskarżony w towarzystwie dwóch innych śmierciożerców dopuścił się zbrodni w jednym z mugolskich sierocińców, mordując z zimną krwią personel oraz dzieci.
Sędzia usiadł na stołku, grzebiąc w papierach przed nim, a aurorzy, którzy stali przy oskarżonym uciszyli jego wrzaski zaklęciem. Póki sam sędzia ich o to nie poprosi, nie dezaktywują zaklęcia, widząc, że mężczyzna wciąż próbuje wrzeszczeć i się wyrywać. Fowl czytał szybko papiery, przeglądał zdjęcia, ponownie coś czytał, a na sali panowała cisza. Wszyscy oczekiwali decyzji sędziego, wszyscy tak samo spragnieni, aby Jameson otrzymał pocałunek dementora. Poprzednie ucieczki z Azkabanu udowodniły czarodziejskiej społeczności, że najlepiej, aby zagrożenie wyeliminować jak najszybciej, aniżeli trzymać je jedynie w zamknięciu. Sędzia podniósł wzrok, skupiając się znów na śmierciożercy.
— Oskarżony Ethanie Jamesonie, niezbite dowody w tej sprawie potwierdzają słowa szefa biura aurorów, z racji czego zmieniam wyrok. Zostajesz skazany na pobyt w Azkabanie, do czasu, aż otrzymasz pocałunek dementora. — mężczyzna zaczął się szarpać, a jego płonący z nienawiści wzrok spoczął na sylwetce blondyna. Wciąż próbował krzyczeć, a z ruchów jego ust dało się wyczytać nieme “Zabiję cię!”. Malfoy stał niewzruszony, przyglądając się scenie przed nim. — Zabierzcie oskarżonego do jego celi. Rozprawę ogłaszam za zamkniętą! — Po czym wstał i skierował się do wyjścia z sali.
— Tym razem gładko poszło. — mruknął Ron, kiedy opuszczali pomieszczenie. — Ten przynajmniej nie udawał, że nie był śmierciojadem. — w jego głosie dało się wyczuć nienawiść.
— Tak. Mamy to z głowy, całe szczęście. — Harry potarł palcami skronie. Potrzebował czegoś na ból głowy.
— Słuchaj, a może wybierzemy się na drinka? W końcu mamy co świętować. Powiem reszcie, żeby dołączyli.
— Tak, myśle, że to dobry pomysł. Spotkamy się w moim biurze, za godzinę.
— Jasne, stary.
Takim sposobem Harry został sam, dlatego udał się szybko do swojego gabinetu, w którym czekały na niego odpowiednie fiolki z eliksirami. Blizna może i już dawno przestała mu doskwierać, jednak chroniczne bóle głowy zdarzały mu się zbyt często. Nie miał jednak ochoty udać się z tym do żadnego z uzdrowicieli, wystarczyło, że w czasach Hogwartu często przebywał w skrzydle szpitalnym. Po zażyciu eliksiru usiadł na swoim fotelu, czekając aż ten zacznie działać i z ulgą przyjął odchodzący ból. Kiedy minął on całkowicie, rozsiadł się wygodnie na swoim krześle, wpatrując w sufit. Jego twarz zdobił delikatny uśmiech, a on sam był zadowolony z przebiegu procesu i z jego końcowego efektu. Wyglądało na to, że w jego życiu ponownie mógł zagościć spokój, a zmartwienia zostaną odstawione na dalszy plan. Nie wiedział jednak na jak długo.
***
Wieczorem spotkali się wszyscy w jednym z barów na Pokątnej, aby uczcić ten dzień i zakończenie wieloletniej sprawy. Było ich kilka ponad dwudziestu, a rozmowy były głośne i pełne śmiechów, nie licząc ilości alkoholu, który zamówili. Nawet sam Minister Magii przyszedł im pogratulować i napić się z nimi jednego, chociaż niczego innego Harry nie spodziewał się po Kingsleyu. Dziwiło go jednak, że Malfoy dołączył do nich, chociaż on miał w sobie trochę więcej kultury, żeby nie opijać się do nieprzytomności, a jedynie w swój dziwny arystokratyczny sposób sączyć jakąś whisky.

CZYTASZ
Tak, szefie. || Drarry +18
ActionDziewięć lat po wojnie, czarodziejska społeczność mogła odetchnąć i w końcu żyć bez strachu o pragnących zemsty, wciąż żyjących na wolności śmierciożerców. Ale czy taki spokój może trwać długo? Jak poradzić sobie z nowym zagrożeniem, które ciężko je...