Rozdział 13

1.1K 78 59
                                    

Pogrzeb całej rodziny Dursleyów odbył się pod koniec tygodnia, w najbardziej chłodny i deszczowy dzień. Była na nim obecna cała rodzina wuja Vernona, bliższa i dalsza, nawet wielu sąsiadów przyszło na ceremonię. Harry stał daleko z tyłu, jednym uchem słuchając księdza, który prawił o ponownym połączeniu się z Bogiem swoich dzieci. Nigdy nie wierzył w mugolską religię, jednak coś w słowach księdza przykuło jego uwagę. Mówił on o tym, że miłość przezwycięży każdą przeciwność losu, a jej moc jest potężniejsza niż każde zło świata. Nie wiedział w jakim kontekście ksiądz użył tych słów, jednak niewiele go to obchodziło. Ubrany na czarno, schowany pod parasolem, był praktycznie niewidoczny, więc nie musiał się przejmować tym, że ktoś na niego patrzy i zauważy, że nie słucha.

Po ceremonii poczekał, aż tłumy się rozejdą, chcąc w spokoju złożyć białe kwiaty w miejscu pochówku. Nie płakał, bo tak naprawdę nigdy nie kochał swojego wujostwa, jednak przez wzgląd na to, że latami mimo swojego strachu względnie się nim zajmowali, był im to dłużny. Gdy cmentarz prawie opustoszał, podszedł do wyłożonego kwiatami rodzinnego grobu, po czym przykucnął i położył swój bukiet gdzieś z boku. Wpatrywał się chwilę w tabliczkę widniejącą ponad stosem kwiatów z imionami i nazwiskiem jego rodziny. Usłyszał ciche kroki za sobą, jednak nie podniósł się, nie mając ochoty na rozmowę z nikim.

— Potter. Czas wracać. – usłyszał za sobą głos, którego się nie spodziewał. Odwrócił jedynie głowę i spojrzał prosto w srebrne tęczówki.

— Co ty tu robisz? – podniósł się do pozycji stojącej.

— Chyba nie myślałeś, że puścimy cię tu samego. To zbyt niebezpieczne. – blondyn wpatrywał się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

— Mogłem się domyślić. – westchnął, po czym jeszcze raz spojrzał na grób. Odwrócił się zaraz przodem do stojącego przed nim Ślizgona. — Wracamy?

Draco kiwnął jedynie głową i ruszył pierwszy do wyjścia z cmentarza. Harry podążał za nim, nie odzywając się już ani słowem. Dopiero po chwili poczuł delikatne falowania magii obronnej, na co delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Kiedy wyszli, szybko skierowali się między dwa wysokie budynki. Poczuł dłoń blondyna na swojej, a znajome szarpnięcie przeniosło ich obu prosto pod jego dom. Potter spojrzał zdziwiony na Malfoya, który jedynie kiwnął mu głową w stronę drzwi. Nie komentując wszedł do środka, słysząc kroki mężczyzny za sobą. Zgredek prędko odebrał ich szaty i parasole, unikając spojrzenia blondyna, po czym zniknął w odmętach kuchni.

— Nie mieliśmy wrócić do Ministerstwa? – odezwał się w końcu, stając przodem do Ślizgona. Wciąż nie potrafił wyczytać niczego z jego twarzy.

— Masz dzień wolny. – stwierdził jedynie.

— Okej...? A po co ty tutaj? – Harry czuł się coraz bardziej skołowany. Irytowało go to, że nie wiedział czego może się po nim spodziewać.

— Chciałem dopilnować, abyś nie zrobił nic głupiego. – wzruszył jedynie ramionami i podszedł krok bliżej. Harry wziął głęboki oddech, a do jego nozdrzy dotarł zapach perfum wyższego.

— Nie wiem o czym mówisz. – zielone oczy nie odrywały się od tych srebrnych. Działo się to za każdym razem, kiedy na siebie patrzyli, po prostu ciężko im było przerwać kontakt wzrokowy.

Mimo, iż Harry obiecał sobie porozmawianie z Malfoyem na temat tego, co między nimi jest, wciąż odwlekał tą rozmowę w czasie, nie trafiając na dobrą do niej okazję. W każdym razie tak właśnie to sobie tłumaczył i tego się trzymał. Nieważnym było, że nawet nie wie od czego zacząć, a na samą myśl jego żołądek wywraca się do góry nogami kilka razy. Bo jak, do cholery, zaczyna się takie rozmowy? Mógł być mądrzejszy i wcześniej doradzić się Hermiony, nie chciał jej nachodzić za każdym razem, kiedy nie wiedział, co zrobić. Teraz to wszystko nie miało jednak znaczenia, bo czuł, jak powoli znów zatraca się w bliższym kontakcie z blondynem. Gdyby tak tylko zbliżyć się o krok, byłby w stanie go pocałować.

Tak, szefie. || Drarry +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz